Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pan Stanisław za naszym pośrednictwem dziękuje za uratowanie życia

Tomasz Rusek 95 722 57 72 [email protected]
- Gdyby wtedy nie pomógł mi motorniczy z ,,jedynki'', nie rozmawiałbym dziś z panem – mówi Stanisław Kozioł
- Gdyby wtedy nie pomógł mi motorniczy z ,,jedynki'', nie rozmawiałbym dziś z panem – mówi Stanisław Kozioł fot. Tomasz Rusek
- Ten motorniczy uratował mi życie. Nigdy mu tego nie zapomnę - mówi Stanisław Kozioł. Głos mu więźnie w gardle, oczy się szklą. - Do dziś nie mogłem mu podziękować. Robię to teraz - mówi.

Siedzi ze mną w redakcyjnym pokoju. Wzruszony, z grubą teczką pełną lekarskich pism. A na ich górze... materiał z ,,Gazety Lubuskiej''. - To właśnie o moim wypadku - wspomina. I choć minęło od tamtej pory wiele miesięcy, wszystkie wspomnienia powróciły... Dlaczego akurat teraz?

Zobacz też: Kierowca miejskiego autobusu z Gorzowa uratował ludzkie życie

Bo kilka dni temu kierowca miejskiego autobusu Krzysztof Kwak rzucił się na pomoc starszemu mężczyźnie, który zasłabł na działkach przy ul. Śląskiej. - Nie oddychał, jego serce nie biło. Zrobiłem mu masaż serca i sztuczne oddychanie. Potem przejęło go pogotowie - mówił nam kilka dni temu skromny kierowca MZK. Nasi Czytelnicy zgodnie ochrzcili go bohaterem. Adam napisał: - Bohater mało powiedziane. Super człowiek, takich nam trzeba. Więcej ludzi z dobrym sercem.

Córka starszego pana, któremu kierowca pomógł, także na naszym forum kolejny raz podziękowała za wspaniałą postawę: - Jeszcze raz Panu bardzo dziękuję, gdyby nie Pana szybka reakcja Tata pewnie by nie żył.

I to właśnie po tym artykule o bohaterskim kierowcy odezwał się do nas w tym tygodniu S. Kozioł. - Ja też zawdzięczam życie przypadkowemu bohaterowi. Ale moim ratownikiem był motorniczy tramwaju - powiedział.

To było kilka miesięcy temu. Nasz Czytelnik wracał z kościoła. Pamięta, że szedł sobie spacerkiem przez centrum. I tu pamięć mu się rwie. Ale wiemy, co było dalej. Pan Stanisław traci przytomność i upada na betonowy chodnik. Głową uderza z impetem w płyty. Z buzi i nosa tryska krew. Całe strumienie. I wtedy nadjeżdża jedynka z panem Lechem (tylko tyle nam o sobie zdradził). Razem z przypadkową kobietą reanimują pana Stanisława do przyjazdu karetki. Gdy opisujemy historię w gazecie, nie wiadomo, czy ranny żyje.

NIE MA TŁUMACZEŃ

NIE MA TŁUMACZEŃ

To przydatna wymówka, ale wcale nie potrzebujesz specjalistycznego szkolenia, by nauczyć się pierwszej pomocy. Dokładne instrukcje z objaśnieniami, odpowiedziami na pytania, obrazkami a nawet instruktażowymi filmikami z prezentacją masażu serca i sztucznego oddychania możesz znaleźć w internecie. Prawdziwą kopalnią wiedzy na ten temat jest strona www.martapiekarz.org. W zakładce pierwsza pomoc znajdziecie wszystko, czego szukacie.
Kim była Marta? Gorzowianką, której nikt nie pomógł, gdy zasłabła na przystanku tramwajowym. Żaden z gapiów nie zrobił jej masażu serca, przez co doszło do niedotlenienia mózgu. Marta zmarła potem na zapalenie płuc, bo osłabiony organizm nie zwalczył choroby. Zabrakło dosłownie jednego porządnego człowieka.

Teraz wiemy, że tak. - Cztery dni byłem nieprzytomny. Potem zaliczyłem mnóstwo szpitali i poważne zabiegi. I wiem, że gdyby nie natychmiastowa pomoc tego motorniczego, dziś bym tu z panem nie rozmawiał - mówi łamiącym się głosem pan Stanisław. On i jego córka Irena Norberciak próbowali spotkać się z motorniczym, podziękować. Bez skutku. Przekazali tylko ukłony poprzez przełożonych pana Lecha. - Ale po tym artykule o kierowcy poczułem, że muszę jeszcze raz, publicznie, złożyć podziękowania mojemu wybawcy - dodaje S. Kozioł. W szpitalu lekarz powiedział mu, że najwyraźniej czuwał nad nim jego anioł stróż. - Na pewno jego pomocnik prowadził tramwaj - uśmiecha się starszy pan.

Zobacz też: - Strażniczki miejskie i policjanci nie chcieli pomóc umierającemu na ulicy człowiekowi! - zaalarmowali nas gorzowianie

Szef Miejskiego Zakładu Komunikacji Roman Maksymiak powtarza, że jest dumny ze swoich pracowników. I że te historie (- Nieopisanych mamy więcej - zaznacza) to najlepszy dowód na to, że szkolenia z pierwszej pomocy dla pracowników zakładu okazały się strzałem w dziesiątkę. To samo mówią też kierowcy i motorniczowie. I dodają jeszcze, że pierwsza pomoc, jak już się z nią człowiek zapozna, nie jest wcale taka strasznie trudna, jak się wydaje. Tylko trzeba chcieć się nauczyć. A z tym bywa różnie. Wie to najlepiej I. Norberciak, córka ocalonego przez motorniczego. - Pracuję w przedszkolu. Gdy zorganizowaliśmy bezpłatny kurs pierwszej pomocy, to wie pan, ilu rodziców na niego przyszło? Zero - podsumowuje.

Ruszam w miasto. Zaczepiam dwadzieścia osób. Pytam o sztuczne oddychanie i masaż serca. Kto umie? Kto by potrafił ruszyć z pomocą? W teorii jest nieźle. 17 osób deklaruje, że zna podstawy. Ale z odwagą do ich wykorzystania jest gorzej. - Jeszcze bym coś sknociła - mówi kobieta koło 30. - Nie wiem, czy potrafiłbym się przełamać - dodaje 46-latek spotkany w sklepie. Nastolatek z parku: - Teoria to jedno. Męczysz fantom, niczym nie ryzykujesz. A tak na ulicy, z prawdziwą krwią, nieprzytomnym człowiekiem, bez instruktora obok... Nie wiem, jak bym się zachował - przyznaje szczerze.

Tymczasem minimum wiedzy, która może uratować czyjeś życie to... 30 uciśnięć klatki piersiowej i dwa dechy. I tak na zmianę do przyjazdu karetki. W ostateczności może być nawet sam masaż serca. To wystarczy, by pomóc komuś przeżyć.

Macie na to cztery minuty. Nie traćcie czasu na wahanie.

Teraz możesz czytać "Gazetę Lubuską" przez internet już od godziny 4.00 rano.
Kliknij tutaj, by przejść na stronę e-lubuska.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska