[galeria_glowna]
Organizator i pilot wodniackiej imprezy Stanisław Cap z Międzyrzecza zapewnia, że był to ostatni już w tym roku spływ dolnym odcinkiem Obry. - Ja pływam po rzece przez okrągły rok. I zapewniam, że właśnie zimą jest najładniejsza. Jej poziom jest teraz dość wysoki, zatem spływy są bezpieczne. Zmarzluchy najwyżej kataru się nabawią - mówi.
Ze Stęszewa pod Poznaniem przyjechały na imprezę cztery osoby. M.in. małżeństwo Agnieszka i Mariusz Hornikowie. Są doświadczonymi wodniakami. Od kilku lat pływają po Obrze, ale dziś pierwszy raz płynęli nią zimą. Do kajaka wsiedli opatuleni w... foliowe worki!
- Będę nas chronić przed wodą. Jak się macha wiosłami, to zawsze kilka kropel skapnie na ubranie. To żadna przyjemność podczas takiego mrozu, jak dziś - tłumaczy A. Hornik.
Relaks przy wiosłach
Zielonogórzanie wynajęli autokar, żeby dojechać do Św. Wojciecha pod Międzyrzeczem. Kajaków nie musieli ze sobą taszczyć, bo o sprzęt zadbał S. Cap.
- Już od czterech lat spotykamy się 30 grudnia na spływach. To wspaniała przygoda i niezła dawka adrenaliny - mówił nam zielonogórzanin Bartosz Kudliński.
Wodniacy z Zielonej Góry znają wszystkie lubuskie rzeki. Najbardziej cenią Pliszkę, chętnie pływają kajakami po Iliance, Paklicy, Obrze, a nawet Warcie i Odrze. Zapewniają, że machanie wiosłami i pagajami to znakomity relaks. - Kilka godzin wystarczy, żeby zapomnieć o pracy, komputerach i komórkach - mówią.
Obra jak Marszałkowska
Pilotem był międzyrzeczanin Stanisław Cap, który zna rzekę jak przysłowiową własną kieszeń. W tym roku zorganizował kilkadziesiąt spływów.
(fot. fot. Dariusz Brożek)
Uczestnicy spływu zgonie podkreślają, że dolny odcinek Obry należy do najładniejszych szlaków kajakowych na lubusko-wielkopolskim pograniczu. Jego plusem są starorzecza, przełomy i urozmaicone krajobrazy. Dla doświadczonych wodniaków atutem są także tarasujące nurt na wpół zatopione drzewa. Część z nich powaliły wiatry, inne mają na pniach ślady po ostrych jak brzytwy zębach bobrów, które rozpleniły się w ostatnich latach wzdłuż rzeki od Skwierzyny po Pszczew. Forsowanie tych przeszkód kajakami łatwe nie jest, ale - jak tłumaczą - dzięki nim spływy nie przypominają jazdy wygodną taksówką.
- W ostatnich latach na Obrze zrobił się straszny tłok. Jak na przysłowiowej Marszałkowskiej. W lipcu i sierpniu są dni, kiedy płynie nią po kilkanaście spływów dziennie. Dlatego my wolimy latem inne rzeki - mówią.
Po dwóch godzinach wiosłowania wodniacy dotarli do Gorzycy. Bez żadnych przykrych przygód, ale za to zmarznięci i głodni. Rozgrzali się przy ognisku, były też kiełbaski i gorąca herbata. - Za rok znowu się tutaj spotkamy - zapewniali.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?