[galeria_glowna]
Gorzowianin Grzegorz Kukurowski i mieszkaniec Barlinka Jarosław Skowron w listopadzie ubiegłego roku pojechali w samo serce Himalajów, aby wejść na liczącą ponad 6 tys. m Cholatse.
A ponieważ warunki były niesprzyjające, weszli na liczącą 6,1 tys. metrów nad poziom morza Nirekhę. - Ona leży w oddalonej od głównych szlaków dolince, w bezpośrednim otoczeniu Mount Everestu, w rejonie lodowca Khumbu - tłumaczyli.
Ze śmiercią w oczach
Gorzowsko-barlinecka ekipa pierwotnie planowała wypad do Tybetu, ale akurat zaczęło się powstanie tybetańskich mnichów i nie było żadnych szans na uzyskanie zgody od chińskich władz na wjazd w ten rejon. Wówczas zapadła decyzja - Nepal i jakiś szczyt powyżej 6 tys. m. - Działaliśmy razem z czteroosobowym zespołem himalaistów warszawskich - opowiadali himalaiści w trakcie spotkania we wtorkowy wieczór w hotelu Gracja. W tle snuła się tybetańska mantra i płonęły zapachowe świece.
Do Nepalu lecieli z Berlina przez Moskwę i Delhi. Najpierw to był Aerofłot, potem Air India. Z Kathmandu - stolicy Nepalu do Lukli lecieli około 40-letnim dornierem. - Maszyna była bardzo mocno wysłużona. Stewardesa miała za zadanie rozdawanie wacików do uszu i cukierków. Waciki miały zagłuszyć warkot maszyny, bo nie była wygłuszona - wspominali himalaiści.
Prawdziwym mistrzostwem świata było lądowanie w Lukli - himalajskiej wiosce, bo pas ma tylko 300 m długości, a dwa tygodnie temu rozbił się tu samolot z wyprawą niemiecką i zginęli wszyscy . - No, też mieliśmy śmierć w oczach - mówili Gregorz Kukurowski i Jarosław Skowron.
Wspomnienie Tadeusza
Z Lukli malutka karawana, z Szerpami w charakterze tragarzy, ruszyła do Namche Bazar, sporej himalajskiej wioski leżącej na wysokości 3,5 tys. m n.p.m. A stamtąd już do bazy, czyli Teriche.
Po drodze widzieli południową ścianę Lhotse, dla Polaków ważną, bo na niej w 1992 r. zginął wybitny polski himalaista Jerzy Kukuczka.
W bazie najpierw przekonali się, że na Cholatse nie ma lodu, więc wejście jest niemożliwe. A potem przeżyli straszne chwile, kiedy jeden z warszawiaków zapadł na chorobę wysokościową i trzeba go było szybko ewakuować niżej. Inaczej groziła mu natychmiastowa śmierć. Zresztą pozostała część ekipy też została dotknięta chorobami i musieli się nieco podkurować.
To podczas kuracji Grzegorz Kukurowski odnalazł w himalajskiej wsi obelisk z nazwiskami ofiar Mount Everest. Tam właśnie wśród dziesiątków innych figuruje imię Tadeusza Kudelskiego, jedynego gorzowianina, który stanął na Szczycie Świata. Niestety, zginął podczas zejścia.
Wtedy też zapadła decyzja - zmieniana celu. Zamiast na Cholatse poszli na Nirekhę. Na szczyt udało się wejść tylko gorzowsko-barlineckiej ekipie. Zajęło im to cały dzień, szli w oślepiającym słońcu i huraganowym wietrze. Na szczycie zrobili sobie zdjęcia z Mount Everestem i Lhotse w tle.
Małpia świątynia
Po wejściu na szczyt zawsze zaczyna się droga w dół. - I znów trzeba było wsiąść do tego piekielnego samolotu, ale i tym razem się udało - mówili himalaiści. Jednak nadzieja na kilka spokojnych dni w Kathmandu szybko się rozwiała. Prosto z lotnika trafili na ... zamieszki między zwolennikami byłego króla a maoistycznego rządu. Na szczęście wojna szybko się uspokoiła.
- Zwiedzaliśmy Kathmandu. Byliśmy w największej nepalskiej świątyni, zwanej świątynią małp, bo tyle ich tam mieszka - mówił Grzegorz Kukurowski. Potem był jeszcze jeden dzień spędzony w Delhi. I wreszcie powrót do kraju.
Ale obaj nie bardzo umieją usiedzieć na miejscu. Dziś są już w Tatrach i wspinają się na Wielki Mięguszowiecki Szczyt w otoczeniu Morskiego Oka. W planach mają wyprawę w Alpy i naturalnie do Tybetu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?