Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Święci trafiali z kościoła do garażu

Dariusz Chajewski [email protected]
fot. sxc.hu
Piotr N. z kompanami włamali się do kilkudziesięciu kościołów. W dziedzinie lokalizacji najwybitniejszych dzieł sztuki sakralnej mógł śmiało rywalizować z fachowcami. W końcu zaopatrywał koneserów z całego świata.

Sierpień 2005 roku, Mycielin w gminie Niegosławice. Wśród wiernych rozległ się powszechny szloch. Zniknęła ich św. Małgorzata. Złodzieje dostali się do wnętrza świątyni od strony zakrystii wyważając kratę. Szli jak po sznurku. Po pierwsze wiedzieli po co. W kościele znajdował się tryptyk ołtarzowy, który wykonano w warsztacie słynnego Mistrza z Gościeszowic. To prawdziwy cymes. Po drugie rabusie wiedzieli jak. Wprawdzie był alarm, ale ksiądz proboszcz zamienił dachówkę na blachę, a ta skutecznie tłumiła sygnał. Nie było to żadną tajemnicą, cała wieś mówiła, że alarm jest do kitu.

Rozpaczali także fachowcy. "Wcięło" kolejny bezcenny zabytek sztuki sakralnej - blisko półtorametrową płaskorzeźbę św. Małgorzaty Antiochejskiej. Do tego figurkę klęczącego aniołka. I jak uczyło doświadczenie zginęły na zawsze...

Piętnastka za św. Wojciecha

Tym razem doświadczenie zawiodło, przede wszystkim złodziei. Bo i Piotrowi N. trudno było go odmówić. Do annałów polskiej policji trafił już w 1986 roku, gdy z katedry gnieźnieńskiej zniknął piękny, złoty relikwiarz świętego Wojciecha. Złodzieje okazali się zwykłymi idiotami - połamali dzieło i sprzedali paserom zajmującym się handlem kruszcem. Zniszczono bezcenne dzieło XVII-wiecznego holenderskiego mistrza. To Piotr N. opracował ze szczegółami plan, który w życie wprowadzili pospolici przestępcy, ale wówczas on także nie zdawał sobie sprawy z artystycznej i rynkowej wartości zabytku, a interesował go jedynie kruszec. Przy okazji wrzawy jaka wybuchła po tym rabunku zorientował się jaki błąd popełnił.

Gdy odsiadywał piętnastoletni wyrok za relikwiarz św. Wojciecha wziął się za solidne studia. Czytał i to przede wszystkim literaturę specjalistyczną. Na tyle skutecznie, że zapewne zagiąłby niejednego historyka sztuki. Znał lokalizację wszystkich liczących się zabytków. Postawił na sztukę sakralną, ale nie z duchowych pobudek, raczej tych zdecydowanie przyziemnych. Z jednej strony interesował go popyt na sakralia wśród kolekcjonerów, z drugiej wiedział o - delikatnie mówiąc - słabym zabezpieczeniu polskich kościołów. Miał także rozległe kontakty znał paserów i kurierów, którzy gotowi byli wywieźć zabytki w Polsce.

Święci w garażu

Tak wyedukowany pojawił się na naszym terenie zaraz po odsiedzeniu wyroku. I w tym samym czasie zaczęły znikać zabytki sztuki sakralnej. Pomieszkiwał u swojej przyjaciółki - Katarzyny L. w podżagańskim Tomaszowie, miał także dom w śląskim Jugowie. Pod obydwoma tymi adresami pewnego pięknego dnia pojawili się policjanci.

W pierwszym mieszkaniu znaleziono tylko kilka zabytkowych przedmiotów, ale w położonym nieopodal garażu (policjanci otworzyli drzwi łomami) były kolejne - ikony, kielichy i srebrne świeczniki. Druga ekipa w podwrocławskim mieszkaniu podejrzanego znalazła... jego wspólnika Piotra Z. Tam też były najcenniejsze antyki: figury świętych z XIV i XV w. m.in. figury z XIV i XV w. stworzone przez uczniów Wita Stwosza.

To przypominało prawdziwy sezam Ali Baby u jego czterdziestki rozbójników. Było tego tak wiele, że nie było nawet wiadomo skąd pochodzą zabytki. Na dodatek kolejne zabytki ściągano z innych dziupli, a nawet spoza granic, gdzie przy pomocy policji innych krajów namierzono paserów i kupców.

Przy okazji udało się rozpracować siatkę powiązań i kontaktów, dzięki którym ukradzione skarby trafiały do prywatnych kolekcji nie tylko w Europie. Była to doskonale zorganizowana, wyspecjalizowana i zakamuflowana grupa przestępcza o charakterze międzynarodowym.

Kościoły były bezbronne

Jak wyliczono Piotr N. w latach 2003-2006 dokonał ponad 30 włamań do kościołów i cerkwi. Ukradł dzieła sztuki o wartości ponad 3 mln zł. I jak zastrzegają historycy to znacznie zaniżone szacunki. Ich terenem łowieckim były świątynie w trzech województwach: lubuskim, dolnośląskim i wielkopolskim, a ofiarami głównie małe, wiejskie kościółki, bezbronne wobec wytrawnych myśliwych. Ich łupem padały obrazy, figury, monstrancje, księgi, świeczniki, a nawet naczynia liturgiczne.

Wyliczanka jest długa. Świątynie w Borowie Wielkim, Lubanicach, Mycielinie, Radzikowie, Starych Strączach. W maju 2004 z kościoła w Klenicy zrabował cztery figurki, warte 217 tys. zł. W Kliczkowie gang wyniósł rzeźbę Matki Boskiej z Jezusem (XV w.) oraz fragment drewnianego epitafium Rechenbergów (z XVI w.). Straty to ponad 220 tys. zł. Z innej świątyni zabrali środkową część tryptyku przedstawiającą Madonnę z dzieciątkiem.

By wydobyć fragment wart około 300 tys. zł złodzieje zniszczyli zabytek. Straty oceniono na około pół miliona złotych. Z cerkwi w Lesznie Górnym zabrali kielich, paterę i krzyż. Później były kościoły w Otyniu i Długiem. Czuli się tak bezkarni i pewni, że w lutym 2006 próbowali nawet dostać się do bazyliki w Rokitnie. Tutaj jednak alarm zadziałał.

Naprawdę mamy się czym pochwalić! Całe nasze bogactwo znajdziesz na lubuski.regiopedia.pl - największej internetowej encyklopedii Ziemi Lubuskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska