Michał Kowalewski, naczelnik Ochotniczej Straży Pożarnej w Skwierzynie, wciąż pamięta swoją reakcję sprzed 40 lat, gdy zobaczył zwęglone zwłoki kobiety. - Przez tydzień czułem ten swąd i miałem przed oczami szczątki. Trudno było się pozbierać. O pomocy psychologa wtedy nikt nie myślał. Dziś, choć czasy się zmieniły, wsparcia nadal nie ma - mówi. I dodaje, że często sam musi stawać się psychologiem dla młodszych kolegów, którzy nie mogą się pozbierać po dramatycznych akcjach.
Złe wizje wracają
Od początku roku ochotnicy z Lutola Suchego koło Trzciela już ponad 20 razy wyjeżdżali ratować ofiary wypadków na trasie E-30. Za każdym razem wyciągali z wraków rannych albo ciała kierowców i pasażerów. - Takie akcje wymagają odporności psychicznej. Nawet najtwardsi pękają, kiedy przyjdzie im wyciągać spalone zwłoki dziecka lub sąsiada. Powinniśmy mieć zapewnioną pomoc psychologa, jak policjanci czy żołnierze wracający z misji - mówi naczelnik OSP Dariusz Omeciński.
Czasem stres jest tak wielki, że strażacy odchodzą ze służby. - Po ostatniej akcji poszukiwania zwłok chłopca, jeden z kolegów zrezygnował. Nie wytrzymał psychicznie - mówi Dariusz Surma, dowódca grupy ratownictwa medycznego w Międzyrzeczu.
Zdaniem psychologów, nawet silni psychicznie ludzie po traumatycznych przeżyciach mogą sobie nie radzić. - Przy zespole stresu pourazowego wracają wizje i mogą pojawiać się zaburzenia emocjonalne oraz koszmary. Odstresowujące może być nawet opowiedzenie sobie w grupie o tym, co się widziało i przeżyło. Nic nie zastąpi jednak fachowej sesji ze specjalistą - mówi Grażyna Ring, psycholog wojskowy ze Skwierzyny.
Specjaliści aż ze stolicy
W praktyce na pomoc najczęściej liczyć mogą tylko zawodowi strażacy. Z wojskowym psychologiem współpracuje stale Komenda Miejska Państwowej Straży Pożarnej w Gorzowie. - Nasz psycholog jest dyspozycyjny i nawet jeździ z nami na akcje, po których wspiera nieraz rodziny ofiar czy świadków tragedii. Służy też pomocą ochotnikom z powiatu gorzowskiego - mówi rzecznik komendy Grzegorz Rojek.
Większość zawodowców musi jednak sprowadzać pomoc aż z Warszawy. - Grupa specjalistów działa przy Szkole Głównej Służby Pożarniczej. Są w stanie przyjechać nawet następnego dnia - mówi Stanisław Pruski, zastępca komendanta PSP w Zielonej Górze. Marzą mu się jednak na miejscu psycholodzy - wolontariusze, bo nie ma pieniędzy na zatrudnianie specjalistów, a czasem trzeba porozmawiać ze strażakiem od razu po akcji.
Sami sobie radzą
W Lubniewicach ochotnicy sami organizują sesje terapeutyczne. - Siadamy w kółku i rozmawiamy o tym, co się stało. To rozładowuje emocje - mówią Krystian Kosela, Norbert Jakiel i Paweł Morzyk. Strażak z innej gminy (nie chciał nazwiska w prasie) przyznaje, że czasem po ciężkich przeżyciach sięga po kieliszek. - Jak się człowiek napatrzy na śmierć, to musi się jakoś znieczulić. Rodzina nie zawsze pomoże i zrozumie - mówi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?