Z pana Lecha można brać przykład. Już drugi raz w trakcie pracy uratował czyjeś życie. A wcale nie jest lekarzem! Od dzieciństwa pasjonowały go autobusy i tramwaje. Od 30 lat pracuje w Miejskim Zakładzie Komunikacji.
Kilka dni temu po rozpoczęciu zmiany zasłabł jeden pracowników przewoźnika. Mężczyzna przechodził zawał serca i z trudem doszedł do portierni. Gdy osunął się na ziemię, ochroniarz zawołał pana Lecha, a ten od razu pospieszył z ratunkiem. By nie tracić cennych sekund, gorzowianin znalazł nawet sposób na szybkie wezwanie karetki i pomoc jednocześnie. Włączył system głośnomówiący w telefonie, a sam sprawdzał tętno i zabierał się za reanimację. Przechodzącego zawał mężczyznę udało się uratować.
– Ta sytuacja pokazuje, że warto przeprowadzać szkolenia z udzielania pierwszej pomocy - mówi Robert Sołtys, ratownik medyczny. By takich bohaterów, jak pan Lech, było więcej, ma radę: - Gdy jesteśmy na festynach, gdzie uczą pierwszej pomocy, nie bójmy się podchodzić, by spróbować ratunku na fantomie. Nabierzemy pewności. A to może później komuś pomóc.
Pan Lech nie boi się pomagać. Uratował już dwóch ludzi
- Nie należy się bać pomagać – mówi nam Lech Cebula. To pracownik Miejskiego Zakładu Komunikacji w Gorzowie. Przez wiele lat był motorniczym. Dziś sam uczy innych, jak prowadzić tramwaje. A na co dzień nadzoruje pracę kierowców. Kilka dni temu – już po raz drugi w swoim życiu – uratował człowieka przed śmiercią!
- Teraz to był zbieg okoliczności. Miałem rozpocząć pracę o 16.00, ale zamieniłem się i przyszedłem na 14.00. Moje biuro znajduje się tuż na początku biurowca zakładu. Prowadzą do niego pierwsze drzwi. Około 14.50 wbiegł przez nie ochroniarz i powiedział, że w portierni, przy oddawaniu kluczy, jeden z pracowników osunął się na ziemię. Ja bardzo szybko podejmuję decyzję, więc od razu pobiegłem zobaczyć, co się stało – pan Lech zaczyna opowiadać o zdarzeniu z 6 marca.
Na podłodze portierni leżał kolega naszego bohatera.
Na podłodze portierni leżał kolega naszego bohatera. To mężczyzna, który pracuje w magazynie zakładu.
- Sprawdziłem, w jakim był stanie. Oddech zanikał, bo był tylko jeden na dziesięć sekund. Tętno już nie było wyczuwalne. Od razu zadzwoniłem pod 112. Nawet nie wiem, z kim rozmawiałem. Włączyłem zestaw głośnomówiący, położyłem telefon obok. Rozmawiałem z dyspozytorem a jednocześnie ratowałem. Cała akcja, aż do przyjazdu karetki, trwała 12-13 minut – mówi 51-latek, który w gorzowskim MZK pracuje od 1988 r. Mężczyznę udało się uratować. Próbowaliśmy się z nim skontaktować. Dziś nie chce on rozgłosu.
Pan Lech już nie pierwszy raz uratował ludzkie życie
- Z jakieś dziesięć lat temu jechałem tramwajem na Wieprzyce i koło Zakładów Energetycznych zobaczyłem, że na przystanku wśród grupki ludzi leży człowiek. Nie miał tętna, z ust leciała mu krew. Udało się go uratować wraz z przygodną pielęgniarką, która poprosiła, by jej pomóc – wspomina gorzowianin. Tamtego człowieka już nigdy nie spotkał. Wycinek z „Lubuskiej”, w której rodzina uratowanego dziękowała za pomoc, pan Lech ma do dzisiaj.
Jak nauczył się pierwszej pomocy? Pracownicy MZK mają szkolenia z jej udzielania. Poza tym pan Lech regularnie towarzyszy przyszłym motorniczym i obserwuje na kursach, jak wygląda pierwsza pomoc. Przyznaje, że dzięki temu czuł się pewnie, gdy kilka dni temu musiał zastosować zasdy w praktyce.
- Teraz pierwszy raz ratowałem kogoś samodzielnie. Co zrobić, żeby się nie bać? Po prostu zacząć. I mieć świadomość, że nawet najgorsza pomoc coś zawsze pomoże – mówi pan Lech.
– Ta sytuacja pokazuje, że warto przeprowadzać szkolenia z udzielania pierwszej pomocy. I warto z nich skorzystać. Dobrze, gdyby ludzie nie bali się podejść z pomocą, gdy zdarzy się sytuacja, że trzeba ratować życie drugiemu człowiekowi - mówi Robert Sołtys, ratownik medyczny z Gorzowa. Jest pod wrażeniem akcji pracownika MZK.
Szkolenia z pierwszej pomocy Miejski Zakład Komunikacji prowadzi juz od kilku lat. Umiejętności sprawdzane są m.in. podczas konkursu na najlepszego kierowcę i motorniczego.
- Jesteśmy dumni, że umiejętności przydają się do ratowania ludzkiego życia – mówi Marcin Pejski, rzecznik MZK. Pana Lecha za uratowanie życia koledze przewoźnik już nagrodził.
Telefon pomoże sprawdzić oddech
- Jak sprawdzić puls czy oddech? - Przykładamy cztery palce na szyi poniżej ucha. Opuszki palców są czułe, więc wyczują tętno. Można też wyciągnąć telefon i przyłożyć ekranem do ust, by sprawdzić, czy jest oddech - demonstruje nam praktyczne sposoby Lech Cebula. Dodaje, że jeśli ktoś jest przytomny, a słabnie, trzeba umożliwić dostęp do świeżego powietrza. Można wtedy np. otworzyć na oścież okno.
Nie tracić siły przy reanimacji
- - Ważne jest, aby przy wdechu zatkać ratowanemu nos i odchylić głowę do tyłu. Jeśli tego nie zrobimy, cały nasz wdech pójdzie w policzki - mówi gorzowianin. Przypomina, że dwa wdechy powinny przypadać na każde 30 uciśnięcia klatki piersiowej w okolicach mostku. Wdech zastępuje ratowanemu pracę płuc, natomiast uciśnięcia klatki - pracę serca.
Zobacz najnowszy odcinek "Kryminalnego czwartku":
Polecamy również:
Zobacz też: Małe mądrale - odc.1 SMOG
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?