Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzice Bronisława Komorowskiego zaręczyli się w... Zielonej Górze

Danuta Kuleszyńska
fot. Adam Sasim
Po Gorzowie przyszła kolej na Zieloną Górę. W Winnym Grodzie marszałek Bronisław Komorowski skończył swoje tourne w ramach prawyborów.

Do sali kolumnowej Urzędu Marszałkowskiego na otwarte spotkanie z Bronisławem Komorowskim przyszły tłumy. Zabrakło krzeseł, trzeba było dostawiać kolejne. Gdy kilka minut po godz. 19.00 kandydat na kandydata na prezydenta pojawił się w drzwiach w asyście marszałka województwa Marcina Jabłońskiego i posłów Platformy, rozległa się burza oklasków. Niektórzy wstali z krzeseł.

Najpierw marszałek Jabłoński oświadczył, że już oddał swój głos w prawyborach. Na marszałka Komorowskiego oczywiście. Podobnie uczynili posłanka Bukiewiecz i poseł Cebula. A potem głos zabrał bohater wieczoru.

Komorowski mówił mniej więcej to, co trzy godziny wcześniej usłyszeli gorzowianie. Że nie żyrandole są najważniejsze i że nie ma zamiaru odbierać ich Lechowi Kaczyńskiemu. Prezydentowi wytknął jego największe grzechy.
- Bo zamiast zachęcać rząd do reform systemowych, on te reformy zablokował - mówił.
- L. Kaczyński jest jedynym hamulcowym spośród dotychczasowych prezydentów.

Marszałkowi marzy się prezydentura, która dogoni peleton starych krajów Unii Europejskiej.
O swoim konkurencie Radku Sikorskim mówił w superlatywach: że jest dobrym ministrem spraw zagranicznych. Zapewnił, że w sobotę już po ogłoszeniu wyników prawyborów, obaj uścisną sobie ręce. I że przegrany na pewno będzie wspierał wygranego.

Komorowski zaskoczył wszystkich swoim osobistym wyznaniem. - To w Zielonej Górze wszystko się zaczęło - powiedział. - Bo w Zielonej Górze moi rodzice zaręczyli się na ławeczce pod domem wypoczynkowym studentów... Nie wiem, czy ten dom jeszcze jest... To było w 1946 roku, ukrywali się wtedy pod fałszywymi nazwiskami, bo walczyli w AK. Poszli pod fałszywymi nazwiskami do fałszywego ślubu. Ujawnili się dopiero w 1947 roku.

Potem Komorowski pozował z wszystkimi chętnymi do zdjęć. Co wywołało niezadowolenie jego doradcy Jerzego Smolińskiego. - Miało nie być zdjęć - rzucił zły na boku. A potem ponaglał marszałka, że muszą spieszyć się do Warszawy. Nie dopuścił do rozmowy "GL" z B. Komorowskim, choć taka rozmowa była wcześniej uzgadniana. - Pan marszałek jest zmęczony, musimy już wracać - rzucił na pożegnanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska