Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O dobrą pracę jest bardzo trudno

Magdalena Bandurak
Olga Rozpędowska. Ukończyła studia w Niemczech, zdobyła Vordiplom (odpowiednik polskiego licencjatu) i uprawnienia do wykonywania zawodu - ekonomistka. Pomaga rodzicom w rodzinnym interesie i już niedługo otworzy własny sklep z ekspresami ciśnieniowymi do kawy.
Olga Rozpędowska. Ukończyła studia w Niemczech, zdobyła Vordiplom (odpowiednik polskiego licencjatu) i uprawnienia do wykonywania zawodu - ekonomistka. Pomaga rodzicom w rodzinnym interesie i już niedługo otworzy własny sklep z ekspresami ciśnieniowymi do kawy. fot. Krzysztof Tomicz
Rozmowa z Olgą Rozpędowską, zielonogórzanką, która opowiada o zagranicznych doświadczeniach

- Skąd pomysł wyjazdu za granicę? - Znajomy mój pracował w firmie w Anglii i to on pomagał mi załatwić pracę. Pomyślnie przeszłam rozmowę kwalifikacyjną z polskim przedstawicielem firmy w Katowicach. Najpierw odpowiadałam na pytania, jakie są moje oczekiwania co do pracy, co chciałabym robić i jaką pracę firma może mi zaoferować itp. Druga cześć rozmowy odbyła się po angielsku. Okazało się, że całkiem nieźle radzę sobie z tym językiem, więc zdecydowałam się na wyjazd.

- Podpisywałaś z nimi umowę? - W Polsce nie. Otrzymałam zapewnienia ustne, a umowę miałam podpisać na miejscu, w Anglii.

- Kiedy wyjechałaś? - Tydzień po rozmowie kwalifikacyjnej. Pojechaliśmy ze znajomymi własnym samochodem do Kettring. To było w marcu 2006 roku. Po dotarciu do miasta, odebrała nas właścicielka domu. Zastaliśmy nowe meble, pościel, sztućce... Następnego dnia przyszedł właściciel firmy i na początku zapowiadało się pomyślnie. Koledzy dostali nawet rowery, którymi mieli dojeżdżać do bazy. W następnych dniach szef dzwonił lub przychodził i mówił, że jeszcze pracy nie ma, ale skontaktuje się z nami, jak coś się zmieni.

- Dostaliście w końcu tę pracę? - Właściciel firmy zwodził nas przez kolejne tygodnie, a pieniądze na utrzymanie kończyły się. Życie w Anglii jest drogie, a za mieszkanie trzeba płacić z góry. Szukaliśmy więc pracy na własną rękę, śledziliśmy ogłoszenia, ale nie było to takie proste. Po jakimś czasie przyszła do naszego mieszkania sekretarka właściciela firmy i powiedziała, że mamy dwa dni na znalezienie pracy. Inaczej musimy się wyprowadzić. Przykry był fakt, że szef nie miał odwagi by przyjść i porozmawiać z nami, tylko wysyłał inną osobę. Podobno miał problem z kręgosłupem, ale nie uwierzyliśmy w to.

- Jak długo zostaliście w Anglii? - Chłopcom wcześniej zaproponowano kurs szkoleniowy, po którym być może dostaliby pracę. Musieli jednak zapłacić za niego po 400 funtów, więc nie chcieliśmy ryzykować. Spakowaliśmy nasze rzeczy i wróciliśmy do Polski.

- Wyjedziesz jeszcze kiedyś za granicę? - Na dzień dzisiejszy na pewno nie, bo uprzedziłam się do Anglii. Zaufałam pracodawcy i zawiodłam się. Nie generalizuję ludzi, bo Anglicy są sympatyczni, uśmiechnięci, kulturalni, ale trzeba mieć dystans.

- Jakich wskazówek udzieliłabyś osobom wyjeżdżającym za granicę? - Wyjeżdżając do obcego kraju, nie można wierzyć nikomu na słowo, że praca będzie. Podstawą jest podpisanie umowy, już tu Polsce. Muszą być jasno określone warunki i zapewnione - też najlepiej umową - zakwaterowanie, żeby nikt nie mógł wyrzucić cię z mieszkania. Nie jest łatwo znaleźć dobrą pracę za granicą, dlatego trzeba być ostrożnym i brać pod uwagę fakt, że wyjeżdżając możemy stracić, a nie zyskać.

- Dziękuję.

.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska