Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koszykówka jest piękna

Tatiana Mikułko
Kasia Czubak (z lewej) ukończyła studia na gorzowskim AWF-ie, dzięki którym będzie mogła uczyć w szkole. Justyna Żurowska chce obronić się w czerwcu (studia z informatyki i metody ilościowej w zarządzaniu). Myśli o karierze naukowej.
Kasia Czubak (z lewej) ukończyła studia na gorzowskim AWF-ie, dzięki którym będzie mogła uczyć w szkole. Justyna Żurowska chce obronić się w czerwcu (studia z informatyki i metody ilościowej w zarządzaniu). Myśli o karierze naukowej. Fot. Krzysztof Tomicz
Kibice je kochają. Za pot i serce zostawione na boisku, walkę o każdą piłkę, głowy pełne marzeń i wysokich celów. Ale także za to, że mimo sukcesów, pozostały zwyczajnymi dziewczynami z Gorzowa. Justyna Żurowska i Katarzyna Czubak zdobywają dla nas punkty od ośmiu lat. Tydzień temu, razem z koleżankami z zespołu, zabrały nas do koszykarskiego raju.

4 kwietnia - piękna data, historyczna. Nasz zespół po raz trzeci pokonał dziewczyny z Polkowic, zapewnił sobie awans do finału mistrzostw Polski i do Euroligi. Dla niewtajemniczonych Euroliga to taka piłkarska liga mistrzów. Najlepsi z najlepszych, a wśród nich nasze dziewczyny z Gorzowa!

Osiem lat temu, gdy zespół grał w drugiej lidze, wydawało się, że taki sukces tak szybko jest niemożliwy. - Krok po kroku szliśmy do przodu, nie cofnęliśmy się w żadnym sezonie - powiedział trener Dariusz Maciejewski na konferencji po wygranym meczu. Tę drogę od początku do dziś, bo przecież to nie koniec gry naszych koszykarek, przeszły też dwie 24-latki: gorzowianka Katarzyna Czubak i pochodząca z Gryfic Justyna Żurowska. Jak było? - Pięknie było, ciężko, ale pięknie - mówią zgodnie.

Łzy taty

Pewnie nikt nie uwierzy, że Justyna Żurowska, nasza kapitan, nie miała grać w koszykówkę. - Osiem lat trenowałam tenis ziemny. Żeby się rozwijać potrzebowałam więcej pieniędzy i lepszych trenerów. Równolegle marzyłam o studiach w Ameryce. Gra w koszykówkę miała mi to ułatwić - opowiada, jak trafiła do zespołu w Świdwinie pod Koszalinem. Po dwóch latach wypatrzył ją trener Maciejewski i razem z sześcioma koleżankami z drużyny ściągnął do Gorzowa. - Pierwsze wrażenie? Śmieszne - widok trenera w klapkach. Pomyślałam sobie, co za gościu oprowadza nas po hali w klapkach! - śmieje się Justyna.

Koszykówka ją na tyle wciągnęła, że zmieniła życiowe plany: nie będzie studiować za oceanem, będzie koszykarką. - Moi rodzice nie byli zachwyceni. Powiedzieli, że nie będą przyjeżdżać na mecze. Dlatego największą nagrodą i potwierdzeniem tego, że wybrałam właściwą drogę, były łzy mojego taty po trzecim wygranym meczu z Polkowicami - wyznaje Justyna. Oczywiście, jej rodzice (oboje po politechnice, nie zajmują się zawodowo sportem) są na każdym meczu córki w Gorzowie i na wszystkich ważniejszych wyjazdowych. Po udanych akcjach Justyny przybijają sobie piątki. Od niedawna na mecze przyjeżdża też bratanica naszej koszykarki, ośmioletnia Wiktoria. Oczko w głowie cioci. - Idzie w moje ślady, zaczyna od tenisa - mówi Justyna.

Kop od mamy

Kasia Czubak, w przeciwieństwie do Justyny, miłość do sportu wyssała z mlekiem matki. Rodzice skończyli gorzowski AWF. Mama jest nauczycielką wuefu, tata był piłkarzem ręcznym, teraz jest trenerem. - Zapisali mnie do trzynastki na koszykówkę. Nie chcieli, bym wysiadywała na ławce przed blokiem. Początki były trudne. Byłam mała, pyzata. Na pierwsze efekty treningów musiałam długo czekać - wspomina Kasia. Dziś jest rozgrywającą w zespole, a to oznacza, że musi widzieć wszystko, co dzieje się na boisku i nie może bać się podejmowania decyzji. Coraz częściej podrywa publiczność celnym rzutem za trzy punkty.

Przed każdym meczem u siebie, je obiad wspólnie z rodzicami. To już taki rytuał. - Zanim wyjdę z domu, mama daje mi kopa na szczęście i w ostrych słowach mówi, co mam robić, czyli że mam rzucać - śmieje się Kasia, dla której ten rok jest wyjątkowo udany: niedawno obroniła pracę magisterską, a w czerwcu wychodzi za mąż.

Intuicja trenera

Rodzice obu naszych koszykarek przeżywają występy córek. Po meczach analizują statystyki i sytuacje. Śledzą w prasie i w internecie wszystko, co zostanie napisane na temat zespołu. Mają jednak żelazną zasadę: nie mówią o tym dziewczynom. - Każdy ma lepszy i gorszy mecz, a dziennikarze pisać muszą. Nie chcemy się niepotrzebnie denerwować, bo na boisku, obok umiejętności, liczy się też psychika - tłumaczą koszykarki.

Przez osiem lat dziewczyny ani razu nie miały dość. - Kochamy to. Mimo że treningi są dwa razy dziennie, nie nudzimy się. Za każdym razem robimy coś innego. Nie wyobrażamy sobie życia bez sportu - mówią zgodnie. Każda z nich na swój sposób przeżywa ważne mecze. Justyna nie śpi na tydzień przed, układa w głowie to, co ma zrobić na boisku. Kasia maksymalnie się koncentruje. Jej narzeczony wie, że w tych dniach lepiej dodatkowo jej nie denerwować. Ukrywa więc przed nią drżące dłonie.
Dzięki koszykówce dziewczyny nie tylko sięgnęły marzeń, ale i zyskały coś bardzo cennego - przyjaźń. - Można powiedzieć, że trener miał intuicję. Od początku chciał, żebyśmy się zakolegowały. Na pierwszym wspólnym obozie przydzielił nas do jednego pokoju. Nie był to dobry pomysł, bo obie jesteśmy małomówne, więc prawie się do siebie nie odzywałyśmy - wspominają dziewczyny. Dziś także ich rodzice wspólnie się spotykają. W takim rodzinnym gronie świętowali awans zespołu do finału mistrzostw Polski.

Przed naszymi koszykarkami jeszcze jedno zadanie w tym sezonie - mecze z Lotosem Gdynia o złoto. Jak zawsze potrzebny będzie doping kibiców. Ale do tego nie trzeba specjalnie namawiać. Hala przy Chopina jak zwykle pękać będzie w szwach, bo coraz więcej gorzowian kocha koszykówkę i trzyma kciuki za nasze dziewczyny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska