Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Hołowczyc: rodzina to najwspanialszy element mojego życia

Marcin Łada
fot. Paweł Wańczko
Rozmowa z Krzysztofem Hołowczycem, kierowcą rajdowym i biznesmenem.

KRZYSZTOF HOŁOWCZYC

KRZYSZTOF HOŁOWCZYC

Ma 47 lat i 196 cm. Sportowiec, biznesmen, parlamentarzysta. Żona Danuta i trzy córki. Na koncie ma tytuł rajdowego mistrza Europy (1997) oraz kilka złotych medali w mistrzostwach Polski. Z powodzeniem rywalizuje w imprezach terenowych (5. kierowca w Rajdzie Dakar). Wyróżniany w wielu konkursach tytułem mężczyzny roku czy mężczyzny idealnego. Zaangażowany w kampanię na rzecz poprawy bezpieczeństwa ruchu drogowego.

- Odwiedził pan zielonogórski klub żużlowy, później spotkanie w Organizacji Pracodawców Ziemi Lubuskiej. W jakim celu?
- Zielona Góra żużlem stoi. Mogę to śmiało powiedzieć, bo będę z tej perspektywy oceniał to miasto. Mamy taki ambitny plan, żeby na meczach, które wzbudzają ogromne emocje, zaprezentować nowoczesną tablicę świetlną. Będą na niej wyniki, urywki z akcji. Chcieliśmy, żeby jeden z najlepszych klubów w Polsce miał ją jako pierwszy. Dając chyba najlepszą cenę, pragniemy wspierać sport motorowy. To jest dla mnie szczególnie cenne.

- Ale to nie jedyny powód wizyty?
- Mieliśmy także spotkania z panem prezydentem i marszałkiem. Zastanawialiśmy się, w jaki sposób połączyć biznes z regionem. Jak moglibyśmy wspomagać pewne działania. Tablice świetlne, które stawia w całej Polsce nasza spółka TvCity, mają szansę na spowodowanie wymiany. Na przykład marszałek w Olsztynie chce reklamować fajną imprezę, regaty na jeziorach. W Zielonej Górze jest Winobranie. Marszałkowie mogą się wymienić wykupionym u nas czasem emisji i zachęcą do przyjazdu ludzi z innych regionów.

- Czyli generalnie jest biznes do zrobienia?
- Nie tylko. Kiedy zainstalujemy tablice we wszystkich większych ośrodkach, chcemy podjąć działania prospołeczne. Chodzi o różne akcje, w moim przypadku o poprawę bezpieczeństwa na drogach. Ponadto pragniemy pokazywać pozytywny wizerunek Polaka. Media rysują go, niestety, różnie i żyjemy w przekonaniu, że wciąż dzieje się coś złego. Chcielibyśmy poprzez nasze nośniki przedstawiać, że Polak też coś potrafi, coś zdobywa.

- Sport idealnie się w to wpisuje.
- Możemy puszczać urywki z wygranego meczu, a przy tym pokazać, że klub potrafi sobie radzić w ciężkiej sytuacji. W dobie "kryzysu" - bo ciągle nie wierzę, że on jest - wszystkie firmy się pozamykały i ciężko o sponsorów. Organizowanie imprez sportowych jest bardzo trudne. Rozmawiałem z prezesem Dowhanem, który powiedział: dam radę. Przez ostatnie dwa lata potrafił zostawić trochę pieniędzy i przetrwa. To bardzo cenne. Chcemy wspierać taką aktywność. Wyświetlimy, że jest supermecz. Przyjdźcie! Dopóki coś kupujemy, wzajemnie się napędzamy, a to powoduje, że kryzys nas ominie.

- Jak to się dzieje, że kierowcy rajdowi zwykle dobrze radzą sobie także po zakończeniu kariery?
- Też się nad tym zastanawiałem. Myślę, że to kwestia ogromnej logistyki, którą się zajmujemy. Żeby wystartować w rajdzie trzeba zorganizować dziesiątki różnych rzeczy i zarządzać sporą grupą ludzi. Wystarczy zapomnieć trzech głupich śrubek i wypadasz. Poza tym strasznie się boję wizerunku zawodnika, który skończył karierę i prosi: dajcie mi, bo byłem kiedyś dobrym sportowcem. Czasem oglądam w telewizji, jak mistrz olimpijski nie ma, co do garnka włożyć. To dało mi do myślenia, że w pewnym momencie trzeba się odnaleźć w innym świecie. Ciężko się w nim pracuje i zgina kark. Dodam, że dyscyplina, którą uprawiam wymaga ogromnych funduszy i nauczyła mnie umiejętnego posługiwania się pieniędzmi.

- Ale nie myśli pan o emeryturze, wraca do auta klasy WRC i to w eliminacji mistrzostw świata - Rajdzie Polski.
- Moim marzeniem jest poprawić wynik z Argentyny, gdzie byłem siódmy. Wierzę, że na własnych śmieciach, w Mikołajkach uda się to zrobić. To bardzo ambitny plan, bo mam świadomość, jak oni jeżdżą. Już zmieniam cykl przygotowań. To jednak zupełnie inna szybkość i reakcje. W cross country płyniesz po trasie, tu trzeba być agresywnym i walczyć o każdy ułamek sekundy.

- A co na to pana kobiety, bo otaczają pana aż cztery?
- No tak, trzy córki i żona. Ciągle ta sama (śmiech). Najmłodsza 5 kwietnia skończy roczek. To dla mnie ważny moment, a wy tu macie superzawody. Może to dobra zbieżność dat. Rodzina to najwspanialszy element mojego życia. Daje mi siłę i powoduje, że stojąc na starcie rajdu wiem. Nawet zgięty czy złamany, jak w Egipcie, gdzie ucierpiał mój kręgosłup, że ktoś na mnie czeka i nie będzie patrzył czy jestem mistrzem, czy kimś, komu się nie udało. Tam jestem zawsze taki sam: tata czy mąż rodziny.

- Ale po Rajdzie Faraonów podobno wysoko się pan ubezpieczył?
- Tak, to fakt (śmiech).

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska