Katarzyna Jarocińska-Kawka mieszka z mistrzem przez płot. - Zaraz poleciałam wyściskać, gdy wrócił ze Stanów. Później przypomniało mi się, jak kamienie na przyczepę wrzucał. Tak zaczynał - wspomina.
- Wychowywaliśmy się na jednym podwórku, super kumpel - mówi 16-letnia Beata, sąsiadka Mateusza. - Zawsze pomocny. W tamtym roku zorganizował dla naszej paczki majówkę, wcześniej sylwestra. Jest jak brat. Razem budowaliśmy boisko w Chlebowie. Mateusz nosił żerdzie na słupki do bramki - opowiada 19-letnia Asia.
Mateusz sam zbudował też siłownię, w której później ćwiczył on i znajomi. W siłowni są wielki kule. Ważą nawet 200 kilo. Są ciężarki ponad stukilogramowe. W kącie leży ogromna opona - 300 kilo! Stoi też ławeczka, na której do dziś spotyka się okoliczna młodzież, bo Mateusz wciąż jest tym samym, skromnym Mateuszem.
U Kieliszkowskich po zakupy jeździ głowa rodziny, czyli pan Jacek. Ludzie w mięsnym kupują dwie, góra trzy piersi z kurczaka. Zawsze dziwnie się patrzą, gdy pan Jacek prosi o pięć kilo.
- Jak to się stało, że został strongmanem? - Chodziłem do drugiej klasy gimnazjum, do Maszewa. Kolega mnie namówił na siłkę. Miał fajne ramiona, rozbudowaną klatkę. Zawsze podobała mi się kulturystyka. Chciałem być duży, wtedy nie myślałem jeszcze o dźwiganiu ciężarów. Ja byłem wysoki, ale chudy, takie chuchro. Ważyłem trochę ponad 70 kilogramów. Ojciec kupił mi pierwszą ławkę na Boże Narodzenie i zacząłem ćwiczyć. Podnosiłem po 20-30 kilo. Później poszedłem do liceum do Sulęcina. Poznałem kolegów, którzy ostro trenowali. Po roku wszystkich przegoniłem - opowiada.
W pierwszych zawodach wystąpił jeszcze w liceum. - Kolega mówi, że w Krośnie Odrzańskim, więc blisko Chlebowa, ktoś robi amatorskie zawody strongmanów. Pojechałem. Patrzę, chłopaki po pięćdziesiąt w łapie. Takie bydlaki. Myślę sobie, co ja tu robię. Ja, zupełny amator, który wcześniej nigdy sprzętu w rękach nie miał, wygrałem wszystkie konkurencje.
Po mistrzostwach świata Mateusz w końcu odpoczywa. Może spać do 10.00. Zasłużył na labę. Ale przed mistrzostwami wstawał o 5.00. Jadł śniadanie, ostatnio z sześciu jaj, bo z 10 już mu się znudziło. I szedł do pracy w rodzinnym tartaku. Kolejne śniadanie jadł o 8.00, następne o 10.00. O 12.00 było coś a la obiad (przeważnie kurczak z ryżem). O 14.00 Mateusz jadł pierwszy obiad (często drób). Kolejny obiad jadł o 16.00, tuż przed treningiem. Później jadł kolację. A przed snem potrafił wsunąć... kolejnego kurczaka! - Dziennie prawie kilogram mięsa - zaznacza.
U Kieliszkowskich po zakupy jeździ głowa rodziny, czyli pan Jacek. Ludzie w mięsnym kupują dwie, góra trzy piersi z kurczaka. Zawsze dziwnie się patrzą, gdy pan Jacek prosi o pięć kilo. - Syn musi mieć siłę, by dźwigać.
Chłop jak dąb, 188 cm, 137 kilo. Owszem, w Stanach widział większych zawodników, obawiał się z nimi mierzyć. - Ale nie zawsze wygląd ma znaczenie, liczy się też kondycja, to co się ma w głowie - zaznacza Mateusz. Liczy się też serce do walki. Tego mistrzowi z Chlebowa nie sposób odmówić.
Mistrzostwa w USA organizował Arnold Schwarzenegger. - Stałem przez chwilę obok niego - opowiada nasz mistrz. Mateusz stał też obok dwóch osiłków z USA. Na reprezentacyjnej koszulce miał napis POLSKA. - To chyba jakieś miejsce - powiedział jeden osiłek. - Nie, to musi być jakiś napój - na to drugi. Odwrócił się wtedy Mateusz, powiedział, że Polska to kraj. Później, gdy wygrał, rozwinął biało-czerwoną flagę i nie mógł powstrzymać wzruszenia.
Zobacz też Nowy kontrakt w SPAR Falubazie Zielona Góra. Kto go podpisze?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?