Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łukasz Ferens spadł z konia. Nikt nie wezwał karetki, chłopak zmarł

Janczo Todorow
- Żadna kara nie spowoduje, że syn mój pojawi się w drzwiach - mówi ze łzami w oczach Barbara Ferens.
- Żadna kara nie spowoduje, że syn mój pojawi się w drzwiach - mówi ze łzami w oczach Barbara Ferens. Janczo Todorow
Rok temu na towarzyskiej imprezie Łukasz Ferens z Kunic spadł z konia i po kilku godzinach skonał. Nikt nie wezwał karetki. Od tamtej pory prokuratura bada sprawę, która nadal stoi w miejscu.

- Łukasz miał 22 lata, służył w jednostce w Świętoszowie - opowiada wujek Bogdan Klockowski. - Od dziecka kochał konie. Może, dlatego przyjaźnił się z rodziną W., która ma konie, kolegował się z ich synem.

Wujek opowiada, że tamtego feralnego dnia koło domu W. rozpalono ognisko, było tam ok. 20 osób. Było już ciemno, kiedy Łukasz wsiadł na koń i poszedł w stronę lasu. Długo nie wracał. W końcu syn państwa W., poszedł szukać kolegę. Znalazł go leżącego na ziemi. - Przywieźli go do domu i posadzili Łukasza w fotelu. Nikt nie wezwał pogotowia, nie zainteresował się, w jakim stanie jest - denerwuje się wujek.

- Następnego dnia rano dowiedziałam się, że syn nie żyje - mówi Barbara Ferens. - Gdyby go zabrali do szpitala, pewnie by żył. Nie mogę się z tym pogodzić, że tak się stało. Mam żal do wszystkich, że nie wezwano karetki.

- U Łukasza stwierdzono pęknięcie podstawy czaszki oraz dwa krwiaki. Jak można było z takimi obrażeniami pozostawić go bez pomocy? - nie może się nadziwić B. Klockowski.
Od tamtego zdarzenia minął już rok. Jak wiadomo nie udzielenie pomocy to przestępstwo, dlatego sprawą zajęła się prokuratura. Rodzina W. to znani prawnicy, a ich syn jest asesorem jednej z prokuratur rejonowych w południowej części województwa. Rodzina nieżyjącego, jak i wielu mieszkańców uważa, że na czas toczącego się postępowania asesor powinien zostać zawieszony w czynnościach służbowych.

- W sprawie zdarzenia toczą się dwa postępowania - informuje Jacek Buśko z prokuratury okręgowej w Zielonej Górze. - Karne, które prowadzi prokuratura Stare Miasto w Poznaniu oraz rzecznik dyscyplinarny w prokuraturze apelacyjnej w Poznaniu. W postępowaniu karnym nikomu jeszcze nie postawiono zarzutów, a postępowanie dyscyplinarne nadal się toczy.

- W Warszawie facet zażartował z bombą bez zapalnika, to natychmiast postawiono mu zarzuty. A tu minął rok i nic nie wiadomo. Wynika, że asesor i jego rodzina stoją ponad prawem. Pewnie, że asesor powinien być zawieszony, przecież był tam, na tej imprezie i nie udzielił pomocy Łukaszowi. Na dodatek był jego dobrym przyjacielem. Mam jednak nadzieję, że doczekam się dnia, kiedy nikt w Polsce nie będzie stał ponad prawem - oburza się Klockowski.

- Nie zależy mi na tym, żeby kogokolwiek karać, bo żadna kara nie przywróci mi syna. Ale zależy mi na tym, żeby sprawę dogłębnie wyjaśnić, dlaczego tak się stało i kto zawinił. To prawda, wiele osób uważa, że w tej sytuacji asesor nie powinien w tej sytuacji pełnić tej funkcji - mówi B. Ferens.
Wczoraj chcieliśmy rozmawiać z asesorem W. Przez sekretarkę przekazał nam, że nie chce z nami rozmawiać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska