JAN KUPCZYŃSKI
JAN KUPCZYŃSKI
Ma 61 lat. Urodził się w Strzelcach Krajeńskich i do dzisiaj żyje w tym mieście. Żona Alina i syn Łukasz. Jest nauczycielem w szkole muzycznej i muzykiem. Cały czas koncertuje. Gra na klarnecie, saksofonie i instrumentach klawiszowych. W dorobku ma już także hejnał skomponowany dla Gorzowa. W wolnym czasie zajmuje się... muzyką. Ulubiony rodzaj muzyki? - Nie dzielę jej na rodzaje. Muzyka może być po prostu dobra albo zła - tłumaczy.
- Jak się robi hejnał?
- Wszystko odbywa się w głowie, a później trzeba to przelać na papier. To tak samo jak u poety czy pisarza. Najpierw myślą, a później piszą. Albo u malarza, który ma koncepcję i maluje ją na płótnie. To nie wyskakuje ot tak, na pstryknięcie. To banalne, ale trzeba mieć po prostu natchnienie.
- Pomysł na kolejne nuty przychodzi panu także pomiędzy jednym kęsem kotleta, a drugim?
- Właśnie niekoniecznie to się odbywa na zasadzie przebłysków. Raczej muszę być skupiony tylko na komponowaniu. Potrzebuję własnej ciszy, własnej atmosfery i wyizolowania z czynników zewnętrznych.
- Pan "to" robi na siedząco, na stojąco, w gabinecie, w domu?
- Najczęściej w domu. Dlatego pierwszym recenzentem była moja żona (śmiech). To jest praca przy instrumencie, bo tą wyobraźnię trzeba usłyszeć. W przypadku hejnału gra się najczęściej na trąbce, a w innych sytuacjach także na instrumentach klawiszowych.
- Jak długo powstawał zwycięski utwór?
- Będzie się pan śmiał... 15 minut. Na to tak naprawdę nie ma reguły. Może powstawać 15 minut, a może i wiele dni. Najpierw trzeba z tym wszystkim pochodzić. A później jest taki moment, że przychodzi wena i zaczyna się coś tworzyć. Zresztą na konkurs zgłosiłem trzy prace, a zwycięski hejnał powstał jako ostatni.
- Co musi mieć dobry hejnał?
- Musi zawierać w sobie dzieje miasta. Powinien być przyswajalny i niezbyt skomplikowany, aby dało się go powtórzyć. Nie można go przefilozofować. Musi być rozpoznawalny i zostawać w głowie, np. ten w Krakowie każdy kojarzy.
Jak się myśli o Strzelcach, to nasuwa ono bardziej skojarzenia historyczne, które są bardzo bogate. Muzyka musi oddać ten nastrój. Nie może być ani skoczna, ani smutna. Powinna mieć spokój, który przenosi w historię. Wszystko trzeba skumulować w jedno.
Do tego ma być to krótka, kilkudziesięciosekundowa forma. I to bez tekstu! To prawie karkołomne zadanie. A na końcu jest jeszcze jedna rzecz: kwestia gustu.
- Odczuwał pan dodatkową presję, że tworzy dla rodzinnego miasta?
- Zupełnie inaczej pisze się dla rodzinnego miasta, niż dla innego. Mój stosunek emocjonalny był przez to na pewno większy. Ale mi to nie przeszkadza. Czuję w sobie tyle potencjału, że mogę jeden temat pokazać w różnych rodzajach.
Dziękuję
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?