Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podpalił się z zazdrości o młodą dziewczynę

Paweł Kozłowski 95 722 57 72 [email protected]
sxc.hu
- I tak będę cię kochał… - miał powiedzieć Jan, kiedy Krzysztof Zielony ugasił na nim ogień. Chwilę wcześniej mężczyzna wylał na siebie zawartość kanistra i podpalił się. Wszystko na oczach o 30 lat młodszej ukochanej.

Na murach garaży graffiti z nazwą piłkarskiego Widzewa. Mimo że ul. Cicha to prawie centrum Drezdenka, krajobraz jest tam jak z fabrycznego miasta. Środek krótkiej uliczki zajmują dwa wielorodzinne budynki otoczone garażami. Po drugiej stronie drogi są ogródki. Do jednego z domów prowadzą schody. To pod nimi w niedzielę podpalił się 50-letni Jan ze Starego Kurowa.

Zapalił za trzecim razem

Sąsiedzi nie chcą rozmawiać o tamtym dniu. - Słyszałem, ale nic na ten temat więcej nie wiem. Nie było mnie wtedy w domu - przekonuje jeden z mężczyzn jakby na jego ulicy doszło do zwykłej bójki, a nie próby samospalenia, o którym huczy całe miasto (Gazetę powiadomił o tym jeden z internautów). Całe zdarzenie przed oczami ma wciąż Krzysztof Zielony z parteru. Był w kuchni, której okno wychodzi przed dom, kiedy około 16.00 pod drzwi podjechała taksówka. Wysiadł z niej 50-letni Jan. W ręku miał pięciolitrowy kanister. Nie powiedział ani słowa, tylko oblał się jego zawartością (póki nie zbadają jej biegli, pozostaje cieczą łatwopalną). Po chwili wyciągnął zapałki i... zaczął się dramat.

- Trzy razy próbował odpalić. Za pierwszym razem zgasła, drugą złamał. Udało się dopiero za kolejnym - wspomina. W jednej sekundzie mężczyzna stał się żywą pochodnią, przeszedł kilka kroków. W końcu skulony zatrzymał się pod schodami, na których siedziała 19-latka z poddasza z kolegą. Pan Krzysztof chwycił w biegu koc i wybiegł przed dom. Płonącego mężczyznę próbowała gasić dziewczyna kurtką, ale nie miała szans. Dopiero sąsiad stłumił ogień. - Kiedy w końcu udało się go ugasić, usłyszałem tylko, jak mówi do niej: I tak będę cię kochał… - wspomina K. Zielony.

Z knajpy prowadzi ścieżka krwi

Dlaczego dziewczyna i jej znajomy nie próbowali powstrzymać desperata? Nie wierzyli, że jest w stanie to zrobić? Te pytania na razie pozostają bez odpowiedzi. 19-latka (drobna i szczupła brunetka) nie chciała z nami rozmawiać. - Był chorobliwie zazdrosny - powiedziała jedynie uciekając do domu. Potwierdza to także ojciec dziewczyny: - Byli razem 10 miesięcy. Pracowali i mieszkali w Berlinie. Córka jest dorosła. Dzień wcześniej poszła z kolegami na piwo, nie chciała wcale zrywać z nim znajomości. Ale on był zazdrosny.

Z opowieści ojca oraz sąsiadów wynika, że niedoszły samobójca miał za złe ukochanej, że spotyka się ze swym pierwszym chłopakiem, który niedawno wyszedł z więzienia (to z nim siedziała na schodach, kiedy Jan się podpalił). Kilka tygodni temu Jan w pobliskiej knajpie - zaledwie 200 metrów od domu przy Cichej - rozbił butelkę i szkłem zaczął ciąć sobie ręce. Zakrwawiony poszedł do mieszkania 19-latki. - Do dziś widać ścieżkę krwi - pokazuje sąsiad rodziny.

- Przez tą całą sytuację mamy tylko kłopoty. Opieka społeczna sprawdza, jak to przeżyły młodsze dzieci. Żonie i córce kupiłem tabletki. Siedzą w domu otumanione. Przesłuchiwali nas w prokuraturze - żali się ojciec.

Za wcześnie na rokowania

Jan - nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że w przeszłości miał kłopoty z prawem - trafił do drezdeneckiego szpitala z poparzeniami połowy ciała: twarzy i rąk oraz dróg oddechowych. Jego zdrowie było zagrożone, a stan na tyle ciężki, że nie pozwalał na transport do któregoś z ośrodków leczenia oparzeń. Udało się to dopiero we wtorek. Mężczyzna helikopterem medycznym poleciał do Gryfic, gdzie znajduje się specjalistyczny oddział oparzeniowy. - Stan na tyle się ustabilizował, że było to możliwe. Ale jest za wcześnie na jakiekolwiek rokowania. Oparzenia były rozległe - mówi Piotr Dębicki, lekarz i zastępca dyrektora ds. medycznych w lecznicy.

Prokuratura prowadzi śledztwo

Sprawą próby samobójczej zajmuje się Prokuratura Rejonowa w Strzelcach Kraj. By przesłuchać świadków i ustalić przebieg wydarzeń, zostało wszczęte śledztwo z artykułu 151 Kodeksu Karnego, a więc "kto namową lub przez udzielenie pomocy doprowadza człowieka do targnięcia się na własne życie, podlega karze pozbawienia wolności od trzech miesięcy do lat pięciu". - Jednak w tej chwili nic nie wskazuje na to, że ktokolwiek pomagał lub nakłaniał do tego czynu desperata - mówi prokurator rejonowy Małgorzata Czaplewska-Pacała. - Także taksówkarz, który podwiózł go na miejsce, nie zdawał sobie sprawy z tego, co ten człowiek zamierza zrobić. W tle całej sprawy jest zawód miłosny.

Krzysztof Zielony o Janie wypowiada się ciepło: - Dobry człowiek. Pomagał rodzinie dziewczyny. Jak przyjeżdżał z Niemiec, to nie szczędził grosza na młodsze rodzeństwo. Szkoda człowieka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska