Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kresowe cmentarze uczą patriotyzmu i... pokory. Zobacz Cmentarz Łyczakowski

Dariusz Chajewski
Dariusz Chajewski
Cmentarz Łyczakowski we Lwowie, jedna z najważniejszych polskich nekropoli
Cmentarz Łyczakowski we Lwowie, jedna z najważniejszych polskich nekropoli Janusz Wojtowicz
Cmentarze Na Rossie, Łyczakowski, ale także te rozsiane po kresowych wsiach i miasteczkach, najdobitniej przypominają o ziemi dziadów. Jednak nie są tylko wspomnieniem narodowej martyrologii. To także zapis wspaniałej kresowej kultury.

Zazwyczaj to są chaszcze porastające teren wokół dawnego katolickiego kościoła, jakiś lasek na wzgórzu, gdzie tylko wprawne oko dopatrzy się śladów mogił. W kolejnej miejscowości znajdziemy resztki grobowców, leżące krzyże lub tylko tradycyjną nazwę „polski cmentarz”. W jeszcze innej o tym, że była to nekropolia świadczą już tylko zatarte litery na leżącej gdzieś tabliczce, pokryte mchem rozbite płyty.

Światełko pamięci

- Gdy po raz pierwszy pojechaliśmy z bratem do Krosienka, miejscowości na Wołyniu, z której wywodzi się nasza rodzina, od razu poszliśmy na cmentarz – mówi Krzysztof Kopociński, lekarz z Żar, prezes Klubu Tarnopolan Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich w Żarach. – Był niemiłosiernie zapuszczony. I tam, pośród krzaków, odnaleźliśmy grób naszej praprababci. To zrobiło na nas ogromne wrażenie. Od tej pory wiem, że rzeczywiście ojczyzna to ziemia i groby przodków. I to właśnie cmentarze nie pozwalają nam o tym zapomnieć. Dzięki akcji Światełko pamięci przypominamy o przeszłości, ale i budujemy naszą tożsamość. Nie może być przecież tak, że zapomnimy chociażby o pięciu pokoleniach Polaków, którzy walczyli o odrodzenie naszej Polski.

Osiem lat temu, gdy bracia Kopocińscy ruszali z akcją zbierania zniczy, które później, w dzień Wszystkich Świętych, płoną na polskim cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie, zgromadzono 700 zniczy. W tym roku na wschód pojechało ich grubo ponad 10 tysięcy.

Zuchy z Mirostowic

- Bardzo ujęły nas zuchy z Mirostowic Dolnych, które przytargały całe pudła zniczy – dodaje Zbigniew Kopociński, prezes Stowarzyszenia Upamiętnienia Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów w Żarach. – I co ważniejsze, gdy zapytaliśmy dzieci o sens tej akcji, doskonale orientowały się o co chodzi. Wiedziały o cmentarzu Łyczakowskim i o Lwowskich Orlętach, walczących dzieciakach niewiele starszych od nich. To budujące. Akcja ta stała się lekcją narodowej historii.

Kopocińscy sami tę lekcję odrobili już wielokrotnie. Opowiadają na przykład o pobycie na konferencji medycznej w Wilnie w 2015 roku. Wybrali się wówczas na polski cmentarz wojskowy na Antokolu i tam, przez przypadek, stanęli przed zniszczoną mogiłą płk. Kazimierza Malanowicza, medyka i bohatera wojny polsko--bolszewickiej. Jako lekarz był kierownikiem pracowni bakteriologicznej Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie. Później został komendantem 3. Szpitala Okręgowego, który mieścił się w Zamku Królewskim w Grodnie. Jak mówi Kopociński, placówka ta była ostatnim punktem oporu w walce z Rosjanami we wrześniu 1939. Udało się pozyskać do współpracy Wojskową Izbę Lekarską i konserwatora zabytków. Dzięki temu zdołano odnowić pomnik i już rok później odbyły się uroczystości z kompanią honorową i ponownym poświęceniem grobu. Gdyby nie przypadek, grób zostałby już zlikwidowany.

Te groby łączą

- Te groby łączą Polaków, tych żyjących w kraju i tych na Litwie – dodaje Krzysztof Kopociński. – Ci drudzy byli niesamowicie wzruszeni, bo to pokazuje, że pamiętamy o naszych wspólnych przodkach.

- Jesteśmy przekonani, że tak, jak każdy młody obywatel Izraela musi odwiedzić Oświęcim, tak młodzi Polacy powinni odwiedzić kresowe cmentarze, chociażby ten Łyczakowski i Na Rossie. Znajdziemy tam pokolenia Polaków i to najlepszy dowód na to, że Polacy nie byli tam okupantami, że tam była Polska.

Podobno ludzie tak długo żyją, jak długo o nich pamiętamy. A właśnie groby stanowią ostatni materialny ślad istnienia przodków. I jak podkreślają Kopocińscy, dlatego powinniśmy pokazać, że cmentarze są dla nas ważne i o nich pamiętamy. Na Łyczakowskim bardzo często są zrzucane tabliczki z nazwiskami, imionami, datami. Następny krok to likwidacja i pochowanie w tym miejscu następnej osoby, już nie Polaka.

- Zawsze jak tam jesteśmy staramy się dokumentować zmiany – dodaje Krzysztof Kopociński. – Tak na przykład czuwamy nad miejscem pochówku prof. Bolesława Jałowego, lwowskiego wybitnego histologa, który 1 października 1943 został zastrzelony na ulicy przez działacza ukraińskiego podziemia w odwecie za zastrzelenie przez Kedyw ukraińskiego profesora Andrija Łastoweckiego. Stąd nasz apel. Jeśli jesteście na wycieczce we Lwowie czy Wilnie, czy w innych kresowych miejscowościach, odwiedźcie polskie groby, zapalcie znicz, pokażcie, że pamiętamy. Nie pozwólmy tym rodakom umrzeć, zginąć po raz drugi.

Na Rossie

Nawet spacer po największych polskich nekropoliach robi przygnębiające wrażenie. Mimo pracy Straży Mogił Polskich na Wschodzie, ofiarności rozmaitych stowarzyszeń te cmentarze giną. Weźmy wielki i słynny wileński cmentarz Na Rossie. Jak mówią mieszkający w Wilnie Polacy, Litwini zdobywają tę nekropolię krok po kroku, grób po grobie. Celowo robią trudności w odnawianiu polskich nagrobków, żeby po pewnym czasie pochować tutaj Litwinów. Nawet w tych najsłynniejszych alejkach, wokół kaplicy, na „górce literatów”, w alei Piłsudskich, coraz więcej jest świeżych pochówków z wytłaczaną w kamieniu podobizną zmarłego lub z nagrobkiem na kształt drzewa, nawiązującym do litewskich mitów przedchrześcijańskich...

Rossa. Cmentarz Na Rossie jest jedną z czterech polskich nekropolii narodowych. W skład zespołu cmentarnego wchodzi Stara Rossa (1769/1801), Nowa Rossa (1847), Cmentarz Wojskowy (1920), mauzoleum Matka i Serce Syna (1936), gdzie pochowana jest Maria z Bilewiczów Piłsudska oraz serce jej syna – marszałka Józefa Piłsudskiego. Pierwsze informacje pochodzą z XV wieku. Piłsudski sam wybrał to miejsce na pochówek, co ogłosił siedem lat przed swoją śmiercią. Chciał być blisko swoich żołnierzy.
„Nie wiem, czy nie zechcą mnie pochować na Wawelu. Niech! Niech tylko moje serce wtedy zamknięte schowają w Wilnie, gdzie leżą moi żołnierze, co w kwietniu 1919 roku mnie jako wodzowi Wilno jako prezent pod nogi rzucili…”.

Przy bramie wejściowej spoczywają polscy oficerowie i ochotnicy, którzy zginęli w walkach o Wilno w latach 1919-1920 oraz żołnierze Armii Krajowej polegli podczas operacji Ostra Brama w 1944 roku. Spoczywa tu 242 polskich żołnierzy. Pochowani zostali tutaj także filozofowie, poeci, rzeźbiarze, malarze, historycy, działacze oraz inni znamienici Polacy. Na cmentarzu znajdziemy nazwisko Joachima Lelewela, Władysława Syrokomli, ojca Juliusza Słowackiego – Euzebiusza czy pierwszą żonę Józefa Piłsudskiego – Marię Piłsudską.

Walczymy o groby

Małgorzata Gośniowska-Kola, szefowa stowarzyszenia Huta Pieniacka, od lat walczy o to, aby potomkowie zamordowanych polskich mieszkańców tej wsi mogli modlić się na mogiłach bliskich. Od lat słyszą „nie” prosząc ukraińskie władze o zgodę na ekshumację pochówków rozsianych po terenie nieistniejącej wsi, zbiorowej mogiły niedaleko kościoła.

- Gdy byliśmy w Hucie Pieniackiej po raz pierwszy mój kuzyn trafił na stary cmentarz położony niedaleko kościoła – mówi pani Małgorzata. – Zaniedbany, jak większość tamtejszych nekropoli. Skrzyknęliśmy się i pojechaliśmy busem, uporządkowaliśmy, posprzątaliśmy, odrestaurowaliśmy pomniki, ogrodziliśmy. Jednak najważniejsze dla nas jest, aby symboliczny pomnik został zastąpiony przez rzeczywiste miejsce pochówku, gdzie znajdą się szczątki naszych bliskich.

28 lutego 1944 roku wymordowano ponad 800 mieszkańców polskiej wsi Huta Pieniacka. Ta zbrodnia ukraińskich nacjonalistów, a także to wszystko, co się wokół niej dzieje, to symbol stopnia komplikacji naszych wzajemnych relacji. I wojny o pamięć. Teraz jest to pustkowie, a przed tym tragicznym dniem stały 172 gospodarstwa. W 1931 roku żyło tu 760 mieszkańców. Wyłącznie Polaków. O dramatycznej historii przypomina jedynie składający się z krzyża i kamiennych tablic z nazwiskami pomordowanych ofiar pomnik. Pomnik, który od lat jest celem ataków ukraińskich nacjonalistów. Szczątki ofiar są porozrzucane po całym terenie dawnej wsi.

W poświęconej ziemi

- Dla nas wszystkich ma to ogromne znaczenie – tłumaczy pani Małgorzata. - Z biegiem lat zadaję sobie pytanie, dlaczego tak bardzo chcę tam jeździć i dlaczego tak walczę o te ekshumacje. Z jednej strony jest to obowiązek wynikający z wiary. Pochowanie bliskich w poświęconej ziemi. Jednak gdybym przestała tam jeździć, na ten jeden wielki grób, odwróciłabym się od korzeni, od najbliższych. To pielęgnowanie pamięci bardzo wpływa na moje życie i najbliższych – tożsamość.

Pani Małgorzata mówi o grobach, jak o kotwicy pozwalającej pamiętać i o rozdarciu ludzi Kresów. - Odwiedzam nie tylko Hutę Pieniacką, która dla mnie cała jest cmentarzem, ale także nekropole w w okolicy, cmentarz Łyczakowski - dodaje szefowa stowarzyszenia Huta Pieniacka. - W takich miejscach zdaję sobie najlepiej sprawę, jak wielką ofiarę Polacy złożyli za niepodległość. Jak wiele ich kosztowało to, że byli Polakami i przy tej swojej polskości trwali. W takich miejscach uczymy się historii i to nie tylko tej tragicznej, ale i tej, z której powinniśmy być dumni. O artystach, o genialnych matematykach, profesorach, naukowcach. Zobaczmy, na jakim poziomie artystycznym zostało wykonanych wiele pomników.

Lekcja polskości

Odwiedzających cmentarz na lwowskim Łyczakowie wita tuż za główną bramą wejściową obelisk ku czci Romana Szuchewicza – generała i naczelnego wodza Ukraińskiej Powstańczej Armii. Niedaleko stąd do grobów Marii Konopnickiej i genialnego Stanisława Banacha. Szuchewicz po sąsiedzku ma monumentalną kaplicę grobową rodziny Baczyńskich; nie da rady jej przyćmić eksponowaną lokalizacją, ale nowiutka kwatera poległych na Majdanie już tak. Jeszcze większa powstała tuż obok cmentarza Orląt Lwowskich. Na Łyczakowie coraz mniej nagrobków z alfabetem łacińskim – przybywa nowych, pisanych cyrylicą. Niby nekropolia zamknięta, a zmarłych tu przybywa. Bo miejsce dla pochówku prestiżowe, a poza tym miejscowych nacjonalistów pewnie mierzi każdy przejaw minionego polskiego czasu.

Jak mówi Jan Tarniowy szefujący żarskiemu Kresowemu Towarzystwu Turystyczno-Krajoznawczemu serce boli, gdy widzi, że z zabytkowych grobowców wyrzucani są Polacy, a chowani ukraińscy „gieroje”. Nocą znika polski grób, a rankiem odbywa się nowy pogrzeb. Na cmentarzu Orląt Lwowskich groby polskich bohaterów otoczone są grobami banderowców.

Położony na wzgórzach cmentarz Łyczakowski jest jakby połączeniem muzeum i galerii sztuki. Mijamy wiele zabytkowych nagrobków o wysokiej wartości artystycznej, przedstawiających alegoryczne postaci i wizerunki zmarłych. Obok kaplice, edykuły, kolumny i obeliski, w różnych stylach. Przypominają małe świątynie. Jest jedną z najstarszych nekropolii istniejących do dziś w Europie. Jego częścią jest Cmentarz Orląt Lwowskich. Oprócz młodych obrońców Lwowa z 1918 roku znajdziemy tu powstańców styczniowych i listopadowych, bohaterów wojny 1920 roku... Wśród najbardziej znanych osób pochowanych na cmentarzu są Maria Konopnicka, Stefan Banach, Jan Dobrzański, Maurycy Dzieduszycki, Artur Grottger, Piotr Mikolasch, Franciszek Stefczyk, Gabriela Zapolska, Julian Zachariewicz, Konstanty Julian Ordon, Władysław Bełza...

Znajdziemy tutaj 23 kaplice grobowe. Dwudziesta czwarta, rodziny hrabiów Dzieduszyckich, została doszczętnie zniszczona pociskiem artyleryjskim w czasie walk o Lwów w lipcu 1944 roku. Najstarszą i najwartościowszą pod względem artystycznym kaplicę grobową na Łyczakowie wzniósł w 1812 roku hrabia Leonard Wincenty Dunin-Borkowski po śmierci swojej małżonki Ignacji z Ostrorogów. Ozdobiona była pięknymi rzeźbami dłuta znakomitego niemieckiego rzeźbiarza Hartmana Witwera.

Cmentarz Obrońców Lwowa stanowi wydzieloną część cmentarza Łyczakowskiego we Lwowie. Znajdują się na nim mogiły polskich obrońców Lwowa, poległych w latach 1918-1920. Zgodnie z założeniem architektonicznym Rudolfa Indrucha - uczestnika walk o Lwów - głównego wejścia strzegły dwa kamienne lwy, z których jeden miał na tarczy herb Lwowa i napis: „Zawsze wierny”, drugi zaś - godło Rzeczypospolitej oraz inskrypcję: „Tobie Polsko”. Nawiasem mówiąc o te lwy trwa polsko-ukraińska awantura.

To nasza ojcowizna

- Podczas naszych kresowych wypraw cmentarze zajmują bardzo ważne, wręcz kluczowe miejsce - dodaje Tarniowy. - To przecież nasza ojcowizna, miejsca, gdzie spoczywają nasi dziadowie. To miejsca podwójnie święte, niestety narażone na profanację, gdyż często są traktowane jak symbole nie tylko przez nas.

Na kresowe cmentarze Tarniowy patrzy często przez pryzmat rodzinnej wsi matki, Zawojki w okolicy Tarnopola. Bo, jak mówi, dla niego całe Kresy Południowo-Wschodnie to jeden wielki cmentarz. Ponad 3 tys. miejscowości zniknęło, każda z nich jest jak nekropola.
- W poszukiwaniu korzeni odwiedziłem także pobliskie miasteczko Kozłów - wspomina pan Jan. - Cmentarz przypominał dżunglę, do której trudno było nawet wejść. Miałem szczęście, mój przodek, który zmarł w 1882 roku, leżał w pierwszym szeregu, a obok przeprowadzono drogę. Wziąłem z tego grobu ziemię i rozsypałem na grobie moich rodziców.

- Nie, nie znalazłem grobu moich przodków, tylko babci ze strony ojca - mówi Eugeniusz Niparko z Białkowa. - Natomiast odnalazłem mnóstwo pochówków z nazwiskami znanymi mi z Białkowa, moich znajomych, sąsiadów, przyjaciół.
I jak mówi pan Eugeniusz, za każdym razem, gdy jest na poleskich cmentarzach, odczuwa wyrzuty sumienia. Oto nekropolie polskie są zaniedbane, zarośnięte, z leżącymi krzyżami, niszczejącymi nagrobkami, ale... są. Nikt nie zamienił ich tam w parki, nie postawił osiedli mieszkaniowych.

A poniemieckie cmentarze?

- Tymczasem zobaczmy, co my zrobiliśmy z poniemieckimi cmentarzami - dodaje Niparko. - W Pińsku duży cmentarz, nazywany jest nadal polskim. Byłem na nekropoliach w Berezie, Brześciu, Prużanach, w wielu małych miejscowościach. Nikt tam nie pasie krów na grobach. U nas, w Bialkowie, nawet, jeszcze w latach 70. zacierano wszelkie ślady niemieckiej przeszłości, wywożono nagrobki.

- W Prużanach po jednej stronie znajduje się cmentarz prawosławny, po drugiej katolicki z XIX wieku - kończy Niparko. - Spoczywa tam moja ciotka i jej syn. Na tablicy cioci napisy są po polsku, jej syna już cyrylicą. Jednak dla obu grobów jest miejsce.

Grób za grobem

Jeszcze więcej uwagi trzeba poświęcić polskim nagrobkom na lwowskim Cmentarzu Janowskim. To nie miejsce pielgrzymek Polaków z ojczyzny, jak Łyczaków – tu karczowanie chwastów wokół polskich nagrobków było jeszcze bardziej potrzebne. O ile łyczakowska nekropolia doczekała się jako takiej ewidencji nagrobków i nazwisk, to janowska wciąż wydobywana jest spod chwastów.

Jak zajrzeć do podlwowskich Winnik, to na tutejszym cmentarzu stary obelisk „Cześć Bohaterom poległych w obronie Ojczyzny 1918-1920” niemal sąsiaduje z zupełnie nowiutką, ale znacznie większą „Mogiłą bojców pogibszych za samostijnuju Ukrainu” w latach 1918-1919. Ta sama wojna, tylko bohaterowie po różnych stronach frontu. Także cmentarz w Bohorodczanach pod Kołomyją niczyj, tak zarośnięty. A spoczywa tu kilku „poległych Bohaterów I Brygady Legionów Polskich” i nawet swoją zbiorową mogiłę i tablicę mają.

A im dalej od Lwowa, tym mniejsza uwaga rodaków dla starych polskich nekropolii. Z tej w Stanisławowie niewiele zostało – w 1980 roku wjechały tu sowieckie buldożery i cmentarz zrównały z ziemią, zamieniając w park miejski. Ostało się kilka polskich nagrobków osłoniętych przez pobliskie drzewa, między którymi spychacze nie potrafiły manewrować. Także nagrobek zmarłego w 1932 roku Maurycego Gosławskiego – poety, żołnierza i powstańca.

Zobacz również: KRESY. Ostatni świadkowie. Teresa Gładysz z domu Kiewlicz

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska