Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pamiętacie kierowcę, który przejechał kobietę autobusem? Jutro zapadnie wyrok

Magdalena Grabowska
Magdalena Grabowska
Wideo
od 16 lat
Ojciec Basi pragnie dla niego dożywocia. Prokuratura 25 lat więzienia. W Sądzie Okręgowym w Katowicach odbyła się przedostatnia rozprawa sądowa przeciwko Łukaszowi T., kierowcy autobusu, który przejechał 19-letnią dziewczynę przy przystanku na ul. Mickiewicza w Katowicach. Dzisiaj, 26 września mowy końcowe wygłaszała obrona kierowcy autobusu i sam Łukasz T. - Jesteśmy w sytuacji, w której większość osób wydała już wyrok. Świadkowie, pokrzywdzeni, ulica. Po co procedować? - pyta retorycznie mecenas Waldemar Murek. - Żałuję tego. Jest mi wstyd, że wszyscy znaleźliśmy się w tym miejscu - mówił Łukasz T. Jutro, 27 września zapadnie wyrok.

Spis treści

Mecenas Przemysław Moroz, adwokat Łukasza T., wskazuje, że ocena sądu będzie trudna, ponieważ zeznania świadków są sprzeczne, podobnie jak sprzeczne są opinie biegłych.

- W szczególności nie mamy w sprawie pewnego obrazu odwrócenia twarzy w momencie rozpoczęcia ruchu - mówi.

"Jak chcemy budować zamiar zabójstwa, jeśli nie zmierza do tego kierowca"

- Co zostało pominięte w stanie faktycznym? - zapytał. - Dla mnie to są kwestie ewentualnego popchnięcia Jessici M. - stwierdził. Pod wątpliwość postawił także próbę przejechania Łukasza M. - narzeczonego 19-letniej Barbary Sz. - Jak chcemy budować zamiar zabójstwa, jeśli nie zamierza do tego kierowca, dając tej osobie szansę, żeby uciekła? Jeśli chciałby to zrobić, zrobiłby to z pełną determinacją - mówił Przemysław Moroz.

Obrona pod wątpliwość daje także badania krwi.

- Oskarżyciel mówi, że ocenia na korzyść oskarżonego. Wcale nie ocenia na korzyść. Co jeśli te badania z wyższym stężeniem były drugimi badaniami krwi? Dlaczego musimy przyjmować, że to jest etap spadku? - zapytał.

Oskarżyciel tworzy "niepotrzebną aurę" wokół Łukasza T.?

Podczas mowy końcowej adwokat stwierdził, że znikoma ilość amfetaminy we krwi oskarżonego, podobnie jak innych rzekomych środków odurzających, jest "tworzeniem niepotrzebnej aury" wokół oskarżonego.

- Oskarżyciel pozwala na pewną ekscytację wokół tej sprawy - przyznał Przemysław Moroz.

Przytoczył zeznania Lindy P., która zeznawała w kwietniu:

- On się nie wystraszył jak w kogoś wjechał, a co dopiero nas by się miał wystraszyć - mówiła podczas jednej z rozpraw.

Przypomnijmy, że Linda P. twierdziła, że wyciągnęła koleżanką spod kół autobusu.

- Oskarżenie daje prawo do pomyłki pani Lindzie. Zabiera to prawo panu Łukaszowi, który pracuje od godz. 3. To ma wpływ na człowieka, a ma dokładnie wszystko pamiętać - wskazuje Przemysław Moroz. - Tworzy się aurę podczas rozmowy z policjantką (Jak powiedział oskarżyciel posiłkowy na rozprawie z 19 września Łukasz T. miał nic nie czuć podczas przesłuchania i "zachowywać się jakby był w grze" - przyp. red.). Trzeba zwrócić uwagę jak zachowuje się oskarżony na innym przesłuchaniu. Jest napisane, że oskarżony płacze, przeprasza. To pokazuje, że ma uczucia - dodał.

Mecenas Przemysław Moroz wskazał, że ocena sądu będzie trudna, ponieważ zeznania świadków są sprzeczne, podobnie jak sprzeczne są opinie biegłych.
Mecenas Przemysław Moroz wskazał, że ocena sądu będzie trudna, ponieważ zeznania świadków są sprzeczne, podobnie jak sprzeczne są opinie biegłych. Magdalena Grabowska

Adwokat Kinga Jaśkiewicz wskazywała natomiast, że Łukasz T. nie mógł zażyć Tramadolu (środku o charakterze psychotropowym), między zdarzeniem a zatrzymaniem. Nie ma też dowodów na to, aby kierowca zażył środki przed wejściem do autobusu.

- Należy stanowczo zaprzeczyć, iż oskarżony Łukasz T. w chwili zdarzenia prowadził pod wpływem opioidów. Należy również podkreślić, że w toku śledztwa, jak i postępowania sądowego, nie ustalono w sposób pewny, kiedy i w jakiej dawce oskarżony mógłby zażyć taką substancję - mówi Kinga Jąskiewicz.

Przypomniała, że Łukasz T. przyznał się przed sądem, że zażywa Recigar - środek na rzucenie palenia. Obrona twierdzi, że być może lek miał wpływ na wyniki badań toksykologicznych.

- Nie odniesiono się do reakcji krzyżowych, nie ustalono, czy Recigar może być przyczyną fałszywie dodatnich wyników i zawyżenia stężeń tych substancji - wskazała.

W aktach sprawy widać wiele rozbieżności

Adwokat Kinga Jaśkiewicz podkreśliła, że w aktach sprawy widać wiele rozbieżności.

- Pasażerowie taksówki odmiennie interpretują jego (Łukasza T. - przyp red.) zachowanie:

"Wydawało mi się, że kierowca był w szoku. Wnioskuję to po jego wyrazie twarzy. Widać było szok i przerażenie".

"Nie wyglądało, aby kierowca autobusu był zdenerwowany. Zachowywał się normalnie".

Kolejne zeznanie:

"Widać, że kierowca był zdenerwowany. Był w amoku. Wnioskuję to po jego wyrazie twarzy i tonie głosu - cytowała zeznania świadków".

- Różne trzy opisy tego samego zachowania. Widać jak to jest subiektywne - skwitowała adwokat.

Awokat Kinga Jaśkiewicz wskazywała natomiast, że Łukasz T. nie mógł zażyć tramadolu (środku o charakterze pyschotropowym), między zdarzeniem a zatrzymaniem.
Awokat Kinga Jaśkiewicz wskazywała natomiast, że Łukasz T. nie mógł zażyć tramadolu (środku o charakterze pyschotropowym), między zdarzeniem a zatrzymaniem. Nie ma też dowodów na to, aby kierowca autobusu zażył środki przed wejściem do autobusu. Magdalena Grabowska

Trzeci obrońca Łukasza T., kierowcy autobusu zarzucał prokuraturze subiektywną ocenę sprawy.

- Sprawa odnosi się do uczuć subiektywnych. - mówi mecenas Waldemar Murek. - Dlaczego taki subiektywizm panie prokuratorze? Postępowanie karne, sądowe ma za zadanie wyjaśnić kilka kwestii. Mamy odpowiedzieć: dlaczego? Kto? - dodaje.

Jak sam przyznał, ma poważny problem, ponieważ według niego trudno się doszukać w sprawie motywu.

- Jego nie ma. Pośrednio poprzez inne rzeczy (prokuratura - przyp. red.) wskazuje w swojej mówie, że ta agresja spowodowała, że doszło do tego co się stało 30 lipca. Ten przekaz pana prokuratora jest swoistą autopromocją: "zostało prawidłowo przeprowadzone to śledztwo" - twierdzi.

Skomentował, że rola sądu przez prokuraturę została sprowadzona do tego, że sąd oglądał woreczki (woreczki po amfetaminie, znalezione w mieszkaniu Łukasza T. w trakcie trwania śledztwa - przyp. red.).

"Większość wydała już wyrok"

- Dlaczego subiektywnie zostało to przedstawione? Dlatego, że jest problem z motywem, (prokuratura - przyp red.) chce wykluczyć obawy i strach. Jesteśmy w sytuacji, że większość wydała wyrok. Świadkowie, pokrzywdzeni, ulica... - stwierdził.

Mecenas Waldemar Murek zarzucił prokuraturze subiektywną ocenę sprawy.
Mecenas Waldemar Murek zarzucił prokuraturze subiektywną ocenę sprawy. Magdalena Grabowska

Łukasz T.: Żałuję tego. Jest mi wstyd, że wszyscy musieliśmy się znaleźć w takim miejscu

Po obronie głos w sprawie zabrał Łukasz T., kierowca autobusu, przeciwko któremu toczy się proces. Wyraził skruchę za swoje czyny i chęć pomocy dzieci 19-letniej Basi, którą przejechał.

- Chciałbym pomóc także w większych wydatkach. Przygotowania do szkoły, komunia święta - wymieniał. - Mimo że ta moja postawa jest cały czas krytykowana (prokuratura i oskarżyciel posiłkowy zwracali uwagę na brak emocji oskarżonego po zdarzeniu. Media opisują także zachowanie Łukasza T. na sali rozpraw - przyp. red.), chciałbym pomóc. Czułbym się trochę lepiej. Zdaje sobie sprawę że to nie wróci życia pani Basi, ojciec nie odzyska córki, a dzieci matki, ale bardzo mi zależy, żeby zabezpieczyć los tych dzieci - dodał.

Odniósł się także do zarzutów świadków, którzy twierdzą, że kierowcę autobusu "bawi ta sytuacja".

- Bawi mnie cała sytuacja? Mnie ta sytuacja nie bawi. Wchodząc do sądu, nie wyobrażam się nie przywitać. To jest moja kultura osobista i wyraz szacunku do drugiej osoby. Nie rozumiem czemu mi ktoś zarzucił że mnie to bawi - wyjaśnił.

(Przed jedną z rozpraw Łukasz T., witając się z ze swoimi adwokatami, uśmiechnął się i skinął głową. Zachowanie to było później szeroko komentowane przez świadków zdarzenia - przyp. red.).

Oskarżony odniósł się także do zarzutów, jakoby miał zaplanować zabójstwo Barbary Sz.

- Zarzucano mi, że zaplanowałem sobie że kogoś przyjadę. To nie jest prawda. To, że się tam znalazłem, przejazd tą ulicą wynikał z grafiku. W ogóle nie znam nikogo z tej grupy osób. Nie kontaktowaliśmy się. Oni sami nie wiedzieli, że pójdą na autobus, jak sami zeznali, chcieli wziąć najpierw taksówkę - wyjaśnił.

"Gdybym wiedział nie podjechałbym tak blisko, albo wziął sobie wolne i nie poszedł do pracy"

Przyznał, że zaskoczyła go liczba osób znajdująca się wtedy na drodze. - Często to analizowałem, zadawałem sobie pytanie czemu ja tak blisko do nich podjechałem? Nie potrafię sobie odpowiedzieć. Gdybym wiedział, nie podjechałbym tak blisko, albo wziął wolne i nie przyszedł do pracy - stwierdził.

"To był zbieg nieszczęśliwych wydarzeń, że znaleźliśmy się w nieodpowiednim miejscu i czasie"

Zapewniał, że nie zamierzał nikogo skrzywić. Przyznał, że czuł się zagrożony i wpadł w panikę.

- Nie zamierzałem nikogo skrzywdzić. Zatrzymałem autobus przed tą grupa. Usłyszałem pierwsze uderzenie. Nie widziałem pani Jessici. Dowiedziałem się o jej potrąceniu dopiero w trakcie śledztwa. To był zbieg nieszczęśliwych wydarzeń, że znaleźliśmy się w nieodpowiednim miejscu i czasie - zapewniał.

Jak wyjaśnił, bał się osoby, która kopnęła drzwi, ponieważ nie każdy potrafi jednym kopnięciem je otworzyć.

- On jednym kopnięciem drzwi otworzył. Musiał mieć bardzo dużo siły, dlatego wpadłem w panikę. Zwykle do tego potrzeba dwóch osób. W międzyczasie słyszałem wśród tych pisków i wrzasków słowa: "Ja cię ku**a zabiję".

- To się wszystko zgrało w jednym czasie i wpadłem w panikę. Pod wpływem paniki, wszystko potoczyło się tak jak widzimy, żałuję tego wszystkiego... - wyjaśniał.

Podczas swojego przemówienia zwrócił uwagę na pewne nieścisłości podczas eksperymentu drogowego, który miał odzwierciedlić przebieg tragedii. Wskazywał m.in. na wzrost manekina, który prawdopodobnie był nieadekwatny do jego wzrostu, czy niebranie pod uwagę "martwych punktów" podczas jazdy autobusem.

- Większość osób jest przekonana, że będąc na moim miejscu zareagowałoby inaczej i nie popełniła tego błędu. Nie rozumieją czemu się bałem. Każdy postrzega sytuację ze swojej perspektywy - powiedział. Wcześniej prowadziłem normalne życie. Do pracy chodziłem z przyjemnością - przyznał. - Pod wpływem paniki i chaosu popełniłem błędy. Tego już nie cofnę. Nie zrobiłem tego umyślnie, nie z własnej woli - dodał.

Łukasz T. wyraził skruchę. Chce także pomagać finansowo dzieciom Barbary Sz. Przeprosił również swoich rodziców i przyznał, że jest mu wstyd, że wszyscy
Łukasz T. wyraził skruchę. Chce także pomagać finansowo dzieciom Barbary Sz. Przeprosił również swoich rodziców i przyznał, że jest mu wstyd, że wszyscy "są w tym miejscu". Magdalena Grabowska

Proces przeciwko kierowcy autobusu linii 910 toczy się od 10 października 2022 r. Podczas poprzedniej rozprawy (19 września) oskarżyciel posiłkowy adwokat Paulina Obrok-Pawlarczyk wystąpiła o zasądzenie zadośćuczynienia m.in dla dzieci Barbary Sz. i jej narzeczonego o łącznej kwocie 220 tys. zł. Wskazała, że Barbara Sz. była w młodym wieku.

- To była młoda kobieta. Na skutek nagły i okrutny dzieci zostały pozbawione matki. Jej śmierć nie obyła się bez wpływu na ich stan psychiczny - zaznaczyła. - Małe dzieci straciły oboje rodziców. Łukasz M. (narzeczony Barbary Sz.) będzie przeżywał traumę, nie tylko dlatego, że ktoś go próbował zabić pędzącym autobusem, ale dlatego, że stracił miłość swojego życia - wskazał oskarżyciel posiłkowy. - Najmłodsze dziecko miało cztery miesiące. Dzieci matki już nie zobaczą. Nie będą miały szansy być pod jej opieką - dodała.

Tragedia na ul. Mickiewicza w Katowicach

31 lipca 2021 r. Godz. 5.50. Grupa osób wraca z całonocnej imprezy w klubie Energy 2000. Wszyscy idą na przystanek przy ul. Mickiewicza. Nagle wywiązuje się awantura. Kilkanaście osób szarpie się między sobą na jezdni.

Nagrania z tego zdarzenia obiegają całą sieć. Widać na nich jak 19-letnia dziewczyna próbuje interweniować i stara się rozdzielać bijące się przed autobusem osoby. Nadjeżdża autobus linii 910. Z impetem wjeżdża w kobietę, która siłą uderzenia, razem z częścią grupy, przesunęła się w stronę chodnika.

Zza prawego boku autobusu wybiegł mężczyzna krzycząc wprost do kierowcy „wyp*****laj ku***”. Za nim, krok w krok podążała 19-letnia Basia, która prawdopodobnie chciała negocjować z awanturującymi się mężczyznami. Stojąc tyłem do autobusu dalej zwracała się do jednego z nich. Po 2-3 sekundach, autobus rusza ponownie, spychając jednego mężczyznę na prawy bok. Świętochłowiczanka w tym momencie nie miała już szans na reakcję.

Śledztwo w sprawie jednego z najtragiczniejszych zdarzeń na Śląsku

Na początku etapu śledztwa policja przesłuchuje około 20 świadków, w tym osoby, biorące udział w bójce, od której zaczęła się tragedia z 31 lipca. Analizie poddały zostały liczne nagrania z miejskiego monitoringu i ze smartfonów osób obserwujących awanturę i późniejszy wypadek. Okoliczności fatalnej bójki, do której doszło w sobotni poranek na ul. Mickiewicza, szybka stały się przedmiotem innego postępowania. Materiały dotyczące tego wątku zostały wtedy wyłączone ze sprawy śmierci 19-latki.

Rusza długi proces. Świadkowie opowiadają co wydarzyło się na ul. Mickiewicza

Media publikują kolejne fakty na temat wydarzeń z tego tragicznego wypadku. Prawdę znają jednak tylko świadkowie, którzy na własne oczy widzieli co się wydarzyło. Prokuratura zbiera obszerny materiał dowodowy. Przed sądem zeznawali niemal wszyscy, którzy w lipcu 2021 r. stali na przystanku przy ul. Mickiewicza w Katowicach. Zostali przesłuchani także pasażerowie autobusu linii 910.

Zdania były podzielone. Linią obrony Łukasza T. było m.in. poczucie zagrożenia ze strony tłumu ludzi, którzy przepychali się na jezdni. Jedna z pasażerek podzielała to zdanie.

- Bałam się, że oni po prostu powybijają szyby i mnie tam zabiją - zeznawała w lutym 2023 r. Alina L. - W mojej ocenie osoby te były agresywne i nastawione na wejście do kabiny kierowcy. Wskazywał na to fakt, że kierowali się do jego drzwi, a nie do innych. Słyszałam krzyki. Byłam przestraszona. Czułam się zagrożona - dodała.

Stojący na przystanku nie mieli jednak żadnych złudzeń. Jak zeznawała Linda, która uratowała koleżankę przed autobusem (pierwszą kobietę, na którą najechał Łukasz t.), po uratowaniu koleżanki Linda nawiązała z kierowcą kontakt wzrokowy. - Obserwowałam kierowcę autobusu. Patrzyłam na kierowcę i krzyczałam na niego czy on nie widzi co robi. Na jego twarzy nie było wzruszenia i zero jakiejkolwiek reakcji - zeznaje świadek. - Tam stało pełno osób. Jak krzyczałam do niego on szyderczym uśmiechem śmiał mi się w twarz - dodaje.

Autobus ruszył.

- Ponownie zaczął jechać do przodu. Maska autobusu uderzyła Barbarę Sz. W wyniku uderzenie upadła pod autobus. Kierowca nie zatrzymał się i jechał do przodu - opowiada dalej Linda. - Część grupy zaczęła krzyczeć do kierowcy, żeby się zatrzymał. Reszta osób zaczęła biec w kierunku autobusu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska