Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spór w Sulęcinie. Sąsiedztwo zatruło życie

Beata Bielecka
- Mówi się, że dobry sąsiad to jak wygrana w totolotka - mówi Michał Golecki. - Święta prawda! - dodaje.
- Mówi się, że dobry sąsiad to jak wygrana w totolotka - mówi Michał Golecki. - Święta prawda! - dodaje. Beata Bielecka
Kiedyś byli dobrymi znajomymi, postawili wspólnie bliźniaka. Dziś jeden z nich biega po sądach, a drugi czeka tylko na emeryturę, żeby zwinąć interes i wyjechać jak najdalej. Obaj patrzą na siebie bykiem i powtarzają to samo: - Nie mamy już siły.

Miejsce akcji: dom przy ulicy Jana Paska w Sulęcinie. Aktorzy: rodzina Goleckich i Bryczkowskich, urzędnicy, sędziowie. Scenografia: bliźniak z początku lat dziewięćdziesiątych, po jednej stronie płotu dziecięcy basenik, po drugiej podnośnik do samochodów i sklep z artykułami motoryzacyjnymi. Autor scenariusza: życie.

Rozstrzygnie sąd

- Byliśmy kolegami i do głowy by mi nie przyszło, gdy zaproponowałem sąsiadowi, żebyśmy razem postawili bliźniaka, że ten dom stanie się kością niezgody między nami - mówi Michał Golecki, który poprosił nas o pomoc, bo dopiekło już mu uciążliwe sąsiedztwo.

W 1996 roku znajomi z drugiej części bliźniaka zamienili przydomowe pomieszczenie gospodarcze na sklep motoryzacyjny, a potem na podwórku postawili jeszcze podnośnik do samochodów i zajmują się wymianą oleju. - Nie po to się budowałem, żeby teraz na okrągło mieć hałas - mówi Golecki. Skarży się, że w ogrodzie nie można spokojnie posiedzieć, bo do sąsiada wciąż podjeżdżają samochody, warczą silniki, słychać pracę podnośnika, w powietrzu czuć zapach spalin, farb i rozpuszczalników... - Akceptowałam to 10 lat, ale w którymś momencie straciłem cierpliwość - mówi mężczyzna.

Napisał do gminy, powiatowego inspektora nadzoru budowlanego licząc na szybkie rozwiązanie problemu, bo uważa, że prawo jest po jego stronie. - Ciągle mnie tylko zwodzili. Inspektor nadzoru budowlanego przez długi czas pisał, że nie może nic zrobić, bo w gminie trwa postępowanie w sprawie ustalenia warunków zabudowy dla dokonanej zmiany sposobu użytkowania obiektu. Niedawno burmistrz wydał decyzję, żeby zalegalizować tę samowolę, ale ja się z tym nie zgadzam - mówi Golecki. Dlatego od tej decyzji odwołał się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Pod koniec lipca SKO utrzymało ją jednak w mocy. -

Idę do sądu, bo już tylko to mogę - mówi mieszkaniec Sulęcina. - Przez sąsiedztwo sklepu i warsztatu samochodowego mój dom stracił na wartości. Tak być nie może - mówi.

- Dramat - mówią zgodnie

Michał Deptuch odsyła nas w sprawie legalizacji samowoli do swojego zastępcy, bo to jego działka. Zbigniew Gruca tłumaczy, że w trakcie użytkowania obiektu można wystąpić o zmianę przeznaczenia obiektu, dlatego gmina przychyliła się do prośby państwa Bryczkowskich.

- Na tym terenie jest możliwe prowadzenie działalności gospodarczej - podkreśla. - Zresztą trzeba wiedzieć, że przy tej ulicy także inne osoby prowadzą działalność - dodaje. Wymienia m.in. firmę budowlaną. Kiedyś istniał też fitness klub. Z. Gruca dodaje, że w 2008 roku, po kolejnej skardze M. Goleckiego, na terenie posesji Bryczkowskich wydział ochrony środowiska przeprowadził kontrole. Stwierdził, że zapachy towarzyszące działalności firmy nie są uciążliwe na tyle, żeby zakazać jej prowadzenia. - Określone prawem normy nie były przekroczone - mówi zastępca burmistrza.

- Sąsiad nie chce jednak przyjąć tego do wiadomości - komentuje całą sprawę Zdzisław Bryczkowski. Twierdzi też, że pretensje Goleckiego są mocno przesadzone. - Nikomu nasza działalność nie przeszkadza tylko jemu. To zwykła złośliwość - mówi. Nie kryje zdenerwowania, bo przez tą całą sytuację jego żona, która jest poważnie chora, nie ma chwili spokoju. - Czekam tylko jak za cztery lata będę mógł pójść na emeryturę i od razu zwijamy ten interes - zapowiada.

- I wyjeżdżamy stąd jak najdalej, bo nie wyobrażam sobie zostać tu na stare lata - dodaje Grażyna Bryczkowska. Pochodzi z Łodzi i z takim sąsiedztwem ma do czynienia pierwszy raz.
Opowiada, że sklep otworzyła po tym, jak nie było już dla niej miejsca w ZUS-ie, gdzie pracowała wcześniej. - Poszłam wtedy do urzędu gminy zapytać, jakich formalności muszę dopełnić, żeby otworzyć firmę - wspomina. Zrobiła, co kazali. - Jak mi wydali pozwolenie na działalność, uwzględniając lokalizację firmy byłam przekona, że wszystko jest w porządku. Nikt mi nie powiedział, że należało wtedy także zmienić sposób użytkowania pomieszczenia gospodarczego na sklep - opowiada.

- Gdy po skargach sąsiada dowiedziałam się, że jest taka potrzeba, natychmiast wystąpiłam do urzędu z wnioskiem w tej sprawie - mówi. Cieszy się, że urząd nie robił problemu. Ma jednak ogromny żal do sąsiadów. - Jak można zatruć tak komuś życie? Momentami nie mam już siły - mówi. Po drugiej stronie płotu słychać to samo. - Dramat - mówią zgodnie wszyscy...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska