Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jego dom stoi na dawnym jeziorze

Michał Szczęch 68 359 57 32 [email protected]
Rzeźbienie w drewnie to wielka sztuka. Eugeniusz Lutycz taką właśnie sztuką trudni sie od dziesięcioleci.
Rzeźbienie w drewnie to wielka sztuka. Eugeniusz Lutycz taką właśnie sztuką trudni sie od dziesięcioleci. Michał Szczęch
Ludzie przyjeżdżają tu, odjeżdżają, a dom wciąż czeka na nowych gości. Mierzony wzrokiem podziwu, zdziwienia, może niekiedy zazdrości. Dom tonący w zieleni, stojący na dawnym jeziorze, którego już nie ma...

Twierdzi, że odkrył najstarszą drogę, która wiodła niegdyś do Krosna Odrzańskiego. Ktoś powie, że nie może być. A Eugeniusz Lutycz ma niezbite dowody. Przecież sam prowadzi badania, przeczesuje okoliczne tereny metr po metrze. Budują coś, Eugeniusza Lutycza na placu budowy nie może zabraknąć. Taki dociekliwy? Również, ale o geologię tu głównie chodzi. E. Lutycz szuka śladów przeszłości. Wspomniana droga starsza jest nawet niż ta okraszona dębami, wiodąca z Połupina, przez zalewowe poldery. Do Krosna E. Lutycz przyjechał jednak drogą najnowszą, dziś wyasfaltowaną krajówką. Przyjechał, by zamieszkać na Odrą.

Tonący w zieleni dom Eugeniusza Lutycza stoi na dawnym akwenie, który zasypano. Kto bywał w tym domu? Łatwiej byłoby napisać, kto nie bywał. Bo gościło tu wielu, choćby artystów, na czele ze słynnym swego czasu malarzem zielonogórskim, czyli Hilarym Gwizdałą, Cyganem z pochodzenia.

Kiedyś przyjechał do domu pana Eugeniusza pewien 80-letni Żyd z Izraela. Mieszkał w przedwojennym Krośnie, tuż przy moście. Po drugiej strony Odry mieszkała jego ukochana, córka miejscowego pastora. Nieszczęśliwa miłość, kochankom nie było dane żyć razem. Ów 80-letni Żyd poprosił Eugeniusza Lutycza, by wyrzeźbił widok na most i dom tej dziewczyny. Tak pan Eugeniusz zamknął w drewnie historię pewnej miłości. Żyd zapłacił, odjechał i nigdy nie wrócił po to arcydzieło. Zatrzymał je dom.

Miłość do rzeźby w drewnie - widać ją na każdym kroku w domu tonącym w zieleni. Misternie rzeźbione meble. Szafki i stoły ,,wyszywane" dłutem, z ptakami, motywami roślinnymi. W galerii mnóstwo eksponatów, ozdobne szkatułki, jakby dziergane szydełkiem...
Dom tonący w zieleni stanął na dawnym jeziorze w 1914 roku. Eugeniusz Lutycz zamieszkał w nim ponad pół wieku później, trzydzieści lat temu. I wnętrza urządził według własnych zmysłów. Starą stajnię przerobił na dodatkowe pokoje. Wykuł piękne łuki. Przeciął piaskowca, wstawił i kamieniami ozdobił ściany. Wnętrzom nadał niepowtarzalnego wyrazu. Ściany okrasiły też obrazy autorstwa samego właściciela. Komody zdobią maszyny do pisania. Ich przebogatą kolekcję, ponad 50 sztuk, skrywa dziś strych. Są też maszyny do szycia. Jedna, szczególnie cenna, dziś "zdrowieje" zatopiona w oleju. To oryginalny Singer z 1884 roku, numer fabryczny 00064.

Niemal 100-letni dom wciąż ogrzewają piece kaflowe. - Nie mam centralnego - nie, żeby pana Eugeniusza nie było stać. - Stwierdziłem, że centralne mi się nie podoba.
Pan Lutycz skąpał swój dom w zieleni, jak tylko się sprowadził. Urządził bajeczny ogród. Rozłożyste drzewa górują dziś nad niewielkimi drzewkami bonzai. Wszystkie rośliny unikatowe, noszą swoją historię. - Ten wiąz i lipa zostały posadzone w dniu urodzin moich córek - opowiada E. Lutycz.
Z zamiłowaniem do roślin Eugeniusz Lutycz po prostu przyszedł na świat. - Ja się urodziłem w ogrodzie, dopiero później zamieszkałem w zielonogórskiej kamienicy. Ciągoty pozostały, stąd pasja.

- Nie ma tak, że kogoś z nieba oświeci - sądzi pan Eugeniusz, pytany o skalę talentu, który trzeba posiadać, by rzeźbić, projektować i badać. I wreszcie, by w taki sposób urządzić swój dom. - Wszystkiego człowiek musi się nauczyć, przestudiować od podstaw. Wszystko jest możliwe. Trzeba chcieć - czy dzięki temu mottu pan Eugeniusz żyje, jak żyje, czyli pełnią i z pasją?
W przyszłości ogród okraszą dęby, niezwykle rzadkie, na naszych terenach wręcz niespotykane. O tyle fantastyczne, że jesienią przebarwiają się na krwistoczerwone. - Mam żołędzie tego dębu błotnego z Ameryki Północnej. W okolicy jest tylko jeden egzemplarz...
Jak dotarł do tych żołędzi? Prosta sprawa, wsiadł na rower i odnalazł. Rowerowe historie pana Eugeniusza to jednak temat na odrębną opowieść...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska