- Nic nam nie wiadomo o jakimkolwiek zawiadomieniu do prokuratury w tej sprawie - napisał w skierowanym do nas oświadczeniu dr Marek Działoszyński, prezes Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze. Jednocześnie zapewnił, że jeśli postępowanie będzie prowadzone, lecznica udzieli wszelkich wyjaśnień i pomocy, aby sprawę rzetelnie wyjaśnić. - Na tym etapie mogę zapewnić, że w naszym szpitalu nie fałszuje się żadnej dokumentacji. Jednocześnie informujemy, że publikowanie nieprawdziwych zarzutów wobec personelu medycznego szpitala o fałszowaniu dokumentacji medycznej stanowi oczywiste naruszenie dobra osobistego szpitala, jakim jest jego dobre imię, co spotka się z naszą natychmiastową reakcją poprzez podjęcie kroków prawnych w celu jego obrony - zakończył swój wywód Działoszyński.
- Postępowanie toczy się w zielonogórskiej prokuraturze, która powołała biegłych w postaci lekarzy z zakresu medycyny sądowej - wyjaśnia adwokat Janusz Stefańczyk. Wyjaśnia jednocześnie, że szpital może o niczym nie wiedzieć, ponieważ postępowanie jest obecnie prowadzone w sprawie, a nie przeciwko komuś. - Sprawa nie dotyczy szpitala jako instytucji, ale konkretnych osób, które mogą być ewentualnie odpowiedzialne, ale o tym będzie decydowała prokuratura - mówi.
Chodzi o sprawę, którą opisaliśmy w lutym br.
Jej bohaterką jest Lucyna Pęczek, mieszkanka Pławina w powiecie strzelecko-drezdeneckim. Kobieta zachorowała na nowotwór piersi, a opiekę lekarską nad nią sprawował wybitny chirurg i onkolog Dawid Murawa, który jest też kierownikiem oddziału chirurgii w zielonogórskim szpitalu. To właśnie tam kobieta została poddana chemioterapii, a następnie mastektomii. Operacja przebiegła bez problemów, ale komplikacje zaczęły się wiele tygodni później.
Kobieta nie wspomina dobrze wizyty w zielonogórskiej lecznicy. - To jest jakaś masakra! Tam są straszne warunki - mówi.
Podczas zabiegów naświetlania cały czas miałam wewnętrzny niepokój, czułam, że coś idzie nie tak, a obsługa radioterapii jest niekompetentna - wspominała w reportażu pt. „Zabrakło empatii, została dziura w klatce piersiowej”.
Mimo wątpliwości i poważnych obaw, pacjentka dokończyła radioterapię w Szpitalu Uniwersyteckim w Zielonej Górze.
Złe przeczucia zdawały się zyskiwać potwierdzenie w faktach. W miejscu operowanej piersi powstała dziura, a w miarę upływu czasu rana otworzyła się tak bardzo, że widać było żebro. Kobieta próbowała szukać wsparcia u prof. Dawida Murawy oraz wśród podległego mu personelu w Zielonej Górze, ale bezskutecznie. Jeździła też na gorzowski SOR. - Kto spieprzył, niech naprawia - miała usłyszeć. Gdyby nie dr Izabela Jaraczewska z Drezdenka i jej natychmiastowa reakcja, pani Lucyna mogłaby już nie żyć. Lekarka zdecydowała o pilnej operacji. Jej celem było usunięcie martwicy oraz wszystkiego, co zagrażało życiu.
Tuż po publikacji GL zareagowała rzeczniczka Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze, która przesłała sprostowanie. Nie opublikowaliśmy go, ponieważ w niektórych fragmentach w sposób oczywisty łamało dobra osobiste Lucyny Pęczek. Co ważne, Sylwia Malcher-Nowak, rzeczniczka szpitala, wyjaśniła w nim, że „pacjentka na każdym etapie była leczona z największą starannością i troskliwością”.
- Pani Pęczek została również poinformowana o sposobie postępowania w trakcie i po radioterapii, tj. konieczności pielęgnacji miejsca naświetlania odpowiednimi preparatami - napisała Malcher-Nowak. - W proces leczenia wkalkulowane są powikłania, których nie sposób przewidzieć - dodała w sprostowaniu.
Rzecz w tym, że Lucyna Pęczek nie zgadza się z tymi opiniami i korzystając z profesjonalnego adwokata, skierowała sprawę do prokuratury. W odrębnym postępowaniu cywilnym domaga się również wypłaty wysokiego odszkodowania. I na tym byłby koniec, gdyby nie to, że w odpowiedzi na swój pozew, na płycie CD otrzymała dokumentację medyczną. - Zapoznając się z nią, stwierdziła, że niektóre zapisy na dokumentach nie należą do niej, pomimo tego, że jest tam jej nazwisko. Dlatego zawiadomiliśmy o tym prokuraturę - wyjaśnia adwokat. Chodzi o pięć dokumentów, m.in. kartę informacyjną z historią choroby, zgodę na leczenie w zakładzie radioterapii oraz wpisy z obserwacji lekarskich. Według Lucyny Pęczek, mogło dojść do podrobienia jej podpisu, a także poświadczenia nieprawdy.
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?