Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatni dzień Rafała Kurmańskiego (odc. 4)

Redakcja
Rafał Kurmański to jeden z największych talentów zielonogórskiego żużla
Rafał Kurmański to jeden z największych talentów zielonogórskiego żużla fot. Tomasz Gawałkiewicz
W maju minie dziewięć lat od śmierci Rafała Kurmańskiego. Jednego z najzdolniejszych żużlowców młodego pokolenia, któremu wróżono wielką karierę. Stał dopiero na początku drogi, jeszcze wszystko było przed nim... Prezentujemy książkę Rafała Owczarka ,,I nie ma mnie" w której autor usiłuje odtworzyć ostatni dzień żużlowca i zrozumieć dlaczego tak się stało?

W drodze na parking Rafał usłyszał dzwonek telefonu. Poczuł też wibracje w kieszeni. Spojrzał, na wyświetlaczu pojawił się napis "numer prywatny". Wahał się: odebrać czy nie? Odrzucił połączenie. Schował telefon z powrotem do kieszeni. Z drugiej wyjął pęk kluczy. Rozłożył je w jednej ręce, niczym wytrawny pokerzysta karty. Wybrał ten od samochodu. Włożył do zamka. Energicznie otworzył drzwi i wskoczył na miejsce kierowcy. Na wyświetlaczu zobaczył godzinę. 8.25. O dziwo, znów pomyślał o szkole. Lubił język obcy. A właściwie bardziej nauczycielkę. Czuł, że to przyjazna dusza. Przypomniał sobie właśnie, że ucieszył się także wtedy, gdy odwiedziła go podczas treningu przy Wrocławskiej. Wtedy już był kilka miesięcy po skończeniu nauki. Miał fach w ręku i dyplom. A jednak, Jarzębowska do niego przyszła. Zdziwił się, gdy ją zobaczył. - O kurczę, pani profesor? Czyżbym czegoś nie zaliczył? - zagadnął z uśmiechem, choć wiedział przecież, że to niemożliwe. Szkołę skończył pół roku temu.

Jarzębowska też się uśmiechnęła. - Rafał, pomożesz nam? - spytała.
- Ja? - zdziwił się.
- Tak.
- Oczywiście, że tak. Proszę powiedzieć, jak?
- Mamy dni otwarte naszej szkoły. Pomyśleliśmy, że jeśli się pojawisz, to zachęcisz innych do przyjścia do nas.
- Oczywiście, czemu nie? Jeśli tylko pani uważa, że się przydam - nie zastanawiał się ani chwili.

Kilka tygodni później rozdawał autografy gimnazjalistom. Pojawił się, tak jak obiecał. Przyjechał z Alanem Marcinkowskim, który również skończył tę szkołę. Rafał przywiózł z sobą kombinezon i motocykl. Zespół Szkół Zawodowych przy Botanicznej odwiedziły tłumy. Szkoła już dawno nie miała takiego naboru. Nie spodziewał się, że w ten sposób może pomóc.

Dochodziła 8.30. Rafał poczuł głód, pomyślał o śniadaniu. Wysiadł z auta. Za chwilę wracał z dwiema świeżymi bułkami z osiedlowego sklepu. Nie odezwał się do ekspedientki ani słowem. Nie miał ochoty. Słońce schowało się za niewielką chmurą. To wystarczyło, żeby okolicę ogarnął cień. Powiew chłodniejszego wiatru orzeźwił Rafała, który powolnym krokiem szedł w kierunku auta. Nagle na skraju bloku, tuż zza budynku apteki wyskoczyli dwaj chłopcy. Wybiegli zza winkla. Wpadli wprost na Rafała. Jeden miał wyraźną nadwagę. Rafał znał go z widzenia. Często, gdy wracał po treningu, widział ośmio-, dziewięciolatka hasającego na podwórku między blokami. Wiedział, że ma na imię Kacper. Słyszał, jak wołają na niego koledzy. Malec wydawał mu się sympatyczny. - Panie Rafale, panie Rafale. Da nam pan autograf? - zgodnym chórem zawołali chłopcy, którzy biegli tak szybko, że ledwie zatrzymali się przed nim.
- A macie coś do pisania i kartki?

Chłopcy popatrzyli na siebie, zrobili smutne miny i niewinne pokręcili głowami.
- No to gdzie i czym mam się podpisać? - spytał Rafał. W jego głosie wyczuwało się troskę. Czasem on sam wydawał się niewinny jak niemowlę. Zachowywał się tak, jakby potrzebował opieki, pomocy, matczynej i ojcowskiej rady. Ale niekiedy, właśnie jak w tej chwili, porażał wręcz dojrzałością.

- A może chcecie czapkę? - Rafał kucnął przy chłopcach i jakby się im kłaniając, zdjął bejsbolówkę. Z daleka wyglądało tak, jakby zbierał od nich pieniądze. Jakby chciał, żeby coś do niej wrzucili. A on po prostu ofiarował im ją. Kacper i Kuba znów spojrzeli na siebie. Roześmiali się od ucha do ucha.
- Pewnie, że chcemy - nieśmiało odpowiedział Kuba.

Kurmański już miał dać dzieciakom swoją czapeczkę. Ale przez myśl przebiegła mu myśl: no tak, ale jak dam jednemu czapkę, to drugi będzie smutny. Nie namyślając się wiele, spontanicznie rzucił do chłopaków. - Czekajcie tu na mnie. I nigdzie się nie ruszajcie.

Kacper i Kuba stanęli jak wryci. Jakby ich ktoś zalał betonem. Nie mieli zamiaru nigdzie iść. Przecież pan Rafał kazał im czekać, więc będą czekać. Nie ruszyliby się z miejsca, nawet gdyby miał się na nich zwalić stojący obok blok.

Rafał obrócił się na pięcie i szybszym krokiem wrócił do klatki. Wbiegł po schodach, sadząc susy po dwa stopnie. Otworzył drzwi, wszedł do pokoju. Spod łóżka wyciągnął czapkę, niemal identyczną jak ta, którą przed chwilą zostawił chłopakom. Zanim wyszedł, wyciągnął jeszcze długopis z kubka stojącego na szafce. Trzasnął drzwiami, odruchowo, tak jak to robił codziennie, zamknął drzwi na klucz. Zszedł na podwórko i po minucie, może dwóch już stał znów przy Kacprze i Kubie.
- Mam jeszcze jedną bejsbolówkę - powiedział, spoglądając najpierw na jednego chłopaka, a potem na drugiego.

Oczy dzieciaków rozbłysnęły, jakby ktoś siedział w środku ich głów i równocześnie zapalił zapałki.
- O rany, naprawdę możemy? - spytał Kacper, niedowierzając.

Rafał nic nie odpowiedział, tylko wziął najpierw jedną czapkę w lewą rękę. W prawej cały czas trzymał długopis. Zamaszystym ruchem złożył na bejsbolówce autograf. Pięć sekund później to samo zrobił z drugą czapką. Tę już podpisaną wręczył Kubie.
- Są wasze - powiedział z niespotykaną pewnością siebie.

Kuba i Kacper jeszcze raz wymienili spojrzenia, po czym pobiegli w kierunku swojego bloku. Kacper, rozpromieniony, rzucił na odchodne: - Panie Rafale, powodzenia w najbliższym meczu. Dziękujemy...

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska