W piątek na rynku przed ratuszem zameldowali się strażacy z jednostek OSP ze Świętna, Kębłowa, Wroniaw oraz Tłok.
Oprócz delegacji z Kębłowa pozostali strażacy odebrali pływające motopompy, którymi można pobierać wodę wprost ze stawów.
Druhowie z Kębłowa oraz strażacy ze Świętna otrzymali też po jednym agregacie prądotwórczym oraz aparacie oddechowym z czujnikiem bezruchu, w którym strażak może pracować ok. 30 minut.
Prawie zawodowcy
- Na jednym z posiedzeń zarządu ustaliliśmy harmonogram zakupów dla jednostek OSP. W pierwszej kolejności w nowy sprzęt wyposażone zostają jednostki ze Świętna, Obry, Kębłowa oraz Wroniaw i Tłok - powiedział w piątek burmistrz i jednocześnie prezes zarządu miejsko-gminnego OSP Andrzej Rogoziński.
Podkreślił, że wymienione jednostki wyróżniają się w działaniach. Tylko w ubiegłym roku brały udział w sumie w 93 zdarzeniach na terenie gminy i poza jej granicami.
- Zmienia się charakter naszej służby. Odpukać na szczęście, ale coraz mniej wyjeżdżamy do pożarów. Więcej pracy natomiast mamy przy wypadkach drogowych, przy usuwaniu powalonych drzew oraz gniazd szerszeni i os - przyznaje kierowca jednostki ze Świętna Andrzej Mikołajewicz, który na wolsztyński rynek przyjechał niemal nowiutkim starem z podzespołami mana tzw. star-man.
Jednostka OSP otrzymała go jesienią ub. r. To średni wóz ratowniczo - gaśniczy. - Nawet my nie mamy takiego ,,staromana'', bo nasz jest mniejszy - mówi st. kpt. Sławomir Śnita, zastępca komendanta powiatowego Państwowej Straży Pożarnej w Wolsztynie.
- Z roku na rok poprawia się wyposażenie naszych jednostek. Podobnie z umiejętnościami druhów, którzy szkolą się niemal tak samo jak zawodowi strażacy. Problem jednak w tym, że nasze szeregi topnieją - przyznaje komendant gminny OSP Michał Nowak.
Gonią za pracą
- Młodzi się garną, ale już nie tak licznie jak kiedyś. Nie ma już takiego zaangażowania - potwierdza Tadeusz Pukacki, zastępca prezesa OSP ze Świętna.
Powód? Najczęściej praca zawodowa, którą niełatwo pogodzić ze strażackimi obowiązkami. To już nie te czasy, gdy wielu druhów pracowało w gospodarstwach rolnych i niemal zawsze, w przypadku alarmu, było gotowych przybyć do remizy. Teraz wielu strażaków wyjechało szukać zatrudnienia za granicą. Wielu pracuje też w Polsce i wracają do domu popołudniami, a wiadomo, że pożar nie poczeka.
- Na dodatek każdy strażak, żeby wyjechać do akcji musi przejść obowiązkowy 120-godzinny kurs podstawowy. Czasem niełatwo zwolnić się z pracy, żeby zrobić taki kurs - dodaje M. Nowak.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?