MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Smród towarowy

DARIUSZ CHAJEWSKI 0 68 324 88 36 [email protected]
Importowane z Niemiec odpady piętrzą się w lasach, na polach i nielegalnych wysypiskach. Aż strach pomyśleć, co się stanie, gdy całkowicie zostanie zniesiona kontrola na zachodniej granicy. Zasypią nas śmieciami. Na amen.

Jeden z mieszkańców podgubińskich Sękowic ruszył w pościg za niemiecką rodziną, która do jego kontenera wyrzuciła śmieci. Miał dość takich prezentów - kontener zapełniał się w ciągu jednego popołudnia.
O tym samym mówią mieszkańcy kostrzyńskiego osiedla Leśnego, spółdzielcy z Gubina, władze Łęknicy... W ostatnim z tych miast zrezygnowano nawet z wystawiania dużych pojemników, bo natychmiast wypełniały się workami z domowymi odpadami. Po gazetach i dokumentach bez trudu ustalono, że odpady wyprodukowano za naszą zachodnią granicą.
O niemieckich "kukułkach" podrzucających odpady mówią leśnicy. W Gubinie zapowiadają, że podobnie jak w przypadku polskich bałaganiarzy, do pracy ruszą śmieciowi detektywi, którzy po znajdujących się na kupie odpadkach będą próbowali dotrzeć do ich "autorów".
- Ostatnio leśniczy ze Strzegowa prosił nas o interwencję w straży granicznej, aby funkcjonariusze dokładniej kontrolowali przyjeżdżających do nas turystów - mówi gubiński nadleśniczy Konstanty Cichowski. - Niemcy nie wjeżdżają nawet w las. Zostawiają swoje odpadki przy przydrożnych drzewach.

Smród towarowy

Tak naprawdę jednak nie jest to najważniejszy śmieciowy problem pograniczników i celników. Z miesiąca na miesiąc przybywa tirów, które są cofane z naszej granicy, bo przewożą odpady. Nie są to już nawet odpady udające używaną odzież lub opony. To najbardziej ordynarne odpady komunalne. Tylko w Olszynie od początku roku pogranicznicy zawrócili 353 transporty śmieci, głównie złomu samochodowego, stary sprzęt agd oraz klasyczne śmieci domowe. Szczyt bezczelności to jeszcze jednak nie był. Bo w Gubinku zatrzymano nawet cysternę ze... ściekami!
- Ostatnio cofnęliśmy z przejścia trzech kierowców z Wielkopolski - tłumaczy Mariusz Skrzyński z Lubuskiego Oddziału Straży Granicznej. - Na pace mieli grubo ponad 35 ton odpadów.
Jak przyznają pogranicznicy, to ledwie wierzchołek góry lodowej. Jesteśmy w Unii i kontrole są wyrywkowe. Większości się udaje, chyba że zdradzi ich zapach.
Podobnie jest u celników kontrolujących ciężarówki już na polskich drogach. W tym roku zatrzymali ponad 200 ton śmieci. Zgodnie z dokumentami, były to np. zmielone aluminium lub używana odzież. W praktyce - kartony, puszki, rozkładające się artykuły spożywcze, a nawet przepalony olej spożywczy.

Wieeelkie oczy

Kierowcy zazwyczaj robią wielkie oczy, słysząc, że powinni mieć zezwolenie na "transgraniczne przemieszczenie śmieci" oraz tzw. kartę śledzenia pojazdu. Na ile autentyczne jest ich zdziwienie? Jeden z kierowców, którego nie wpuszczono przez przejście w Świecku, próbował wjechać przez Olszynę. Jak przyznaje, sądził, że polowanie na śmieci obejmuje tylko jedno przejście. W końcu zwykle przejeżdżał bez problemów.
- Oczywiście traktujemy śmieci jako ładunek... wrażliwy - mówi rzeczniczka Izby Celnej w Rzepinie Beata Downar-Zapolska. - Dokumenty lub chociaż kopia muszą podróżować razem z towarem. Jak walczyć z tym importem śmieci? Moim zdaniem, kary powinny być znacznie wyższe.
Teoretycznie za nielegalny przywóz do Polski śmieci grozi nawet pięć lat więzienia. Ale to tylko teoria. Importerzy ryzykują najwyżej, że straż graniczna nie wpuści ich do kraju. Próba przewozu śmieci przez granicę bez zezwolenia kosztuje 6 tys. zł. Celnicy powiadamiają także straż graniczną i służby sanitarne. Przewoźnik trafia na "czarną" listę. Przy skali wchodzących w grę zysków to drobiazg.
- Z kolei próby tworzenia nielegalnych składowisk odpadów zanotowaliśmy np. w okolicy Tuplic - mówi Janusz Tylzon z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. - Ale u nas i tak jest lepiej niż w Wielkopolsce czy na Dolnym Śląsku. Nie ma już wysypisk niedozorowanych.
Niedawno prokuratura badała nieoficjalne wysypisko śmieci w Świebodzinie. Ale ani przewoźników, ani ich zleceniodawców kary specjalnie nie odstraszają.

Znaleźli lukę

Powód jest prosty. W Niemczech obowiązują nowe przepisy. Teraz firmy zajmujące się zbieraniem odpadów komunalnych przed zdeponowaniem na wysypisku muszą dokonać wstępnej segregacji. To znacznie podraża całą operację. Znalazły więc sposób - wywóz nieczystości do Polski i Czech. Wykorzystują lukę - można wywieźć z Niemiec śmieci do recyklingu. Zgodnie z deklaracjami, do Polski eksportują np. makulaturę.
Jak alarmuje Krajowa Izba Gospodarcza, miesięcznie prawie sto tysięcy ton odpadów komunalnych z tzw. starych państw Unii Europejskiej trafia do Polski. Dla przedsiębiorstw z tych krajów wywiezienie odpadów do Polski to czysty zysk. Utylizacja na Zachodzie tony odpadów kosztuje 200-300 euro, podrzucenie ich nam - dziesięć razy mniej. Złożenie - oficjalne - tony odpadów na wysypisku w okolicy Gubina kosztuje 60 zł. Firmy zachodnie zarabiają krocie, polskie - grosze.
Na dodatek Niemcy niewiele ryzykują.
- Nasi zachodni sąsiedzi prowadzą specyficzną gospodarkę śmieciami - mówi prezes konwentu Euroregionu Sprewa - Nysa - Bóbr poseł Czesław Fiedorowicz. - Odpowiadają za nią nie gminy, ale starostwa. Tam też trafiają pieniądze z podatku śmieciowego. Starosta, kierując się tylko rachunkiem ekonomicznym, wynajmuje firmy, których tak naprawdę nikt nie rozlicza z tego, co dzieje się ze śmieciami. Te z powiatu Sprewa-Nysa trzeba wozić aż w okolice Berlina. Do Polski bliżej. Gdy chcieliśmy stworzyć oficjalne polsko-niemieckie wysypisko, nasi sąsiedzi stwierdzili, że ich to nie interesuje.
Fiedorowicz już boi się wprowadzenie układu z Schengen, gdy na granicy nie będzie żadnych kontroli.
Niedawno niemieckie media poinformowały, że federalny minister środowiska chce zlikwidować nielegalną tzw. turystykę śmieciową do krajów Europy Wschodniej. Podobne prace prowadzone są w innych krajach unijnych. Cel to wydanie zakazu przetwarzania odpadów za granicą.

Imperium w zsypie

Sprawą zajął się również Federalny Urząd Kryminalny. W swym raporcie stwierdza, że w Europie Wschodniej odpady przekazywane są do instalacji unieszkodliwiania odpadów, które nie posiadają zezwolenia na prowadzenie takiej działalności. Z raportu wynika, że w te nielegalne procedery uwikłane są - oprócz niemieckich pośredników - również polskie firmy. Organizatorzy tej "turystyki".
- Oczywiście były przypadki, że worki z odpadkami znajdowaliśmy w bagażnikach Niemców - opowiada Skrzyński. - Wówczas kierowcy przepraszali, że to przez roztargnienie.
Jednak według pograniczników, znaczną część niemieckich odpadów przywozimy sobie sami, np. firmy, które oferują uprzątanie placów niemieckich budów. Podobnie jest z importerami części samochodowych czy używanych ubrań. Nie na wiele zdaje się przypominanie, że zgodnie z polskimi przepisami, można przywozić tylko przedmioty służące do ponownego wykorzystania.
Niedawno w Kostrzynie znaleziono transport rozsypujących się akumulatorów. W podgubińskich lasach piętrzą się stosy starych lodówek, na wiejskich podwórkach dogorywają karoserie trabantów... Od lat nasi stratedzy zastanawiają się, co powinno być naszą specjalnością w Europie. Spokojnie, już ją znaleźliśmy. Będziemy... śmietnikiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska