Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szpital w Gorzowie: Pacjencie, nic się nie bój

Zbigniew Borek 95 722 57 72 [email protected]
Piotr Dębicki jest gorzowianinem, ma 43 lata. Był radnym lewicy, potem wiceszefem gorzowskiego szpitala, a ostatnio wicedyrektorem powiatowego szpitala w Drezdenku. Dyrektorem szpitala wojewódzkiego w Gorzowie został w czwartek, 29 sierpnia. Z zawodu jest lekarzem, specjalistą chorób wewnętrznych i reumatologii. Ma za sobą magisterskie studia menedżerskie, kursy do rad nadzorczych i zarządzania ochroną zdrowia. Żona Małgorzata jest pediatrą. Ich dzieci to: dziesięcioletnia Malwina i 14-letnia Ola.
Piotr Dębicki jest gorzowianinem, ma 43 lata. Był radnym lewicy, potem wiceszefem gorzowskiego szpitala, a ostatnio wicedyrektorem powiatowego szpitala w Drezdenku. Dyrektorem szpitala wojewódzkiego w Gorzowie został w czwartek, 29 sierpnia. Z zawodu jest lekarzem, specjalistą chorób wewnętrznych i reumatologii. Ma za sobą magisterskie studia menedżerskie, kursy do rad nadzorczych i zarządzania ochroną zdrowia. Żona Małgorzata jest pediatrą. Ich dzieci to: dziesięcioletnia Malwina i 14-letnia Ola. Kazimierz Ligocki
- Dla 350-400 tys. pacjentów nie ma dla nas alternatywy. Szpital jest przygotowany do ich obsługi, w dużej mierze wyremontowany i świetnie wyposażony. I mamy najwyższy kontrakt w regionie - mówi Piotr Dębicki, nowy dyrektor szpitala w Gorzowie.

- Jest pan cudotwórcą?
- (Śmiech) Nie, dlaczego?

- Bo tuż po pana przyjściu do szpitala w cudowny sposób odnalazły się faktury, których nie mógł znaleźć pana poprzednik.
- Ja ich nie szukałem, one tu cały czas były.

- Niech pan opowie, jak to w ogóle możliwe, że przekształcenie wielkiego szpitala w spółkę było zablokowane, bo brakowało kopii 5 tys. faktur? Gdzie te faktury były?
- Powtarzam: w szpitalu.

- To dlaczego dyr. Marek Twardowski nie mógł dostarczyć ich kopii?
- Proszę zapytać o to pana dyrektora.

- Pytam pana, pan tu teraz rządzi.
- Z tego, co wiem, wszystkie faktury były w szpitalu. Wystarczyło je skserować i dostarczyć urzędnikom pani marszałek.

- Dlaczego tego nie zrobiono?
- Dyr. Twardowski sygnalizował kłopoty techniczne.

- Jakie?
- W opinii pana dyrektora nie było komu tego zadania wykonać i na czym.

- Chce pan powiedzieć, że w szpitalu, który zatrudnia 1,5 tys. osób, ma 1,1 tys. łóżek i 192 mln zł rocznego kontraktu z NFZ, nie było ksera i człowieka do kopiowania?
- Nie. Chcę powiedzieć, że taką informację wysłał do pani marszałek dyr. Twardowski.

- I jakim cudem w końcu kopie faktur powstały?
- To nie był cud. Marszałek Elżbieta Polak wsadziła ekipę urzędników z Zielonej Góry razem z kserokopiarkami do samochodu i wysłała do Gorzowa. I oni wraz z pracownikami szpitalnej księgowości to skopiowali. Jak ja przyszedłem, już tego "problemu" nie było.

- Twardowskiego też, podał się do dymisji. I od razu znalazł się pan. Sądziłem, że dyrektora takiego molocha, i to w trakcie przekształcenia, szuka się dłużej. Jak to się robi, że trzask-prask i już jest nowy szef?
- Ani ja nie byłem obcy w tym szpitalu, ani ten szpital nie był obcy mnie.

- Ładnie powiedziane, ale co to znaczy?
- Znam trochę ludzi, w tym polityków, oni znają mnie i byłem kilka razy pytany o ocenę spraw szpitala. Proszę też pamiętać, że uczestniczyłem w przekształceniu w spółkę szpitala w Drezdenku, choć to była inna skala.

- Był pan cichym konsultantem zmian w Gorzowie?
- Za dużo powiedziane. Po prostu pytano mnie o opinię.

- I pewnego dnia zapytano pana: a może by pan wziął ten szpital na klatę?
- Dostałem zaproszenie na rozmowę z panią marszałek. Myślałem, że chodzi o opinię, ale dostałem propozycję pokierowania szpitalem.

- I praktycznie od ręki pan ją przyjął. Szybciutko, trzeba przyznać.
- Jestem menedżerem ochrony zdrowia. Mam doświadczenie, nie pierwszy raz widziałem takie dokumenty, jakie mi przedstawiono w sprawie gorzowskiego szpitala. Stwierdziłem, że wszystko w nich gra, nie ma żadnych zagrożeń, żadnej lewizny, trzeba tylko rzecz sfinalizować. Wniosek o rejestrację spółki składałem już ja.

- Dlaczego nie zrobił tego Twardowski? Taki z niego frajer, że się natyrał, a pan spije śmietankę?
- O to znów musi pan zapytać pana Twardowskiego.

- A ja znów pytam pana.
- Nie chcę się wdawać w dyskusję o moim poprzedniku, ale powiem tak: znałem poziom kompetencji menedżerskich pana Twardowskiego i niczym, co się stało w szpitalu za jego rządów, nie jestem zaskoczony.
- A może został odstrzelony, gdy ośmielił się powiedzieć, że przekształcenie na warunkach pani marszałek zagrozi bankructwem? Nie boi się pan, że jak zrobi pan albo powie coś, co jest nie w smak Elżbiecie Polak, to i pana odstrzeli?
- Nie, nie boję się, choć to jej święte prawo, bo jest przełożonym dyrektora. Jak ktoś chce być menedżerem w dużych przedsiębiorstwach, musi pożegnać się ze stabilizacją. Ja to zrobiłem już dawno. Ale ważniejsze jest coś innego: nie sądzę, by pani marszałek obawiała się prawdziwych, nawet złych, wiadomości. Pan Twardowski jednak ich nie przekazał normalną drogą, tylko urządził spektakl medialny. Argumenty, jakie podawał, nie były tego warte. Źle zaksięgowany budynek trafostacji za 260 tys. zł przy ponad 130 mln zł majątku szpitala to była kwestia drobnej poprawki. Podobnie sprawa kilku milionów "spornego" długu. Przy skali zadłużenia lecznicy (ponad 220 mln zł - dop. red.) była błahostką, którą zresztą Urząd Marszałkowski wziął na siebie.

- A wie pan, że tu, w Gorzowie, w wielu kręgach wciąż żywe jest przekonanie, że ta cała zamiana w spółkę służy tylko temu, żeby zdegradować nasz szpital do poziomu powiatowego? Dwa lata temu robiłem z panem wywiad i takie poglądy oznaczył pan skrótem SGP: Standardowe Gorzowskie Pieprzenie.
- Pamiętam i z niczego się nie wycofuję. Proszę wskazać polityka gorzowskiego - obojętnie, z jakiej opcji - któremu zależy na wyciągnięciu tego szpitala z gigantycznych długów.

- Chce pan powiedzieć, że prezydent, radni, parlamentarzyści tego nie chcą?
- Ja chcę polecieć na Marsa. Ale jak nie polecę, nic nie stracę. Podobnie z nimi: chcą, tylko co w tej sprawie robią? Cokolwiek by o Elżbiecie Polak mówić, nie można jej odmówić dobrej woli, zaangażowania i olbrzymiej pracy włożonej w tę sprawę. Pani marszałek świetnie zna ją od podszewki, opanowała niuanse dotyczące przekształcenia, terminologię, przepisy itd., choć nie jest fachowcem od tego, tylko politykiem. Jest osobiście zainteresowana powodzeniem szpitala. Sukces przekształcenia będzie jej sukcesem, porażka - jej porażką.

- Piękna laurka.
- Nie mam żadnego powodu pani marszałek się podlizywać, dyrektorem już jestem. Chcę powiedzieć przez to coś ważniejszego: przekształcenie jest przygotowane bardzo dobrze.

- Tylko czy daje pan gwarancję, że spółka jest dobrym rozwiązaniem? PiS powtarza, że to szaleństwo, bo nikt w Polsce nie zrobił tego z tak dużą lecznicą.
- Rzecz nie jest w gwarancjach, a ja nie jestem dogmatykiem, mógłbym też kierować szpitalem publicznym. Problem w tym, że nikt nie zaproponował innego rozwiązania, a pomoc państwa na oddłużenie możemy dostać, jak się przekształcimy, albo wcale. Garb długów ciągnie nas w dół. Bez spółki szpital powoli by umierał: komornicy zabieraliby "swoje", brakowałoby na sprzęt, jeden po drugim zamykano by oddziały, odchodziliby specjaliści. A teraz wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że będzie dobrze.

- Jakie znaki?
- Jak już mówiłem, przekształcenie w spółkę jest świetnie przygotowane, czekamy tylko na wpis spółki do Krajowego Rejestru Sądowego. W tym momencie pozbędziemy się wreszcie gigantycznych długów. Szpital będzie zalegał 80 mln zł, ale Urzędowi Marszałkowskiemu, swojemu właścicielowi. Pierwsza rata - 4 mln zł - jest do zapłacenia na koniec przyszłego roku, poradzimy sobie z tym. Jest jeszcze kredyt 7 mln zł, ale jak do października zapłacimy 2 mln, to 5 mln odsetek bank nam daruje. Więc zapłacimy. Komornicy wyniosą się do Urzędu Marszałkowskiego, brutalnie mówiąc, to już szpitala nie będzie dotyczyć. Jesteśmy naturalnym monopolistą, dla 350-400 tys. pacjentów nie ma dla nas alternatywy na tym poziomie w promieniu 100 km. Szpital jest przygotowany do ich obsługi, w dużej mierze - tu oddaję honory moim poprzednikom - wyremontowany i bardzo dobrze wyposażony. I mamy najwyższy kontrakt w województwie. Są braki kadrowe, do których doprowadziły automatyczne, bez przemyślenia, cięcia mojego poprzednika. I to jest dla mnie w tej chwili najpoważniejsze zadanie: przyciągnąć fachowców, których szpital stracił.

- Mówił to pan już parę razy, ale zapytam: pacjenci mają się czego bać?
- Absolutnie nie. Nie zamierzamy zamykać żadnego oddziału. Wręcz przeciwnie, myślimy o poszerzeniu działalności, m.in. wkrótce chcemy otworzyć przy ul. Walczaka oddział psychiatrii sądowej o podstawowym zabezpieczeniu. To da nam pełne usługi w tym zakresie, a więc także pieniądze. Pracujemy też nad utworzeniem oddziału radioterapii, której domagają się gorzowianie. Ona powstanie, choć nie jutro. Powtarzam: jest dobrze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska