Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mecz Irlandia Płn - Polska: jedno wielkie nieporozumienie

Przemysław Piotrowski 0 68 324 88 69 [email protected]
fot. www.sxc.hu
Mieliśmy odnieść zwycięstwo, a z Belfastu przywieźliśmy zero punktów i pozostawiliśmy fatalne wrażenie. Nie było zaangażowania, ambicji, agresji na boisku. Po prostu nie było drużyny.

IRLANDIA PŁN. - POLSKA 3:2 (1:1)

IRLANDIA PŁN. - POLSKA 3:2 (1:1)

Bramki: Feeney (10), Evans (47), Żewłakow (61 - samobójcza) - Jeleń (27), Saganowski (90).

IRLANDIA PŁN.: Taylor - McAuley, Craigan, Hughes, Evans - Johnson, Clingan, McCann, Brunt - Feeney (od 84 min Baird), Healy (od 90 min Little).

POLSKA: Boruc - Wasilewski, Żewłakow (od 65 min Bosacki), Dudka, Wawrzyniak - R. Lewandowski, M. Lewandowski, Guerreiro, Bandrowski (od 60 min Błaszczykowski), Krzynówek - Jeleń (od 71 min Saganowski).

Żółte kartki: Brunt - Guerreiro, Wasilewski, Krzynówek. Sędziował Martin Hansson (Szwecja). Widzów 14.000.

Wynik 3:2 może wprowadzić w błąd, bo dla kibica, który spotkania nie oglądał, wydaje się, że mecz stał na wysokim poziomie, a Polacy przegrali po wspaniałym boju. Nic bardziej mylnego. Nasi zaprezentowali się fatalnie od pierwszego do ostatniego gwizdka, a nasze akcje w misji awansu do MŚ w RPA znacznie spadły. Jeszcze nie do zera, ale już jesteśmy blisko dna.

Fatalny początek

Tragicznie od początku spisywała się nasza obrona. Już w 3 min Irlandczycy mogli prowadzić, gdy Dariusz Dudka został w banalny sposób ograny przez Warrena Feeney'a. Chwilę potem Artur Boruc znów uratował nam skórę, po kolejnym błędzie naszego obrońcy.

Niestety, w 10 min polski bramkarz dostosował się do kolegów i zamiast złapać, bądź wypiąstkować centrę jednego z Irlanczyków, pozwolił Damienowi Johnsonowi zgrać piłkę głową do Feeney'a, który z najbliższej odległości wpakował ją do siatki. Nie popisał się Jakub Wawrzyniak, który zupełnie odpuścił główkującego rywala.

Polacy nie wyciągnęli wniosków. Boczni obrońcy byli ogrywani jak dzieci, ich nieporadność raziła w oczy. Nawet Boruc podawał rywalom pod nogi. Tylko błyskowi Rogera możemy zapisać sobie bramkę. Kapitalnym podaniem obsłużył Ireneusza Jelenia, który nie zmarnował sytuacji. Po tym, golu nasi zagrali jakby trochę odważniej, ale wciąż nie było tej płynności, do jakiej przyzwyczaili nas choćby w meczu z Czechami.

Piłka spokojnie się wturlała

Potem było już tylko gorzej. Obrona Polaków była dziurawa jak ser szwajcarski, a kolejną bramkę zawalił "drewniany" Marcin Wasilewski, który zupełnie odpuścił nabiegającego na centrę z rzutu rożnego Jonathana Evansa.

Po tym golu nasi totalnie się pogubili. Nie było agresji, pressingu, zaangażowania. W 61 min naszych dobił Michał Żewłakow do spółki z Borucem. Naciskany przez jednego z napastników gospodarzy podał do naszego bramkarza, który zamiast spokojnie przyjąć i oddać, na wariata próbował ją wykopnąć.

Na ,,kartoflanym" boisku piłeczka podskoczyła tuż nad nogą Boruca i spokojnie wturlała się do bramki. Ktoś może powiedzieć, że taki kiks trafia się najlepszym. Ale bądźmy szczerzy, na takim boisku doświadczony, klasowy bramkarz mógł się tego spodziewać. A on się "podpalił" jak początkujący trampkarz. Ta sytuacja była puentą całego spotkania w wykonaniu naszych. Jedno wielkie nieporozumienie. Po prostu tragedia!

Powinni dostać "pały"

Gdybyśmy chcieli wskazać kogoś, kto się pozytywnie wyróżnił, to trudno znaleźć kogokolwiek. Naciąganą trójkę można by wystawić Jeleniowi i Rogerowi, bo pierwszy strzelił gola, a drugi mu asystował i od czasu do czasu wrzucił jakąś piłkę z lewego skrzydła. Reszta powinna dostać "pały", a obrona, z Borucem na czele, z wykrzyknikiem. Obrazu całości nie poprawił nawet gol Marka Saganowskiego już po regulaminowym czasie, bo Polacy po prostu nie podjęli rękawicy.

Panowie, takiego wstydu nie narobiliście sobie dawno. Macie to szczęście, że Słowenia zremisowała z Czechami 0:0, bo to daje jeszcze nadzieję, maleńką, ale zawsze...

Powiedzieli:

MICHAŁ ŻEWŁAKOW:
- Wstyd będzie spojrzeć mi ludziom w oczy. Co ja powiem? Najchętniej zapadłbym się pod ziemię. Ciężko wytłumaczyć, co się z nami stało. W ogóle sobie nie pomagaliśmy. Może Arturowi nie powinienem podawać w światło bramki, ale nie było czasu żeby się zastanowić.

MARCIN WASILEWSKI:
- Ciężko coś mówić, jesteśmy załamani. Nie dociera do mnie ta porażka. Graliśmy katastrofalnie, popełnialiśmy błąd za błędem. Rywale rzucali dalekie piłki za obronę, a my nie potrafiliśmy sobie z tym poradzić. Wszystko, co dziś robiliśmy, było kuriozalne.

LEO BEENHAKKER:
- Zagraliśmy fatalny mecz. Mieliśmy mnóstwo niecelnych podań, a rywale znakomicie to wykorzystali. Droga do finałów się wydłużyła. Kolejne spotkania będziemy grali pod presją i musimy dać sobie radę. Jeśli nie damy, będzie to oznaczać, że nie jesteśmy dużymi chłopcami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska