Pobity w styczniu Łukasz Witkowicz odpowiadał dziś na pytania sędziego. Niewiele pamiętał. Nikogo z oskarżonych nie rozpoznał. Do dziś na jego głowie widać bliznę po operacji, którą przeszedł po tym, jak został skatowany. Z chłopakiem rozmawialiśmy przed rozprawą.
- Tamto zdarzenie wraca do mnie nocami, nie mogę o tym zapomnieć - powiedział nam. Teraz uczy się w szkole zawodowej. - Wracam do formy, ale często boli mnie głowa, muszę też nosić okulary, które wcześniej nie były mi potrzebne - mówi.
W sądzie oprócz rodziców Łukaszowi towarzyszył brat Tomasz. Obaj bracia Witkowiczowie z niepokojem spoglądali na czterech oskarżonych o pobicie, którzy kręcili się po korytarzu. Odpowiadają z wolnej stopy. Jedynie piąty z nich, Tomasz A. został dowieziony z aresztu przez policjantów. - Do tej pory nie mogę zrozumieć, jak można kogoś tak po prostu napaść na ulicy - stwierdza Łukasz.
Dziś sąd przesłuchiwał świadków m.in. kolejnego taksówkarza, który mógł podwieźć sprawców pobicia, oraz portiera z przychodni. Wszyscy oskarżeni nie przyznają się do winy, nie chcą też odpowiadać na pytania sędziego. Są w młodym wieku. Żaden nie ukończył 25 lat.
Prokuratura zarzuca im, że 12 stycznia mieli pobić Ł. Witkowicza i jego ojca. Używali pałki i gazu.
Chory na raka chłopak trafił w krytycznym stanie do szpitala. Spędził tam kilka tygodni. Okazało się, że został skatowany przez pomyłkę, ponieważ napastnicy szukali kogoś innego. Mężczyźni mieli pobić tamtej nocy jeszcze kilka innych osób. Niektórym z oskarżonych grozi do 10 lat wiezienia. Obrońcy uważają, że brakuje dowodów winy ich klientów. Sąd zamierza przesłuchiwać kolejnych świadków.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?