Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rzeczpospolita babska i już

Tatiana Mikułko
Anna Zagozda, obecna sołtys: - Krytyczne opinie na mój temat mobilizują mnie do pracy. Myślę sobie wtedy, że ja wam jeszcze pokażę. Nie zostałam sołtysem dla czerwonej tabliczki na domu, ale dlatego, by się wykazać.
Anna Zagozda, obecna sołtys: - Krytyczne opinie na mój temat mobilizują mnie do pracy. Myślę sobie wtedy, że ja wam jeszcze pokażę. Nie zostałam sołtysem dla czerwonej tabliczki na domu, ale dlatego, by się wykazać. fot. Kazimierz Ligocki
W tej wsi kobiety są od myślenia, a mężczyźni od roboty.

- My jesteśmy jednocześnie głową i szyją - tłumaczy Halina Sypniewska, która była sołtysem przez ostatnie cztery lata.
Przed nią rządziła Aurelia Andrzejak, teraz Anna Zagozda, a rada sołecka to też same panie.

W Buszowie jest około 50 domów, czyli ponad 300 mieszkańców. Wszyscy się tu znają. Wiedzą, kto i gdzie pracuje, ile zarabia, co sobie ostatnio kupił, z kim się spotyka. Jak to na wsi. Rolników z prawdziwego zdarzenia policzyć można na placach ręki. Część osób pracuje w pobliskich Strzelcach lub dojeżdża do Gorzowa, część siedzi na bezrobociu. Jest kościół, bar, dwa sklepy, klub sportowy Leśnik Buszów, remiza strażacka.

Jego była szefowa i pierwsza kobieta, która osiem lat temu rządziła wsią, Aurelia Andrzejak, prowadzi co prawda zapisy chętnych na kurczęta, ale oficjalnie panie nie działają. Brakuje szkoły, świetlicy, placu zabaw... O dwie ostatnie rzeczy powalczyć chce obecna sołtys Anna Zagozda. Przydałoby się też załatać dziury w głównej ulicy, prowadzącej przez wieś. Pani Ania pisała w tej sprawie do zarządu dróg wojewódzkich. Jest szansa na remont, ale za rok, może trzy.
Komu sołtys kojarzy się z postawnym chłopem w kapeluszu na głowie i w walonkach na nogach, widząc sołtysa Buszowa, mocno się zdziwi. Nie dość, że kobieta, to jeszcze młoda (28 lat), ładna, bez hektarów i nietutejsza, bo dopiero od siedmiu lat mieszka we wsi. Za to ma dwójkę dzieci (siedmioletniego Macieja, rocznego Szymona) i męża Daniela, który wspiera każdą jej decyzję. - Mój brat, fryzjer z Warszawy, uśmiał się słysząc, że zostałam sołtysem. Mama spytała: - Po co ci to? A ja chcę, by coś się we wsi działo. Jeśli mogę mieć na to jakiś wpływ, to dobrze. Przynajmniej wszystkiego dopilnuję - mówi pani Ania.

Choć pochodzi ze Strzelec, zna problemy Buszowa. Mieszka tu jej babcia, tu wychowała się też jej mama, a i ona spędzała na wsi każde wakacje. Mąż Daniel jest rodowitym mieszkańcem Buszowa, którym jego żona rządzi od stycznia. W tym czasie odbyły się trzy spotkania sołeckie, dwa czyny społeczne (uporządkowanie terenu pod rozbudowę remizy i świetlicę, wycinanie gałęzi koło kościoła) oraz Dzień Kobiet przy kawie i ciastku.

Nowa sołtys, razem z radnymi, postarała się też o autobus do Strzelec. Będzie jeździł co środę.
- Początki były ciężkie. Starsi mieszkańcy wsi mi nie ufają. Zdaję sobie sprawę, że działam na kredyt. Muszę się wykazać i cały czas coś udowadniać - zdradza pani Ania. W chwilach załamania, a takie już się zdarzyły, idzie po radę do pierwszej sołtys, pani Aurelii.
- Mówię jej, by się ludzkim gadaniem nie przejmowała. Trzeba robić swoje. To, że jest młoda, to bardzo dobrze. Ma zapał do pracy. Widać, że jej zależy - tłumaczy pani Aurelia.

Pani Aurelia została sołtysem, jak mówi, z przymusu. - Wstyd mi było za wieś. Nikt nie chciał stanąć do wyborów. Nawet burmistrz do nas przyjechał. Prosił trzy razy, to się zgodziłam - wspomina kobieta. W tamtym czasie dwójkę dzieci miała już odchowanych, łatwiej jej było wykroić trochę wolnego na działanie społeczne. Gdy musiała wyjechać służbowo, obowiązki przejmował mąż. - Nie gotował, ani nie sprzątał. Co to, to nie. W obejściu za mnie robił - tłumaczy pani Aurelia. I dodaje, że tak, jak we wsi, w domu też rządziła, co robi zresztą do dziś.

- Kobiety są bardziej zdecydowane i konkretne. Potrafią lepiej od mężczyzn zarządzać - mówi gospodyni. Za jej kadencji powstał we wsi chodniczek przy jednej z ulic i odpływ na głównym skrzyżowaniu, bo wcześniej woda tam stała. Do dzisiaj panią Aurelię ludzie nazywają sołtysową (jej następczynię, Halinę Sypniewską, też). - Dzieci to do końca życia będą tak na mnie mówić. Dla nich mama jest sołtysem i koniec. A i ludzie przyzwyczaili się do mnie. Przychodzą czasami i proszą, bym ich sprawy załatwiła. Wciąż jestem w radzie sołeckiej więc mogę im pomóc - dodaje gospodyni.

W Buszowie kobiety są od myślenia, a mężczyźni od roboty. - My jesteśmy jednocześnie głową i szyją. Myślimy i kierujemy sprawami. Jak przychodzi do konkretów, wkraczają mężczyźni - tłumaczy pani Halina. - Tak było z murkiem kamiennym wokół kościoła. Kamienie kładli panowie.

Mężczyznom z Buszowa to nie przeszkadza. - Takie złe to te nasze kobiety nie są. Bez nich byłoby gorzej - mówi stały bywalec sklepu, w którym na co dzień pracuje pani Halina. Była sołtys ma swoją teorię na temat tego, dlaczego mężczyźni nie garną się do rządzenia wsią. - My jesteśmy w tym lepsze. Panom, jak powie się "nie", to rezygnują z załatwienia sprawy. Kobiety nie odpuszczają. Są uparte, natarczywe. Tak długo będą drążyć, aż dopną swego - mówi. I dodaje, że u niej w domu od finansów i podejmowania decyzji jest właśnie ona.

W rodzinie obecnej sołtys obowiązki rozdzielają się po połowie. - Jeśli trzeba coś postanowić, robimy to wspólnie. Myślę jednak, że kobiety coraz częściej biorą sprawy w swoje ręce. Na 22 sołectwa naszej gminy, w siedmiu rządzą panie - dorzuca pani sołtys. - To, że jestem kobietą, nie przeszkadza mi w załatwianiu spraw w urzędach. Wręcz przeciwnie. Wydaje mi się, że urzędnicy milej mnie traktują.

Obok pani sołtys w radzie sołeckiej zasiadają same panie. Najważniejszym zadaniem dla kobiet rządzących Buszowem jest budowa świetlicy. Już wiadomo, że wieś zakwalifikowała się do unijnego programu odnowy. Za euro rozbudowana zostanie remiza, powstanie też świetlica. Podczas wyborów pani Ania niczego mieszkańcom nie obiecywała. Dwoma głosami wygrała z poprzednią sołtys, panią Haliną.

- Chciałabym, żeby to, co planuję, mi się udało. Nie gruszki na wierzbie, ale realne sprawy. Bycie sołtysem nie polega tylko na zbieraniu podatków. To odpowiedzialna praca - dodaje młoda mieszkanka Buszowa. Doskonale pamięta ten dzień, w którym jej mąż Daniel zawieszał na ścianie domu czerwoną tabliczkę z napisem sołtys. - Gdy patrzyłam na orzełka namalowanego na tablicy, czułam dumę. Nie marzy mi się kariera radnej czy polityka. Świadomie zdecydowałam, że zajmę się wychowywaniem dzieci. A że mam w sobie naturę społecznika, zostałam sołtysem - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska