MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ogień zabrał wszystko (zdjęcia)

Beata Igielska
W porządkowaniu pogorzeliska pomagali sąsiedzi i letnik Zbigniew Chojnacki z Lubina
W porządkowaniu pogorzeliska pomagali sąsiedzi i letnik Zbigniew Chojnacki z Lubina fot. Beata Igielska
- Szczęście, że dobrzy ludzie pomogli uratować meble. Ale gdzie my się teraz podziejemy? - rozpaczał wczoraj Aleksander Turczyn z Wysokiej. W pożarze stracił niemal wszytsko.

[galeria_glowna]
O pożarze pisaliśmy wczoraj ("Płonęło gospodarstwo"). Przypomnijmy. We wtorek w ogniu nagle stanęły budynki gospodarcze starszego małżeństwa i ich syna. Pożar szybko przeniósł się na dom. Staruszek zdążył wyprowadzić na dwór schorowaną żonę i uratować samochód.

Na pomoc przybiegli sąsiedzi, ale udało im się wynieść tylko część mebli. Reszta domowych sprzętów została zalana podczas gaszenia dachu. W szopach doszczętnie spaliły się narzędzia i ciągnik.

Jak teraz żyć?

Wczoraj przy zgliszczach od rana krzątała się grupka sąsiadów. Wśród nich pan Aleksander zbierał resztki spalonych belek i z trudem hamował łzy. - Cały dobytek poszedł z dymem. Nawet pies się spalił. Młody był psiak, ale dobry - mówił drżącym głosem.
Na poparzoną rękę nawet nie zwracał uwagi. Martwił się o żonę, z którą kątem mieszka teraz u matki. - Władzia choruje na serce. Ja też mam kłopot ze zdrowiem. Domu nie ubezpieczyliśmy, bo pół emerytur idzie na lekarstwa - mówił pan Aleksander.

Jego 29-letni syn Ignacy trzymał się dzielnie, dopóki sąsiedzi nie wydobyli spod zgliszczy podduszonej kaczki. Na widok ptaka mężczyzna ukradkowo ocierał łzy. - Jak teraz żyć? Gdy spłacę ratę za samochód, zostaje mi z pensji tysiąc złotych. Z tego nie odbuduję domu nawet własnymi rękami - martwił się mężczyzna.

Pomagają od serca

Pocieszali go sąsiedzi, którzy od przedwczoraj pomagają sprzątać w gospodarstwie. Mężczyźni w roboczych ubraniach wynosili z podwórka zwęglone sprzęty i sprawdzali, czy coś ocalało. - Tu ze 200 tys. zł poszło z dymem. Taka tragedia! Każdego mogło to spotkać, a tu trafiło jeszcze na dobrych ludzi - mówił Zbigniew Litwin.

Jak w ukropie uwijał się też Zbigniew Chojnacki, letnik z Lubina. - Normalnie, po ludzku pomagam - rzucił, przenosząc resztki ciężkich narzędzi.

Mężczyźni nie kryli też złości. - Gdyby kilkanaście lat temu nie zlikwidowano we wsi ochotniczej straży pożarnej, nie trzeba by czekać aż przyjadą zawodowcy z Międzyrzecza! - denerwował się pan Zbigniew.

Sołtys Mirosława Kulaczyk, zapewniała wczoraj, że to nie koniec sąsiedzkiej pomocy. - Poprosimy księdza, żeby ogłosił na mszy zbiórkę pieniędzy. Na dom nie starczy, ale zawsze coś - mówiła energiczna kobieta.

Towarzyszyły jej pracownice Ośrodka Pomocy Społecznej w Międzyrzeczu, które obiecały zapomogę i najpotrzebniejsze sprzęty.

Burmistrz Międzyrzecza zaoferował pogorzelcom zastępcze mieszkanie w Kęszycy Leśnej, ale pan Aleksander nie chce zostawić we wsi 94-letniej matki, którą się opiekuje. - Tu jest mój dom. To znaczy był… - mówił ze łzami staruszek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska