- Nic takiego nie zrobiłem - mówi skromnie 24-latek. Dopiero, gdy ciągniemy go za język, przyznaje, że inni stali jak kołki, gdy człowiek potrzebował pomocy. - Ja pomyślałem, że to przecież mogło spotkać mojego ojca - dodaje chłopak.
Nie trzeba być lekarzem
Był początek kwietnia. Łukasz Czerniawski i Stanisław Urbaniak spotkali się na zebraniu działkowców. Ludzie pokłócili się o opłaty. Pan Stanisław, prezes Rodzinnych Ogródków Działkowych, musiał się tym zdenerwować. Łukasz pamięta, że mężczyzna usiadł z boku i zrobił się siny. Gdy stracił przytomność, chłopak bez chwili zastanowienia zaczął go reanimować.
- Pomagała mi jeszcze taka pani, chyba pielęgniarka - przypomina sobie Łukasz. Skąd wiedział, jak udzielić pierwszej pomocy? - Zapamiętałem to z wykładów w Studium Ochrony Fizycznej i Mienia. Żadnych specjalistycznych kursów nie miałem - wyjaśnia.
- W szpitalu dowiedziałem się, że dzięki tej pomocy nie doszło do niedotlenienia mózgu, że ojciec nie będzie żył jak roślina - mówi Jacek Urbaniak, syn pan Stanisława. Łukaszowi już podziękował, gdy spotkali się na ulicy. Jak będzie okazja chłopakowi podziękuje też żona pana Stanisława, Leokadia. Teraz prawie całe dnie spędza w szpitalu.
- Mąż najgorsze ma już za sobą. Nawet nie bardzo pamięta, co się wydarzyło. Szczęście w nieszczęściu, że znaleźli się tacy ludzie jak Łukasz. Szczęście, że teraz mąż ma taką opiekę w szpitalu. Wszystkim jestem bardzo wdzięczna - mówi pani Leokadia.
Boimy się ratować
JAK POMAGAĆ
* Jeśli ktoś stracił przytomność, sprawdź, czy oddycha
* Jeśli nie, udrożnij drogi oddechowe (nieprzytomny może np. mieć coś w ustach), wezwij karetkę i natychmiast zacznij reanimację: 30 uciśnięć klatki piersiowej na wysokości mostka i dwa wdechy
* Nie przerywaj, aż do przyjazdu karetki. Liczy się czas. Pierwsze cztery minuty po ustaniu akcji serca są krytyczne.
Łukasz nie czuje się jak bohater. Zwyczajnie cieszy się, że pomógł. Jednak dla wielu z nas udzielenie pierwszej pomocy wcale nie jest takie oczywiste. - Ja bym się chyba bał. Nie bardzo wiem, co robić w takich sytuacjach - mówi mieszkaniec Choszczna. Na dziesięć przepytanych przez nas osób, żadna nie zadeklarowała, że przystąpiłaby do reanimacji, nawet mając jako takie pojęcie o zasadach ratowania życia.
Historia Marty Piekarz to najlepszy dowód, że się boimy, że nie potrafimy pomagać. 20-letnia gorzowianka ponad rok temu zasłabła w centrum miasta. Nikt jej nie ratował, dopiero ekipa karetki. Ale zdążyło już dojść do niedotlenienia mózgu. Dziś dziewczyna przechodzi żmudną rehabilitację - od nowa uczy się chodzić, mówić. A wystarczyłoby, żeby zaraz gdy straciła przytomność ktoś zrobił jej masaż serca. Jak Łukasz panu Stanisławowi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?