Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarz poskarżył się na dyrektorkę słubickiego szpitala, że odesłała z kwitkiem jego pacjenta

Bożena Bryl, 095 758 07 61, [email protected]
fot. Archiwum
Specjalista z prywatnego gabinetu mówił, że wykrył u chorego świeże migotanie przedsionków. Dlatego wypisał skierowanie do szpitala. Tymczasem szefowa lecznicy twierdziła, że to była informacja dla jednego z dyżurujących lekarzy, żeby zrobił ekg.

Anestezjolog Marek Walichiewicz napisał do starosty, że dyrektor Katarzyna Lebiotkowska naraziła na niebezpieczeństwo 69-letniego chorego. - Nie mając kwalifikacji medycznych, nie powinna wpływać na tok leczenia - twierdził. Zarzucał też działanie na szkodę szpitala, bo pacjent był ubezpieczony w niemieckiej kasie chorych i miał przy sobie gotówkę. K. Lebiotkowska wyjaśniała, że szpital nie prowadzi diagnostyki w trybie ambulatoryjnym.

Słowo za słowo

Do zdarzenia doszło pod koniec lipca po 18.00. - Byłam wtedy w szpitalu i zauważyłam błąkającego się po korytarzu mężczyznę, spytałam czy mogę pomóc - mówiła nam K. Lebiotkowska. Usłyszała, że mieszkaniec Frankfurtu szuka lekarza, do którego kazał mu przyjść na ekg M. Walichiewicz. - Zapytałam czy ma skierowanie na oddział wewnętrzny, bo takie badanie wykonuje się w ramach leczenia na oddziale, albo na zlecenie lekarza rodzinnego, który ma podpisaną umowę na wykonywanie badań - tłumaczyła. Dodała, że mężczyzna pokazał jej druk recepty z odręcznym napisem: "badanie ekg - zgłosić się do... (tu nazwisko lekarza - dop. redakcji) z pieczątką i podpisem M. Walichiewicza. - Powiedziałam, że takie badanie może być wykonane na zlecenie lekarza z oddziału, więc musiałby być przyjęty do szpitala - opowiadała dyrektorka. Jej zdaniem Niemiec stwierdził, że czuje się dobrze, a przyszedł tylko na ekg. Tymczasem M. Walichiewicz zapewniał, że na recepcie było skierowanie do szpitala. - Ten pacjent potrzebował specjalistycznych badań, które wymagają hospitalizacji - podkreślał.

Skarga oddalona

Na ostatniej sesji powiatu nad tą skargą dyskutowali radni. Wiktor Jasiewicz powiedział, że niedobrze się stało, iż 69-letnia osoba nie została w szpitalu zbadana. - To nie są żarty, to chodzi o życie człowieka - twierdził. Wtedy wystąpił radny Zbigniew Moszczuk, ordynator słubickiej interny. - Nie mogę w tej sytuacji nie zareagować - mówił. - Dobrze, że pani dyrektor wtedy była w szpitalu, bo popołudniami zamieniał się on w prywatną lecznicę - mówił. Zapowiedział, że zrobi spotkanie ze swoimi lekarzami, na którym przypomni, że mają pilnować pracy, a nie robić przysługi kolegom z prywatnych gabinetów. Podkreślił też, że pacjent przyszedł tylko na badanie. Radni uznali skargę anestezjologa za bezzasadną. M. Walichiewicz jest oburzony, bo podczas sesji nie dopuszczono go do głosu. - Otrzymaliśmy stanowiska obu stron i na tej podstawie podjęliśmy decyzję. Trudno żeby radni zamieniali się w prokuratorów - mówiła nam przewodnicząca rady Kazimiera Jakubowska.
- Składam odwołanie, bo nie zgadzam się z tą decyzją - mówił nam w piątek M. Walichiewicz.

KOMENTARZ

Cudza rzecz święta...
Bez osoby, której sprawa dotyczy stanęło na słowie przeciw słowu. Pojawił się jednak wątek wart drążenia. Publicznie usłyszeliśmy od ordynatora, że popołudniami szpitalny sprzęt bywał wykorzystywany do celów prywatnych. Pewnie, że wszyscy wiedzą, że tak było (oczywiście nie wiadomo, czy w tym przypadku) i że tak jest (choć może już nie w Słubicach). Warto więc takie praktyki tropić i bić za to po łapach.
Bożena Bryl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska