Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwóch chłopców jeździło na łące gokartem. Doszło do tragedii

Aleksandra Łuczyńska (dam) 0 68 363 44 60 [email protected]
Stanisław Łobodziec, ojciec poszkodowanego chłopca, pokazuje miejsce wypadku.
Stanisław Łobodziec, ojciec poszkodowanego chłopca, pokazuje miejsce wypadku. fot. Aleksandra Łuczyńska
- Już nigdy, nikt nie będzie jeździł na gokarcie, który zrobiłem - mówi roztrzęsiony Stanisław Łobodziec, ojciec chłopca, który podczas zabawy poważnie się zranił.

Do tragedii doszło w Starej Wodzie, niewielkiej wsi położonej na trasie między Lubskiem a Nowogrodem Bobrzańskim. Dwie kobiety napotkane przy drodze wskazują na dom, w którym mieszka poszkodowany chłopiec.

- Wersji jest tyle, że nie wiadomo, w którą wierzyć. Ludzie to go już pochowali, odebrali mu mowę... Nikt tak naprawdę nie wie, co się z nim teraz dzieje. Co rusz to inaczej gadają - mówią mieszkanki wsi.

Obaj mają po dwanaście lat

Ojciec chłopca, Stanisław Łobodziec niechętnie mówi o tym, co się wydarzyło na boisku za jego domem we wtorkowy wieczór. Głos mu drży, kiedy wspomina: - To się stało około godz. 20. Filip razem ze swoim kuzynem, który akurat do nas przyjechał, jeździli sobie na gokarcie. Obaj mają po dwanaście lat. A tego gokarta sam zrobiłem, jakieś pięć lat temu, z malucha.

Zabezpieczyłem go porządnie, żeby wszystkie części były zaokrąglone. Nie rozwijał dużych prędkości. Synowie się tym bawili, ale zawsze bezpiecznie jeździli, miałem ich na oku, przestrzegałem, żeby na drogę nie wyjeżdżali. A to nieszczęście się na boisku stało - opowiada mężczyzna.

Było dużo krwi

Boisko jest zaledwie kilkadziesiąt metrów za domem Łobodźców. Nikt z dorosłych nie widział jak doszło do wypadku, wszyscy jednak wiedzieli, że chłopcy jeżdżą gokartem. Czterokołowiec uderzył z dużą prędkością w drewnianą konstrukcję, stojącą nieopodal boiska. Jedna z desek rozcięła szyję Filipa.

- Kuzyn, który tego gokarta prowadził, przyciągnął go do domu. Jak myśmy to zobaczyli - Łobodziec kiwa głową. - Strasznie to wyglądało, cały był we krwi, wszystko na wierzchu miał. Niepotrzebnie zawoziliśmy go do Lubska, mogliśmy na pogotowie czekać, ale w panice człowiek nie zawsze robi to, co powinien. W końcu trafił do szpitala w Zielonej Góry, tam mu operację zrobili. Teraz żona ciągle przy nim siedzi. Chłopak wyjdzie z tego, ale wakacje ma z głowy.

- Chłopczyk trafił do szpitala we wtorek wieczorem. Był operowany i w tej chwili przebywa na oddziale laryngologicznym. Jego stan jest dobry, kontakt z nim również i rokowania na poprawę zdrowia także są dobre. Chłopczyk mówi bez większych problemów. Jeszcze nie wiadomo, kiedy wróci do domu, na razie przebywać musi na oddziale - informuje Adriana Wilczyńska, rzeczniczka zielonogórskiego szpitala.

To był pech

- Nie myślał pan nigdy o tym, że może się coś złego przytrafić na takim gokarcie własnej roboty? - pytamy. - Nigdy, przecież to była zabawka dla nich, spokojnie jeździli, naprawdę - zarzeka się mężczyzna.

- To był straszny pech, że tak się stało - dodaje pokazując miejsce tragedii. Drewniana konstrukcja wygląda jak element toru przeszkód, nie pierwszej już nowości. Na jednej z desek widać ślady po wypadku. - Gdyby człowiek specjalnie chciał tak się nadziać, to w życiu by mu się nie udało - zaznacza Łobodziec.

- Pozwoliłby pan drugi raz jeździć tym pojazdem swoim dzieciom?
- W życiu, już nigdy, nikt nie będzie na tym jeździł. Policja go i tak zabrała, ale już nie pozwolę - zapewnia mężczyzna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska