Okazuje się, że przyszłym roku będziemy mieli wielką dziurę budżetową. Czy nadal wierzy pan w to, że rząd odstąpi od próby jej zatkania pieniędzmi ze sprzedaży akcji Polskiej Miedzi?
- Jestem optymistą, więc wierzę. Chociaż wiem, że trudno będzie dotrzeć do decydentów i przekonać ich, że pomysł ze sprzedażą akcji jest szkodliwy dla wszystkich. Nie zamierzamy jednak poddawać się. Przede wszystkim wierzę, że będą z nami rozmawiać, że wysłuchają naszych argumentów. Nie możemy siedzieć z założonymi rękami, gdy naszej firmie i przemysłowi miedziowemu grozi katastrofa. Dlatego wciąż apelujmy i przekonujemy przedstawicieli rządu do rozmów.
- Na razie to właściwie nikt nie chce słuchać związkowców, także zarząd KGHM odrzuca wasze wszelkie propozycje spotkań i rozmów. Nawet nie chce uznać, że jest z wami w sporze.
- W końcu uzna, to jest tylko kwestia czasu. Bo na szczęście jesteśmy państwem, w którym obowiązuje prawo. A zgodnie z prawem muszą rozpocząć negocjacje w sprawie naszych żądań. Jesteśmy w sporze z zarządem właśnie w zawiązku z decyzjami o sprzedaży akcji Polskiej Miedzi i wynikających z tego konsekwencji dla firmy i pracujących tu ludzi. Zarząd zachowuje się tak arogancko, bo przykład idzie z góry. Aroganccy są przedstawiciele rządu,
- Może i próbujecie przekonywać, ale dziurę budżetową najłatwiej zatkać pieniędzmi uzyskanymi z prywatyzacji. To konkretny i szybki pieniądz.
- To złudne rozumowanie. Za sprzedaży akcji może wpłynąć do budżetu około 1 mld zł. Ale natychmiast zmniejszy się coroczna dywidenda, która zasila budżet w sposób znaczący od lat. Zmniejszą się także dochody z podatków pośrednich i bezpośrednich. Tak więc będzie to zatkanie dziury, ale na krótką metę i na dodatek w niewielkiej części.
- Ale przyszły rok będzie ważny dla premiera Tuska, także propagandowo. Będzie starał się zostać prezydentem. Nawet miliard na zatkanie dziury, to nie byle co.
- Mam nadzieję, że jego spojrzenie na przemysł miedziowy i nasz region nie będzie tak krótkowzroczne. Na razie jednak widzę, że władza, a w tym premier, ma niechęć do słuchania społeczeństwa przy podejmowaniu ważnych decyzji.
- A jak pana wiara i nadzieje zawiodą, czy dojdzie do strajku na miedzi?
- Nie lubię pytań o strajk, a dziennikarze stale je powtarzają. To nie pora, by rozmawiać o ostatecznych rozwiązaniach. Przecież bylibyśmy szaleńcami, gdyby nam zależało na strajku, bo on zawsze godzi w firmę i nas samych. Na razie przed nam czas rozmów i rokowań. I na tym musimy się skupić.
- Dziękuję.
Czytaj też: Jest decyzja o prywatyzacji KGHM
Dodatkowa opieka medyczna dla pracowników KGHM
W KGHM chcą gwarancji zatrudnienia na 10 lat
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?