Skontaktowała się z nami rodzina 69-latka, który przebywał w szpitalu w Świebodzinie, należącym do Grupy Nowy Szpital.
- 12 marca w godzinach wieczornych w Świebodzińskim Szpitalu - relacjonuje jedna z córek. - Tata miał podejrzenie udaru mózgu. Ma problemy z poruszaniem się, korzystał z balkonika. Wyskoczył przez okno na oddziale neurologii. Podejrzenie, ponieważ leżąc na oddziale od marca nie miał wykonanych żadnych badań (dop. red. badania zostały wykonane po tym incydencie - stwierdzono rozległy udar mózgu).
Pacjent wylądował na dachu wiaty do wjazdu ambulansu, ale nie miał siły wstać. Leżał tam przez prawie dwie godziny.
Poszukiwania z udziałem policji
W niedzielę wieczorem jedna z córek pacjenta odebrała telefon od Komendy Powiatowej Policji w Świebodzinie. Usłyszała, że jej tata uciekł z oddziału.
Po przyjeździe do szpitala, rodzinie została przekazana informacja, że pacjent był poszukiwany przez personel na terenie szpitala i na pewno go nie ma w środku. Zrozpaczona rodzina zaczęła poszukiwania na własną rękę.
Córki mężczyzny chodziły wokół szpitala i nawoływały. W końcu usłyszeli cichy krzyk: "Tutaj jestem". Jak podaje rodzina, 69-latek leżał półprzytomny na dachu wiaty od wjazdu karetek.
- Otrzymaliśmy zgłoszenie, że pacjent oddalił się ze szpitala - informuje rzecznik prasowy KPP w Świebodzinie, aspirant Marcin Ruciński. - Na miejsce skierowano służby. Pacjent został ujawniony na dachu wiaty przy szpitalu. Na ziemię sprowadzili go policjanci oraz ratownik medyczny.
Czytaj również:
Nikt nie zauważył pacjenta spacerującego po oddziale?
Mężczyzna leżał w pokoju nr 3. Przeszedł cały oddział neurologiczny, minął dyżurkę pielęgniarek, otworzył okno w jednej z sal i wyskoczył.
- Chory pacjent miał omamy słuchowe i wizualne (udar plus obrzęk mózgu) - opowiada córka mężczyzny. - Jakim cudem nikt z personelu go nie zauważył? Jak szybko mógł poruszać się niedołężny pacjent? Skoro personel przetrzepał cały szpital, to dlaczego nie zauważyli otwartego okna w pokoju na końcu korytarza? To, co się dzieje w świebodzińskim szpitalu przechodzi ludzkie pojęcie!
- Pacjenci z oddziału neurologicznego skarżą się, że personel nie traktuje ich dobrze - dodaje kobieta. - Znieczulica! Cały personel oddziału neurologicznego powinien zostać pociągnięty do odpowiedzialności. Przez ich niedopilnowanie pacjent został narażony na utratę życia.
Szedł do kościoła. Myślał, że mamy 1954 rok
Dopytujemy o sytuację w szpitalu w Świebodzinie rzecznika prasowego Grupy Nowy Szpital.
- Pacjent lat 69 został przyjęty do oddziału z podejrzeniem udaru niedokrwiennego mózgu - informuje Piotr Połoński, rzecznik GNS. - Okresowo był w niepokoju, niekiedy w znacznym niepokoju; wymagał nadzoru pielęgniarskiego oraz leków uspokajających. Mógł chodzić w asyście.
Jak relacjonuje rzecznik, 12 marca ok. godz. 20.50 pielęgniarki zauważyły i zgłosiły lekarzowi dyżurnemu, że pacjenta nie ma na sali chorych. Współpacjenci, którzy leżeli na tej samej sali mówili, że 69-latek wyszedł do toalety.
Kilkukrotnie sprawdzono inne pomieszczenia, sale chorych i łazienki, ponadto sprawdzono teren całego szpitala, chodząc i nawołując pacjenta po imieniu i nazwisku - zaangażowany był personel oddziału i SOR.
- Z uwagi na brak efektu - o godzinie 21.30 szpital poinformował dyżurnego numeru 112 o zaistniałej sytuacji - mówi P. Połoński. - Jednocześnie w dalszym ciągu w miarę możliwości prowadzono poszukiwania we własnym zakresie.
Około godziny 22.15 zlokalizowano pacjenta na dachu podjazdu dla karetek, wydostał się tam przez okno nieużywanej sali oddziału. Pacjent zareagował na głos rodziny.
- Przy pomocy policji i personelu, pacjenta sprowadzono bezpiecznie do pomieszczenia. Mężczyznę przewieziono na salę intensywnego nadzoru neurologicznego, przebrano, zbadano, podłączono ogrzewany płyn. W badaniu fizykalnym Pacjent bez obrażeń - wyjaśnia rzecznik prasowy GNS.
Jak to możliwe, że personel szpitala nie zauważył pacjenta, który powoli przechadzał się samodzielnie po oddziale?
- W momencie przemieszczenia się dyżurujące pielęgniarki były przy innych pacjentach - mówi P. Połoński.
Pielęgniarki relacjonują, że pacjent nie wiedział gdzie się znajduje. Podczas sprowadzania go z dachu wiaty, jedna z pielęgniarek zapytała 69-latka, dokąd zmierzał. - Do kościoła - miał odpowiedzieć mężczyzna. Na pytanie, który mamy rok odpowiedział: 1954.
Rodzinę zastanawia również to, że okno, z którego skorzystał 69-latek zostało zamknięte. Pacjent nie był w stanie tego zrobić po tym, jak z niego wyskoczył.
- Prawdopodobnie podczas przeszukiwań jedna z pielęgniarek zamknęła to okno, nie podejrzewając w żaden sposób, że pacjent mógłby się wspiąć do tego okna - wyjaśnia rzecznik GNS. - Okno jest umieszczone wyżej niż zwykle. Do ściany przystawione jest łóżko, po którym pacjent wspiął się do okna. Od drugiej strony - dach wiaty nie jest dużo niżej niż światło okna.
Rodzina pacjenta zgłosiła sprawę do prokuratury, która zajmie się wyjaśnieniem okoliczności zdarzenia.
Superbohaterowie umyli okna w szpitalu Marciniaka:
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?