Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasz Czytelnik alarmuje: - W DPS w Lubsku jest terror, zabrania się odwiedzin!

Aleksandra Łuczyńska 0 68 363 44 60 [email protected]
Pan Władysław bardzo chciał się zobaczyć z panią Heleną, pensjonariuszką Domu Pomocy Społecznej. Do spotkania jednak nie doszło, bo jak mówi mężczyzna, parę siłą rozdzielili pracownicy placówki. Sprawdziliśmy co dzieje się w placówce.

Pan Władysław ma 57 lat. Nie chce, żeby w prasie podawano skąd pochodzi. Do DPS w Lubsku przyjeżdżał w odwiedziny do kolegi, tak przynajmniej opowiada. W trakcie jednej z wizyt poznał panią Helenę - 92-latkę poruszająca się na wózku inwalidzkim. - Nie ma w tym nic dziwnego, że się zaprzyjaźniliśmy - opowiada mężczyzna. - Bardzo dobrze nam się rozmawiało, dlatego postanowiłem odwiedzać ją częściej.

Kiedy jednak pewnego dnia, na początku sierpnia, próbował wejść na teren DPS został zatrzymany przez jego pracowników. - Wyrzucono mnie jak psa. Ja sobie na to nie pozwolę! Jak to możliwe, żeby tak traktować człowieka! Nikomu nie ubliżyłem, nie przeklinałem, zachowywałem się kulturalnie, a oni mnie w taki sposób wygonili. Aż się popłakałem, Helenka zresztą też, ona to wszystko widziała.

Tam wszyscy ludzie są traktowani w taki sposób, jak w obozie koncentracyjnym, jak w więzieniu. Nie można nikogo nawet odwiedzić - mówi oburzony pan Władysław, który pismo z prośbą o interwencję osobiście zaniósł do biura poselskiego Bogusława Wontora w Zielonej Górze.

Bez dowodu

O wyjaśnienie sprawy poprosił także dziennikarzy "Gazety Lubuskiej". W miniony piątek udaliśmy się z mężczyzną do DPS w Lubsku. Janina Pietkiewicz, dyrektorka placówki przyznała, że o panu Władysławie słyszała, jednak nigdy wcześniej nie miała okazji go poznać.

- Nawet jeśli został on zatrzymany przez naszych pracowników, to tylko w trosce o bezpieczeństwo pani Heleny - zapewnia. - Nikt z nas go tak naprawdę nie zna, nie wiadomo jak wcześniej udawało mu się wejść na teren DPS. To nie jest tak, że nie można tutaj nikogo odwiedzać. Owszem, można, ale my musimy wiedzieć, czy jest to rodzina, czy ktoś znajomy naszych podopiecznych.

Jak wynika z relacji pracowników wezwanych do gabinetu dyrektorki, pan Władysław chciał dostać się na teren ośrodka, ale nie miał przy sobie dowodu osobistego. Zatrzymano go na dziedzińcu. Kiedy się okazało, że nie może się wylegitymować, nakazano mu opuszczenie ośrodka. Miał wrócić z dokumentem następnego dnia, nie pojawił się jednak. On sam nie potrafi wyjaśnić dlaczego.

Spotkań raczej nie będzie

- Mniejsza o te odwiedziny, nie rozumiem tylko tego, że zostałem potraktowany w ten właśnie sposób - podkreśla. Psycholog pracująca w DPS tłumaczy: - Według mojej oceny pracownicy zareagowali tak jak powinni. Dbamy o bezpieczeństwo podopiecznych - zapewnia. - Osoby w wieku pani Heleny są łase na wszelkiego rodzaju oznaki życzliwości. Obawiamy się, że znajomość z panem Władysławem mogłaby przysporzyć jej cierpień

Ostatecznie, w wyniku piątkowego spotkania, pan Władysław zdecydował się wycofać skargę która trafiła wcześniej do posła. Na pytanie, czy będzie chciał odwiedzać panią Helenę najpierw odpowiada twierdząco, potem zaczyna się wahać. - Jeszcze nie wiem - wyznaje. Z kolei pani Helena, jak sama mówi, nie ma nic przeciwko panu Władkowi, na spotkania z nim jednak nie ma już ochoty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska