Nikomu nie były potrzebne. W końcu przywódcy partii i narodów mieli wyglądać dostojnie. Spokojni, eleganccy, najwyżej lekko uśmiechnięci i zatroskani budową socjalizmu.
Jestem berlińczykiem
Jest lato 1963 r. Do Berlina Zachodniego przylatuje prezydent Stanów Zjednoczonych John F. Kennedy. Miasto od dwóch lat rozdzielone było murem berlińskim, który miał zapobiec masowym ucieczkom obywateli NRD na Zachód. 26 czerwca Kennedy składa słynną deklarację: "Wszyscy wolni ludzie gdziekolwiek by nie mieszkali, są obywatelami miasta Berlina. I dlatego ja, jako wolny człowiek, z dumą stwierdzam: Ich bin ein Berliner".
To nie mogło podobać się władzom NRD, gdzie właśnie obchodzono 70. rocznicę urodzin Waltera Ulbrichta - szefa wschodnioniemieckich komunistów. Kulminacyjnym momentem jubileuszu miała być wielka manifestacja we Frankfurcie nad Odrą, na którą przyjechało ok. 70 tys. ludzi. W przygotowaniach do wiecu brali też udział Polacy z nadgranicznego woj. zielonogórskiego - wraz z I sekretarzem KW PZPR Tadeuszem Wieczorkiem pojechało do Frankfurtu ponad 1000 aktywistów. Jednak najważniejszymi gośćmi byli I sekretarz KC KPZR Nikita Chruszczow i premier Józef Cyrankiewicz.
... a ja komunistą
- Chodzi o to, żeby najpierw być komunistą, potem dopiero Niemcem, Polakiem i Rosjaninem - głośno przekonywał zebranych Nikita Chruszczow.
Obok niego stał Ulbricht odznaczony właśnie Orderem Lenina, medalem Złotej Gwiazdy i tytułem Bohatera Związku Radzieckiego.
- Tam były olbrzymie tłumy - wspomina Bronisław Bugiel, wtedy fotoreporter "Gazety Zielonogórskiej". - Wiec rozpoczął się po południu, a zakończył późno wieczorem, gdy było już ciemno.
B. Bugiel wraz z kilkoma fotoreporterami został wpuszczony na główną trybunę i z bliska sfotografował dygnitarzy. Jednak zdjęcia nie nadawały się do publikacji w gazecie. - Robisz sobie jaja z przywódców - usłyszałbym od naczelnego - śmieje się B. Bugiel, wyjmując zdjęcia z czarnej plastikowej torby. - Proszę zobaczyć! Każdy robi co innego: Cyrankiewicz patrzy się nie wiadomo gdzie, Wieczorek szepcze coś na ucho swemu niemieckiemu koledze trzymając go za rękę, a Chruszczow stoi bokiem, ma wygniecioną marynarkę, wystaje mu brzuch i jest za mało dostojny...
Fotografie trafiły do szuflady, a B. Bugiel zszedł z trybuny, by z daleka sfotografować przywódców otoczonych tłumami słuchaczy. I takie zdjęcie ukazało się w gazecie.
Jedzie pociąg z daleka
Jednak to nie wielkie wiece były zmorą fotoreporterów, lecz pociągi. Przez województwo biegnie najważniejsza linia kolejowa ze wschodu na zachód. I to pociągami właśnie przed laty jeździli najważniejsi dygnitarze. Czasami zatrzymywali się na stacji w Zbąszynku (Kim Ir Sen) lub Kunowicach (Chruszczow), by spotkać się z mieszkańcami i miejscowymi władzami.
- A my jechaliśmy obsługiwać te imprezy - opowiada B. Bugiel. - W Kunowicach na Chruszczowa czekaliśmy kilka godzin. Wreszcie jest pociąg. Tylko nikt nie wie, w którym wagonie jest Chruszczow, a tu już zrobiło się ciemno. Ktoś krzyczy, że na końcu składu, który miał kilkanaście wagonów. Rzucamy się biegiem.
Tam go jednak nie ma! Biegniemy do przodu. W końcu się znalazł. Wysiadł na chwilę, coś tam zagadał, pomachał ręką i pojechał do Berlina.
Czerwony dywanik
Raz B. Bugiel wraz z kolegami z redakcji wyjechał do NRD na dni prasy. Do Frankfurtu miał przyjechać Leonid Breżniew. Na dworcu wszyscy stoją w gotowości, na peronie - obowiązkowy czerwony chodnik, a tu klęska! - Zapomniałem filmu. Na szczęście niemiecki kolega pożyczył mi jedną rolkę. Zakładam ją a Breżniew wysiada. Miałem 12 klatek i zrobiłem mu 12 ujęć - wspomina Bugiel. - I to z bardzo bliska. Niewielu fotoreporterów na świecie miało taką możliwość.
Sekretarz chwilę postał na peronie i porozmawiał z gospodarzami i wszyscy się rozjechali. Breżniew do Berlina, Bugiel do Zielonej Góry.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?