MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W Jabłonowie i Wichowie mówią krótko: - Naszych szkół nie damy

Dariusz Chajewski
Od września tego roku dzieci będą musiały dojeżdżać do szkoły. Nie są z tego zadowolone ani one ani ich rodzice.
Od września tego roku dzieci będą musiały dojeżdżać do szkoły. Nie są z tego zadowolone ani one ani ich rodzice. fot. Paweł Janczaruk
Gmina Brzeźnica zaczęła wygaszanie dwóch szkół. Tak przynajmniej sadzą mieszkańcy Jabłonowa i Wichowa.

Nie wierzą, że zaciskanie pasa skończy się na "wywiezieniu" starszych uczniów.

Małe jest piękne. Mówi porzekadło i przekonani są do niego rodzice dzieci z Jabłonowa i Wichowa. Małe jest drogie. To opinia gminnych władz. Z prowadzonych od kilku lat wyliczeń wynika, że gmina nie może pozwolić sobie na cztery szkoły podstawowe. W końcu liczy raptem cztery tysiące mieszkańców. Uchwała intencyjna rady o ograniczeniu dzialalności obu szkół do pierwszych trzech klas zapadła w grudniu. Teraz dociera do rodziców.

- Najgorsze jest, że dla urzędników liczą się tylko słupki i liczby - oburza się Stanisława Balon z Jabłonowa. - A gdzie w tym wszystkim są nasze dzieci?

Gdyby chociaż setka

Oszczędnościowe przymiarki oświatowe w brzeźnickiej gminie prowadzono już od dwóch lat. Jednak władza bała się podpaść wyborcom. Jednak zdaniem samorządowców miarka się przebrała. Gmina wpadła w tarapaty finansowe, w minionym roku nie zapłacono już czterech rat ZUS.

- Niech nikt nie myśli, że ograniczanie dwóch szkół w Wichowie i Jabłonowie sprawia mi przyjemność lub satysfakcję - zapewnia wójt Brzeźnicy Jerzy Adamowicz. - I obiecuję, że za mojej kadencji szkół tych całkowicie nie wygaszę. Ale nie ma innego wyjścia jak ograniczenie ich działalności. Inne gminy to już zrobiły lub właśnie robią. Utrzymywanie tych placówek miało sens, gdy uczęszczało do nich 120-140 dzieci. Teraz nie ma nawet połowy, są klasy kilkuosobowe...

Przycięcie wydatków na oświatę, to zdaniem wójta i radnych jedyny ratunek przed spychaniem gminy w otchłań długów.

Bo to ich szkoła

Obie szkoły ujmują swojskością. Tutaj chodzili rodzice obecnych uczniów, dziadkowie. Nic dziwnego, że mówi się "nasza szkoła". Malutkie klasy, na korytarzach fotografie dzieciaków, które zajęły czołowe miejsca w różnych konkursach.
S. Balon z Jabłonowa nie może zrozumieć racji wójta i rady. Jej zdaniem nie należy do końca kierować się tylko rachunkami. Trzeba przede wszystkim myśleć o dzieciach.

- Przedstawiliśmy program oszczędnościowy, już teraz bardzo wiele robią tutaj sami rodzice - tłumaczy i ma żal, że nikt nie chce nimi poważnie porozmawiać. - Nie chcemy aby nasze dzieci już w wieku dziesięciu lat tułały się autobusami, bez opiekunów. Tutaj jest mała szkoła, bezpieczna, z klimatem...

Anna Najdek z Wichowa już z przerażeniem myśli o przyszłości swoich dzieci. A co będzie jak w nowej szkole będą musieli wprowadzić system zmianowy?
Władysławie Dźwil z Jabłonowa żal jest dzieci, ale także dorosłych. Tak naprawdę szkoła jest jednym z ostatnich elementów integrujących wieś. Tutaj odbywają się wszelkie spotkania, a nawet cykliczne koncerty...

- Jak tak dalej pójdzie we wsi zostanie tylko kościół... - dodaje Helena Ochota. - I cmentarz.

Ucząca w "zerówce" Olga Domaszewicz opowiada z kolei o unijnych projektach, które mogą dać się zastrzyk dla budżetu szkoły. Coś likwidować jest łatwo. Później już się tego nie odtworzy.

Nagiąć rachunki

Dyrektorka wichowskiej szkoły Jolanta Zawadzka rozumie kalkulacje urzędników. Nie rozumie jednak dlaczego tzw. racje społeczne spychane są na drugi plan. Podobnie jak w Jabłonowie jej szkoła to nie tylko miejsce, gdzie uczą się dzieci. To wiejska świetlica, dom kultury, sala widowiskowa, balowa i konferencyjna. Może rzeczywiście 50 dzieci, tyle samo uczy się w Jabłonowie, to nie porażająca liczba, ale czy dla dobra tych dzieci nie jest warto nagiąć rachunki?

Z pismem z gminy w dłoni rodzice zapowiadają, że szkoły nie oddadzą. Chociaż tak naprawdę sami nie wiedzą co mają zrobić, aby gminę przekonać do tego, że Jabłonowowi i Wichowowi szkoła jest potrzebna, że bez niej wsie umrą. Mówią o młodych ludziach, którzy zamierzają tutaj się wybudować i od razu pytają, czy we wsi jest szkoła, przekonują, że będzie kilka liczniejszych roczników i że w telewizji wspominają o wyżu demograficznym.

- Mam nadzieję, że ktoś wysłucha naszego programu oszczędnościowego - dodaje dyrektorka jabłonowskiej szkoły Ewa Podwalna - Pęczek. - Chcemy ograniczyć się do jednego budynku, zaciśniemy pasa, wszyscy pomogą. Ta szkoła, ta wieś naprawdę ma przyszłość.

Wtedy się opłacało?

Szkoła w Jabłonowie mieści się w budynku, w którym dzieci uczyły się już w XIX wieku. Także w 1945 roku tutaj szkołę uruchomiono jako pierwszą w okolicy.
- Wówczas również uczęszczało tutaj raptem 50 dzieci i wówczas się to opłacało - mówi z żalem dyrektorka Podwalna - Pęczek. - Teraz już się nie opłaca.

Babcie i dziadkowie już się szykują na poniedziałkową imprezę z okazji ich święta. Oczywiście w szkole. To jedyna szansa, aby usiąść, poczuć ukłucie dumy na widok popisujących się na scenie wnuków, porozmawiać z rówieśnikami. Także o czasach, gdy razem chodzili do tej szkoły.

- Jak sobie pomyślę, że to ostatnia taka impreza... - dodaje cicho dyrektor Zawadzka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska