Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Leczenie w szpitalu mogła przypłacić życiem. Sprawę bada zielonogórska prokuratura

Robert Bagiński
Lucyna Pęczek skierowała sprawę do prokuratury.W odrębnym postępowaniu domaga się odszkodowania
Lucyna Pęczek skierowała sprawę do prokuratury.W odrębnym postępowaniu domaga się odszkodowania Archiwum prywatne Lucyny Pęczek
Prokuratura bada, czy w zielonogórskiej lecznicy doszło do narażenia życia pacjentki. Kilka dni temu doszło również zawiadomienie o możliwości fałszowania dokumentacji medycznej.

- Nic nam nie wiadomo o jakimkolwiek zawiadomieniu do prokuratury w tej sprawie - napisał w skierowanym do nas oświadczeniu dr Marek Działoszyński, prezes Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze. Jednocześnie zapewnił, że jeśli postępowanie będzie prowadzone, lecznica udzieli wszelkich wyjaśnień i pomocy, aby sprawę rzetelnie wyjaśnić. - Na tym etapie mogę zapewnić, że w naszym szpitalu nie fałszuje się żadnej dokumentacji. Jednocześnie informujemy, że publikowanie nieprawdziwych zarzutów wobec personelu medycznego szpitala o fałszowaniu dokumentacji medycznej stanowi oczywiste naruszenie dobra osobistego szpitala, jakim jest jego dobre imię, co spotka się z naszą natychmiastową reakcją poprzez podjęcie kroków prawnych w celu jego obrony - zakończył swój wywód Działoszyński.

- Postępowanie toczy się w zielonogórskiej prokuraturze, która powołała biegłych w postaci lekarzy z zakresu medycyny sądowej - wyjaśnia adwokat Janusz Stefańczyk. Wyjaśnia jednocześnie, że szpital może o niczym nie wiedzieć, ponieważ postępowanie jest obecnie prowadzone w sprawie, a nie przeciwko komuś. - Sprawa nie dotyczy szpitala jako instytucji, ale konkretnych osób, które mogą być ewentualnie odpowiedzialne, ale o tym będzie decydowała prokuratura - mówi.

Chodzi o sprawę, którą opisaliśmy w lutym br.

Jej bohaterką jest Lucyna Pęczek, mieszkanka Pławina w powiecie strzelecko-drezdeneckim. Kobieta zachorowała na nowotwór piersi, a opiekę lekarską nad nią sprawował wybitny chirurg i onkolog Dawid Murawa, który jest też kierownikiem oddziału chirurgii w zielonogórskim szpitalu. To właśnie tam kobieta została poddana chemioterapii, a następnie mastektomii. Operacja przebiegła bez problemów, ale komplikacje zaczęły się wiele tygodni później.

Kobieta nie wspomina dobrze wizyty w zielonogórskiej lecznicy. - To jest jakaś masakra! Tam są straszne warunki - mówi.

Podczas zabiegów naświetlania cały czas miałam wewnętrzny niepokój, czułam, że coś idzie nie tak, a obsługa radioterapii jest niekompetentna - wspominała w reportażu pt. „Zabrakło empatii, została dziura w klatce piersiowej”.

Mimo wątpliwości i poważnych obaw, pacjentka dokończyła radioterapię w Szpitalu Uniwersyteckim w Zielonej Górze.

Złe przeczucia zdawały się zyskiwać potwierdzenie w faktach. W miejscu operowanej piersi powstała dziura, a w miarę upływu czasu rana otworzyła się tak bardzo, że widać było żebro. Kobieta próbowała szukać wsparcia u prof. Dawida Murawy oraz wśród podległego mu personelu w Zielonej Górze, ale bezskutecznie. Jeździła też na gorzowski SOR. - Kto spieprzył, niech naprawia - miała usłyszeć. Gdyby nie dr Izabela Jaraczewska z Drezdenka i jej natychmiastowa reakcja, pani Lucyna mogłaby już nie żyć. Lekarka zdecydowała o pilnej operacji. Jej celem było usunięcie martwicy oraz wszystkiego, co zagrażało życiu.

Tuż po publikacji GL zareagowała rzeczniczka Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze, która przesłała sprostowanie. Nie opublikowaliśmy go, ponieważ w niektórych fragmentach w sposób oczywisty łamało dobra osobiste Lucyny Pęczek. Co ważne, Sylwia Malcher-Nowak, rzeczniczka szpitala, wyjaśniła w nim, że „pacjentka na każdym etapie była leczona z największą starannością i troskliwością”.

- Pani Pęczek została również poinformowana o sposobie postępowania w trakcie i po radioterapii, tj. konieczności pielęgnacji miejsca naświetlania odpowiednimi preparatami - napisała Malcher-Nowak. - W proces leczenia wkalkulowane są powikłania, których nie sposób przewidzieć - dodała w sprostowaniu.

Rzecz w tym, że Lucyna Pęczek nie zgadza się z tymi opiniami i korzystając z profesjonalnego adwokata, skierowała sprawę do prokuratury. W odrębnym postępowaniu cywilnym domaga się również wypłaty wysokiego odszkodowania. I na tym byłby koniec, gdyby nie to, że w odpowiedzi na swój pozew, na płycie CD otrzymała dokumentację medyczną. - Zapoznając się z nią, stwierdziła, że niektóre zapisy na dokumentach nie należą do niej, pomimo tego, że jest tam jej nazwisko. Dlatego zawiadomiliśmy o tym prokuraturę - wyjaśnia adwokat. Chodzi o pięć dokumentów, m.in. kartę informacyjną z historią choroby, zgodę na leczenie w zakładzie radioterapii oraz wpisy z obserwacji lekarskich. Według Lucyny Pęczek, mogło dojść do podrobienia jej podpisu, a także poświadczenia nieprawdy.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska