Państwo Węsławscy z Baczyny spędzają Wielkanoc rodzinnie. Mieszkają z rodzicami pana Rafała.
- Dlatego muszę przyznać, że większość przygotowań spada na teściową, bo ja nie czuję się zbyt komfortowo w kuchni - śmieje się pani Małgorzata. Ale jak w każdym domu i tu najważniejszy jest koszyczek ze święconką. - Wkładamy do niego oczywiście jajka, chlebek, baranka, szynkę, sól - wymienia M. Węsławska.
Podobne smakołyki znajdują się w koszyku u państwa Teresy i Mariana Kustosików z ul. Podmiejskiej. Pani Halina Jakubowska z ul. Marcinkowskiego dodatkowo wkłada do święconki ciasto i pieprz.
Do kawy nalewka
Koszyczek zawsze musi być przystrojony białą serwetką i bukszpanem. - I na śniadanie jadamy przeważnie tylko święcone, plus białą kiełbaskę i dobre wędliny własnej roboty - tłumaczy pani Małgorzata. Odkąd zamieszkała z teściami kiełbasę się je pieczoną.
- Moja mama robiła z wody - tłumaczy M. Węsławska. I to podobno jedyna różnica w świątecznych obyczajach, które pani Małgorzata wyniosła z rodzinnego domu, a tymi, które panują w domu męża. - Nasze mamy są z tego samego rocznika i tego samego miesiąca, więc mają te same zwyczaje - śmieje się pan Rafał.
Oczywiście na obiad i na drugi dzień świąt jadają już głównie mięsiwa, oraz żurek. - A popisowy kurczak teściowej jest wyśmienity - chwali pani Małgorzata. Kurczak jest oczywiście faszerowany mięsem drobiowym, ale wcześniej wyluzowany z kości i można go kroić w plastry.
Dla pani Haliny świąteczny obiad to przede wszystkim rosół z kury z domowym makaronem, kurczak pieczony, ziemniaki również zapiekane i do tego gotowana kapusta i obowiązkowo kompot. Odkąd mieszka sama nie szykuje już wielu potraw.
- Kiedyś to się piekło baby, mięsiwa. Teraz tylko kupuję kawałek ciasta, bo cóż mnie więcej potrzeba - zastanawia się H. Jakubowska. Ale nie spędza świąt zupełnie sama - pierwszego dnia wybiera się do przyjaciółki, drugiego inna koleżanka wpadnie do niej na kawę. - A do kawy mam swojskiej roboty nalewkę z wiśni - puszcza oko gorzowianka.
I woda kwiatowa w poniedziałek
Dla Kustosików tegoroczna Wielkanoc będzie wyjątkowa. - Bo zjechały z zagranicy córki z wnukami. W sumie przy stole zasiądzie 10 osób - mówi pani Teresa. A że dzieci mieszkają w Stanach Zjednoczonych tegoroczne menu będzie się troszkę różniło od tradycyjnego.
- Na obiad zupa grzybowa, a oprócz drożdżowych bab piekę też makowca. Bo tam daleko nie mają ani grzybów ani maku - tłumaczy T. Kustosik.
Pani Halina i Węsławscy przyznają, że w Wielkanoc najważniejsza jest rezurekcja w niedzielę rano.
- Odkąd mamy Patrycję ja chodzę z nią na późniejszą godzinę - tłumaczy pani Małgorzata. Ale pozostali domownicy wybierają się na pierwszą mszę. Pani Halina też nie ma pewności, czy w tym roku da radę pójść na 6.00 do kościoła. - Ale to właśnie modlitwa jest dla mnie najważniejsza w tych dniach - tłumaczy H. Jakubowska.
Drugi dzień świąt to oczywiście śmingus - dyngus. - W tym roku się nie pobawimy, bo jest za zimno - mówi zrezygnowany pan Rafał. I przyznaje, że nawet już jak był "starym koniem" to czasem zaszalał i lał się ze znajomymi wiadrami. - Mimo pogody symbolicznie i tak oblejemy córeczkę. Żeby uczyć ją zwyczajów - wyjaśnia mama Patrycji. Pani Halina wspomina o lanym poniedziałku sprzed wielu lat.
- Chłopcy wylewali na nas tyle wody, że suchej nitki nie było. Pamiętam jak siedziałam w łódce na stawie, a oni jeszcze wiadrami mnie polewali - opowiada. Zaznacza jednak, że wszystko to było robione w dobrym tonie, z żartem i za obopólną zgodą.
- Nie było w tym żadnej złośliwości. Nie tak jak teraz, kiedy młodzież nie szanuje innych - mówi. A u Kustosików w lany poniedziałek wszyscy zostaną symbolicznie skropieni wodą kwiatową. - Bo wnuczki są za duże na inną zabawę, ale tradycji trzeba dotrzymać - tłumaczy pani Teresa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?