Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomóżcie! Porwał mi syna

Redakcja
Dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, że prokuratura prawdopodobnie odmówi wszczęcia postępowania w sprawie uprowadzenia małego Williama..
Dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, że prokuratura prawdopodobnie odmówi wszczęcia postępowania w sprawie uprowadzenia małego Williama.. fot. Archiwum rodzinne
W środku dnia, w centrum Zielonej Góry, uprowadzony został trzylatek.

Iga Gozdek Vorsatz nie może wykrztusić słowa. - Szukam pomocy wszędzie, przecież nie może być tak, że dziecko wyrywa się spod opieki dziadków i wywozi w siną dal - łka kobieta.

Działo się to we wtorek. Historia jak z sensacyjnego serialu. Dziadkowie wracali z malutkim Wiliamem z zakupów. Wysiedli z samochodu, wyciągnęli dzieciątko z fotelika i zaczęli rozpakowywać bagażnik. Wówczas pojawił się nieznany mężczyzna w pomiętym i brudnym płaszczu, zasłaniając się parasolką. Podbiegł do nich, odepchnął kobietę, która upadła na samochód, wyszarpnął jej dziecko z rąk i zaczął uciekać. Dziadek dogonił porywacza, rozpoczęła się szamotanina, która dla starszego pana zakończyła się złamaniem szczęki. W tym momencie poznał napastnika - okazał się nim jego zięć, ojciec dziecka. Porywacz wrzucił dziecko do stojącego obok samochodu, który odjechał z piskiem opon.
- Ja musiałem to zrobić! - krzyknął teściowi i uciekł...

Nagle stał się agresywny

- W tym momencie załatwiałam formalności rozwodowe - opowiada z płaczem pani Iga. -Najpierw musiałam zalegalizować zawarte za granicą małżeństwo...

Ma 24 lata, od trzech jest żoną starszego o 13 lat obywatela Niemiec. Mieszkali w Australii. Mówi, że jej życie szybko zamieniło się w gehennę.

- Mąż znęcał się nade mną psychicznie i fizycznie, cały czas podkreślał swoją wyższość, różnicę wieku i twierdził, że Polska to tylko kraj złodziei i nieudaczników, a ja nic nie wiem o życiu, o rodzicielstwie... O niczym - opowiada. - Dziecku, gdy było niegrzeczne, wykręcał palce, zamykał je w łazience, bił i nawet raz przywiązał do łóżeczka. Ja w tym czasie pracowałam na dwa etaty. W banku i prowadziłam własną firmę...

Gdy stwierdziła, że ma dość, australijski prawnik poradził jej, aby wyjechała do Polski. Uczyniła to zupełnie legalnie, tam nie było potrzebne zezwolenie ojca na wyjazd syna...

Była już wszędzie

Jak mówi, sama zrobiła już wszystko, była na policji, w prokuraturze. Zawiadomiła konsulat generalny RFN i organy ścigania w Polsce oraz Australii. I teraz zostaje jej już tylko jedno - czekać. I błagać o pomoc. Wszystkich.

W biurze prasowym resortu spraw wewnętrznych powiedziano nam, że coraz więcej tego rodzaju spraw trafia do dyplomatów. Jednak to są wewnętrzne problemy rodzin i państwo się do nich nie miesza. Chyba że za pośrednictwem sądów.

- Oboje rodzice mają takie same prawa do opieki nad synem, gdyby któreś z nich miało je ograniczone... - mówi prokurator Kazimierz Rubaszewski. - Jeśli nie potrafią się dogadać, rozstrzygnie to sąd. Co do sposobu odebrania dziecka... Czy były tutaj elementy przestępcze, rozstrzygnie prokurator.

Policja dodaje, że wcześniej nie dotarły żadne informacje o znęcaniu się nad rodziną, podobnie nie były składane w Australii, nie rozpoczęto procedury rozwodowej. I jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, prokuratura prawdopodobnie odmówi wszczęcia postępowania. Za sprawą braku znamion przestępstwa.

Zabierze syna za ocean

Pani Iga jest przerażona. Wie, że lada dzień jej mężowi kończy się urlop i prawdopodobnie wyjedzie do Australii. Z drugiej półkuli jeszcze trudniej będzie ściągnąć Wiliama.

- Błagam, niech mi ktoś pomoże - apeluje kobieta. - Przecież tak nie może być. Nie można matce odbierać dziecka. Co z nim dalej będzie...?

W piątek próbowaliśmy skontaktować się z mężem pani Igi. Bez skutku.

Dariusz Chajewski
0 68 324 88 36
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska