Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gospodynie domowe zdradzają tajemnice powideł

Dariusz Brożek
Wioletta Przekora smażyła powidła przez kilkanaście godzin. Pomagał jej Sebastian Więckowski, bo to ciężka robota.
Wioletta Przekora smażyła powidła przez kilkanaście godzin. Pomagał jej Sebastian Więckowski, bo to ciężka robota. fot. Dariusz Brożek
Śliwki na powidła muszą być trochę przejrzałe. Mają aż ociekać sokiem. - Najlepiej, kiedy zetnie je pierwszy przymrozek - mówią gospodynie z Mnich i Mniszek pod Międzychodem.

Smażenie powideł to święto w międzychodzkim trójmieście, czyli w sąsiadujących ze sobą niewielkich wsiach Mniszki, Mnichy i Tuczępy. A ogromne gary, w których się smażą śliwki, to relikwie przekazywane z pokolenia na pokolenie. Będąc małą dziewczynką Violetta Przekora z Mnich podpatrywała, jak jej babcia smaży śliwki na powidła. Niecierpliwie czekała aż skończy, bo po zapeklowaniu słodkości w słoiki mogła wybierać palcami ich resztki z ogromnego gara. Do dziś pamięta ten smak, choć minęło już sporo lat. I sama robi powidła.
Nigdy jednak nie miała tylu kibiców, co podczas ostatniego festynu w skansenie w Mniszkach. Smażenie śliwek i pokazy rękodzielników niczym magnes przyciągnęły tam tłumy mieszczuchów. Przez kilka godzin wianuszek ciekawskich otaczał ogromny gar, w którym gospodyni mieszała powidła ogromną drewnianą chochlą. Tą samą, którą kiedyś babcia odganiała ją od smażących się pyszności. Cierpliwość popłaca, gdyż w nagrodę widzowie mogli skosztować tego specjału. Dla wszystkich jednak nie starczyło, choć gospodyni zużyło 50 kilogramów śliwek.

- Zaczęłam dzień wcześniej, bo powidła muszą się smażyć przez kilkanaście godzin - opowiada.

Chochla jak młyński kamień

Dzień przed festynem gospodyni obmyła 50 kg ociekających od soku śliwek i wydrylowała je z pestek. Potem naszykowała spory stos drewna i zabrała się za czyszczenie miedzianego kotła. Tak dużego, że z powodzeniem można w nim ugotować prosiaka, czy barana. Na koniec wysmarowała go smalcem. - Żeby powidła się nie przypalały - tłumaczy.

Kolejny etap to przygotowanie paleniska z cegieł, na którym V. Przekora ustawiła kocioł. Wsypała do niego owoce, po czym dolała trochę wody i rozpaliła ogień. Smażenie śliwek to ciężka robota. Trzeba je cały czas mieszać, żeby się nie przypalały. W miarę upływu czasu powidła robią się coraz bardziej gęste, a chochla zaczyna ciążyć w dłoniach niczym młyński kamień. Dlatego gospodyni pomagał Sebastian Więckowski.

- Czym dłużej się smażą, tym są lepsze. Można też dodać trochę cukru. Zwłaszcza, jak kto chce zapeklować powidła w słoiki. Ja na 50 kilo śliwek dałam niecały kilogram i wyszły bardzo słodkie - mówi.

Korbole ożywiają skansen

Po kilkunastu godzinach smażenia powidła były już gęste jak smoła. A widzom ciekła ślinka. Słodki przysmak ze śliwek wychwalała m.in. Maria Rychlewska z Międzychodu. - Sama smażę powidła, ale te są znacznie lepsze - zapewnia.

Skansen w Mniszkach powstał w folwarku rodu von Unruh z XIX w. Jego kierownik Jacek Kaczmarek zaznacza, że oprócz dawnych narzędzi i sprzętów rolniczych można tam poznać zanikające już zwyczaje ludowe i tajniki tradycyjnej, wielkopolskiej kuchni. Np. zobaczyć jak się robi masło z mleka, albo smaży powidła ze śliwek lub z dyń, zwanych z poznańska korbolami. - Chcemy w ten sposób ożywić skansen i przyciągnąć gości. Dla mieszczuchów to nie lada gratka I dla wielu z nas to powrót do lat dzieciństwa - podkreśla.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska