Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oaza (nie)spokoju znów wróciła

Sylwia Dobies
W godzinach nocnych ten spokojny za dnia lokal ożywa. Jedni mają rozrywkę, innym to przeszkadza.
W godzinach nocnych ten spokojny za dnia lokal ożywa. Jedni mają rozrywkę, innym to przeszkadza. fot. Sylwia Dobies
Mieszkańcy bloku socjalnego przy ul Obrońców Pokoju 26 od miesięcy skarżą się na hałasy w znajdującej się na parterze restauracji. Jej właścicielka obiecała to ukrócić. Ludzie mówią, że tak się nie stało.

O uciążliwej dla lokatorów restauracji "Oaza" pisaliśmy we wrześniu. Doszło wtedy do debaty mieszkańców z udziałem policji oraz przedstawicieli Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej, który zarządza tym budynkiem.

Restauracja jest prowadzona przez obecną właścicielkę od kwietnia i czynna od południa do pierwszej w nocy. Po debacie, kobieta dostała ultimatum od dyrekcji ZGM.

Jeśli będą dalsze skargi na działalności restauracji, komunalka zamknie lokal.

Za zamkniętymi drzwiami

- Spokój trwał tylko przez miesiąc - przekonuje jeden z mieszkańców budynku. - Od końca listopada już trzy razy interweniowała tam policja. Pisałem sobie daty. Policja była w barze 28 listopada, a potem 12 i 14 grudnia.

Słowa lokatora potwierdził nam rzecznik policji. W nocy, w ubiegłym tygodniu, były w "Oazie" dwie interwencje. Właścicielkę lokalu upomniano za to, że było zbyt głośno.

- Raz ktoś wezwał policję, bo jakiś mężczyzna bardzo głośno mówił, a za drugim razem doszło do szarpaniny między dwoma klientami - przypomina sobie kobieta.
Właścicielka restauracji zapewnia, że dostosowała się do zaleceń policji. Zlikwidowała ogródek piwny, a po godz. 22.00 ścisza muzykę, zamyka drzwi i okna lokalu, żeby hałas się nie wydobywał na zewnątrz.

- Moim zdaniem, hałas przeszkadza tylko dwóm, trzem osobom, które złośliwie na mnie donoszą - uważa kobieta. - Żaden z mieszkańców nigdy nie przyszedł do mnie z pretensjami, tylko powiadamiają policję. Gdyby porozmawiali ze mną, na pewno znaleźlibyśmy jakiś kompromis. Przez miesiąc był spokój, dlatego, że jedna z tych osób wyjechała. Mam żal do policji, bo miał tu przyjść dzielnicowy, żeby sprawdzić, czy faktycznie w mieszkaniach nad lokalem słychać hałasy. Do tej pory się nie pojawił.

Słowa rzucane na wiatr?

Kobieta tłumaczy, że restauracja jest dla niej jedynym źródłem utrzymania i nie może skrócić godzin jej otwarcia, bo najwięcej klientów przychodzi późnym wieczorem. Gdyby tak zrobiła, nie zarobiłaby na życie.

Mieszkańcy bloku nr 26 nie tylko poskarżyli się "GL". Byli również w administracji osiedla, gdzie zostawili pismo ze skargą.

- Jeśli policja pisemnie potwierdzi mi, że były tam już trzy interwencje, to złożę do mojego szefa wniosek o zamknięcie tego lokalu - grozi kierownik administracji osiedla Hutnik Grażyna Przybylska. - Słów na wiatr nie powinno się rzucać. Ta pani zobowiązała się, że w barze będzie cisza, ale nie wywiązała się z umowy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska