MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć przyszła nagle, została wielka rozpacz

Anna Białęcka
- Kiedy się wie, że własne dziecko zostało zamordowane, a sprawca jest na wolności, to trudno nawet jedna spokojną chwilę w życiu - mówi ze smutkiem Krystyna.
- Kiedy się wie, że własne dziecko zostało zamordowane, a sprawca jest na wolności, to trudno nawet jedna spokojną chwilę w życiu - mówi ze smutkiem Krystyna. fot. Anna Białęcka
- Weszłam do domu córki i zobaczyłam jak wisi na drzwiach szafy - wspomina z płaczem pani Krystyna. - Nie wierzę, że popełniła samobójstwo. Ktoś jej to musiał zrobić. I nawet wiem kto.

Od śmierci Anity minęły już prawie trzy lata. - Pamiętam ten dzień bardzo dokładnie, to był 19 listopada 2006 roku - opowiada matka. - Od rana byłam jakaś niespokojna. Około godz. 11.00 rozmawiałam z nią przez telefon. Anitka była zdenerwowana. A o 14.00 mąż pojechał zawieźć jej obiad. Już go nie zjadła.

Mąż pani Krystyny nie mógł dostać się do mieszkania córki. Nie miał kluczy. - Rozpaczliwie szukaliśmy nowego kompletu u teściów Anity, to zajęło nam godzinę - opowiada kobieta. - Cały czas telefonowałam do córki, nie odbierała.
Kiedy w końcu pani Krystyna otworzyła drzwi, widok zwalił ją z nóg. Córka wisiała na sznurze, zaczepionym na drzwiach wysokiej szafy w przedpokoju. Obok stała miękka pufa, dalej krzesełko. 36-letnia kobieta nie żyła.

Sznur zaciśnięty na szyi

- Wiele wskazywało na to, że to nie było samobójstwo - przekonuje pani Krystyna. - Córka nie była zmoczona, nie było kału. A przecież tak zawsze bywa u samobójców, ja to wiem. Sznur był mocno zaciśnięty, a przecież ona była takie chucherko. Później, już podczas pogrzebu, zauważyłam dziwne sińce na jej nogach.

Anita przez ostatnie miesiące swojego życia chorowała, miała depresję. Jej przyczynę matka upatruje w stosunkach w miejscu pracy córki. - Jej szef znęcał się nad nią psychicznie - zapewnia. - Anitka wiele razy mówiła, że się go boi. Zresztą nie tylko ona, inna pracownica odeszła stamtąd, a wcześniej próbowała popełnić samobójstwo. Czy aby tego nie było za dużo jak na jedną firmę? Córka bała się zresztą także o pracę, wspominała o jakimś przelewie na 60 tys. zł. Ale nie podała szczegółów, później w ogóle przestała o tym mówić.

Kobieta miała różne etapy depresji za sobą. Był także przypadek, gdy po próbie samobójczej mąż odwiózł ją do szpitala, informując, że Anita połknęła tabletki. Jednak tabletek w żołądku nie było - tak stwierdził lekarz na wypisie ze szpitala. Kobietę uratowano. Po tym zdarzeniu przez jakiś czas była w szpitalu w Bolesławcu. - Zabraliśmy ją stamtąd bardzo szybko, bo to miejsce było straszne - opowiada matka.

Śledztwo umorzone

Po śmierci Anity prokuratura nie zarządziła sekcji. - Nie było takiej potrzeby, oględziny lekarskie nie budziły niepokoju, nie było wątpliwości, że to samobójstwo - zapewnia rzecznik prokuratury Liliana Łukasiewicz. - Zresztą rodzina nie zgłaszała żadnych podejrzeń. Po jakimś czasie matka razem z zięciem złożyli doniesienie do prokuratury, że powodem targnięcia się na życie przez Anitę J. było prześladowanie jej w pracy przez dyrektora firmy. To postępowanie zostało umorzone.

Później, już sama pani Krystyna, złożyła kolejne doniesienie do prokuratury. - Tym razem dotyczyło ono podejrzeń wobec zięcia - wyjaśnia prokurator. - Prokuratura wykonała wszystkie czynności, nic jednak nie potwierdziło tych podejrzeń. Więc i to postępowanie zostało umorzone.

Niech zbadają jej włosy!

Matka Anity nie może pogodzić się z taką sytuacją. - Zięciowi i jego rodzinie chodziło być może o mieszkanie - zapewnia. Wciąż nie wierzy, by jej córka targnęła się na życie. - Nie rozumiem postępowania prokuratury - zapewnia kobieta. - Wnosiłam o to, by dokonano ekshumacji zwłok i przeprowadzono sekcję. Przecież wystarczy zbadać włosy, by stwierdzić, czy w ciele nie było czasem jakiejś trucizny. Prokurator boi się wyników? Na to wygląda. A może to jakaś zmowa? Takie wpływy ma mój zięć?

Rzecznika L. Łukasiewicz wyjaśnia, że podstaw do ekshumacji nie było. - Wiem, że sprawa jest delikatna, bo matka zmarłej bardzo cierpi po stracie córki - mówi. - Jednak musimy działać zgodnie z prawem, trzymać się faktów. A one wciąż potwierdzają samobójstwo i brak udziału osób trzecich.

Miała zamilknąć na zawsze?

Pani Krystyna zapewnia, że zrobi wszystko, by prawda wyszła na jaw. A według niej prawda jest straszna - ktoś sprawił, że jej dziecko nie żyje. Uważa, że komuś zależało żeby jej córka zamilkła na zawsze, że w grę wchodzą pieniądze i układy. - Kilka tygodni temu znalazłam w mieszkaniu córki list - pokazuje kartkę zapisaną drukowanymi, niekształtnymi literami. - To przecież wyraźna groźba, ktoś straszył ją, że starci życie jak nie będzie milczała.

- Faktycznie, matka przekazała nam taki list informując, że znalazła go w rzeczach córki - potwierdza prokurator Łukasiewicz. - Sprawdzamy to, policja przesłuchuje różne osoby. Na razie nie ma decyzji, co do dalszego postępowania w tej sprawie.
Jeszcze jedno czeka na wyjaśnienie. - Napisałam skargę do prokuratury okręgowej, wcześniej skarżyłam się także ministrowi sprawiedliwości i porosiłam o pomoc - mówi. - Żądam w niej wyjaśnienia przyczyn śmierci mojej córki.

- To jest świeża sprawa. Prokurator musi zapoznać się z tą skargą - mówi L. Łukasiewicz. - Dopiero po tym podejmie decyzję, co dalej.
Zrozpaczona matka zapewnia, że nie poprzestanie w poszukiwaniu prawdy. - Nigdy nie uwierzę, że moje dziecko samo wybrało sobie taką śmierć.
Czy przemawia przez nią tylko rozpacz?

Imiona bohaterów zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska