- Czy Gorzów jest wielkim miastem?
- Nie jest i nigdy nie będzie.
- Dlaczego?
- Decyduje o tym przede wszystkim demografia: za lat kilkanaście czy kilkadziesiąt lat Gorzów może mieć najwyżej 150 tys. mieszkańców, a to zdecydowanie za mało.
- Po co wobec tego prezydent mówi o tworzeniu aglomeracji gorzowskiej?
- Ona powstaje bez względu na to, czy ktoś o tym mówi, czy nie. Uczeń z Kłodawy zawsze będzie jeździł do liceum w Gorzowie. Związki sąsiednich gmin z miastem są naturalne.
- Wspólna z nimi kanalizacja, wodociągi, wysypisko czy komunikacja nic nie zmienią?
- Zmienią, ale nie w mieście. Co dla mnie w centrum (profesor mieszka przy ul. Sikorskiego - red.), zmieni to, że Chwalęcice znajdą się w granicach Gorzowa? Zmieni się coś może dla prezydenta, który tam ma dom, ale dla mnie - nic. Gorzów pozostanie jeszcze długo miastem średniej wielkości, w którym można zachować anonimowość, ale też zamanifestować swoją osobowość. To wcale nie musi być wada: w Warszawie normą jest 45 minut dojazdu do pracy, a ja do swojej mam 15 minut spacerkiem. Gorzów jest skrojony na miarę człowieka.
- A co trzeba zrobić, żeby Gorzów się rozwinął?
- Już się rozwija. Dostał potężny zastrzyk adrenaliny dzięki ustanowieniu tu rządowej stolicy woj. lubuskiego...
- ... Niektórzy mówią, że Gorzów w regionie lubuskim traci.
- Przez władze samorządowe regionu jest traktowany gorzej niż Zielona Góra, ale nie zmienia to faktu, że bez woj. lubuskiego Gorzów byłby niewiele znaczącym ośrodkiem powiatowym. Miastom, które w 1999 r. traciły wojewódzki status, rząd wprawdzie obiecał wsparcie, np. tworzenie państwowych wyższych szkół zawodowych, ale znam przykład Słupska i Piły. One stają się coraz bardziej zapyziałe.
- Czyli wystarczy siedziba wojewody, żeby miasto szło do przodu?
- Mamy jeszcze ojca miasta, który zarządza nim dynamicznie i z wyobraźnią. Patrząc od końca, mamy niedawno otwartą filharmonię, nowy stadion żużlowy, wspaniałą bibliotekę, Słowiankę. I Wyższą Szkołę Zawodową, która wprawdzie nie cieszy się szczególną sympatią prezydenta, ale na jej bazie przez kilkadziesiąt lat można utworzyć akademię.
- Kilkadziesiąt?
- Wie pan, bardzo mnie śmieszy, gdy słyszę, jak ktoś mówi, że Akademia Gorzowska może powstać przez kilka lat. Formalności nie da się przeskoczyć. Trzeba pamiętać o tym, że aby powstała akademia, potrzebne są dwa wydziały z prawem do doktoryzowania.
- Jeden mamy: to ZWKF.
- Tak, ale nie mamy drugiego i to zajmie nam lata. A poza tym przyszłość ZWKF też nie jest jasna. Jeśli AWF w Poznaniu utworzy w końcu drugi wydział z prawem do doktoryzowania, to Gorzów nie będzie jej do niczego potrzebny.
- A dlaczego akademia jest potrzebna Gorzowowi?
- To sprawa absolutnie podstawowa. Miasto z wysokimi aspiracjami musi mieć silną niezależną uczelnię. Dziś wprawdzie mamy środowisko studenckie, ale ono jest słabe, bo oferujemy w mieście wykształcenie na pospolitych kierunkach. Młodzi ludzie wybierają je nie dlatego, że chcą, ale dlatego, że innych u nas nie ma. Na rynku pracy są spychani na podrzędne pozycje, a to z kolei wpływa na jakość miejscowych elit. Silna uczelnia stanowiłaby centrum życia intelektualnego, w którym kiełkowałyby nie tylko osobiste ambicje, ale też marzenia i pomysły dla miasta i większych społeczności.
- Teraz takiego życia intelektualnego w naszym mieście nie ma?
- Brakuje np. lobbyingu na rzecz dobrych rozwiązań w kulturze czy architekturze czy też przeciwstawienia się głupim pomysłom. Bez tego wsparcia prezydent ugiął się i zrezygnował z zamiany piaskowca na granit w fontannie Pauckscha, choć to była sztuczna afera. Rzeźba bamberki i tak jest falsyfikatem, została wykonana przez naszą rzeźbiarkę, Zosię Bilińską.
- A pan uważa, że ten z lekka różowy granit był w centrum potrzebny?
- W centrum potrzeba głównie miejsca, gdzie ludzie mogą zrobić siku, a przez ten granit nie ma pod fontanną szaletów.
- Trzeba było tylko zrobić odpowiednią izolację.
- Może i tak, choć już takie próby były. Chodzi jednak o to, że w tej dyskusji Tadeusz Jędrzejczak nie miał żadnego wsparcia. Podobnie, choć na szczęście z innym skutkiem, było z filharmonią. Prezydent walczył o nią sam, wsparcie środowisk kultury było niezauważalne.
- Nie brakowało w mieście głosów sprzeciwu.
- Wie pan, i to jest problem Gorzowa. Jeśli mecenas Jerzy Synowiec, człowiek z ogromnym autorytetem w swoim środowisku, opowiada się przeciw filharmonii, bo potrzebujemy pieniędzy na drogi, to w istocie jest przeciw wielkomiejskości Gorzowa. "Inne potrzeby" zawsze będą, jeśli nie dziury w drogach, to gdzie indziej. Filharmonia zaś powstaje raz na 100 lat. Wielkomiejskość to też sposób myślenia ludzi. W takich sytuacjach podziwiam starożytnych. Ateny na początku swojego rozkwitu miały mniej mieszkańców niż dzisiejszy Gorzów, ale przez 50 lat ciągle inwestowały. Czym byłyby dziś bez Akropolu i innych zabytków? Tym, czym Sparta, która się nie rozbudowała, i mało kto wie, gdzie leży.
- Sugeruje pan, że musimy myśleć o turystach, którzy zjadą do Gorzowa za 1000 lat?
- Sugeruję, że musimy myśleć o następnych pokoleniach.
- Może jakiś przykład współczesny?
- Proszę bardzo: Rzeszów.
- Miasto, które jeszcze niedawno słynęło z tego, że z niczego nie słynie.
- Właśnie. Pamiętam Rzeszów sprzed 20 i więcej lat, bo się z tamtych okolic wywodzę. Dziś to jest inny świat, bardzo ładne architektonicznie miasto, z silnymi uczelniami. I na ulicach naprawdę nie uświadczy pan dziur.
- Czego nam brakuje, żeby pójść w tę stronę?
- Lat, współdziałania, profesjonalizacji. Trzeba umacniać istniejące już instytucje i myśleć o nowych. Filharmonia musi oczywiście zadbać o orkiestrę i godziwy repertuar, ale to jest możliwe - wystarczy spojrzeć, jak wydźwignął nasz teatr dyrektor Jan Tomaszewicz. Musimy też zrozumieć, że coraz mniejsze znaczenie w rozwoju miasta ma wytwórczość, produkcja, a coraz większe usługi i to szeroko pojęte: od stadionu do filharmonii.
- Prezydent już przy okazji budowy Słowianki mówił mi, że coraz więcej inwestorów pyta nie tylko o ulgi podatkowe, ale i o to, jak w mieście można spędzić wolny czas.
- Właśnie, a pamięta pan, jak był za tę inwestycję krytykowany. Tak więc skoro prezydent ma wizję rozwoju Gorzowa, to powinien mieć jeszcze wsparcie. Tymczasem jemu rzuca się kłody pod nogi, z zewnątrz - z Zielonej Góry, i z wewnątrz, czyli z miejskiej opozycji.
- A może wina leży też po stronie prezydenta? Moim zdaniem ma on kłopot z przekonywaniem do własnych racji i budowaniem sojuszy na rzecz miasta.
- Prezydent popełnia oczywiście błędy, jak choćby zabicie sportu w mieście w imię interesów jednej dyscypliny - żużla. Tak, to prawda, Tadeusz jest wyposażony w wyjątkową nieumiejętność tworzenia sojuszy i wielki talent do budowania armii wrogów i to z byle powodu. Bywa butny i zarozumiały, ale proszę pamiętać, że bez tego by zginął. Trzeba być gruboskórnym, żeby wytrzymać takie ataki, jakie on musi znosić.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?