Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Zielonej Górze bezdomni koczują w Dolinie Gęśnika

Anna Słoniowska 68 324 88 53 [email protected]
- Nigdy nie zostawiamy pustego obozu. Zawsze ktoś zostaje i pilnuje rzeczy - mówią bezdomni
- Nigdy nie zostawiamy pustego obozu. Zawsze ktoś zostaje i pilnuje rzeczy - mówią bezdomni fot. Mariusz Kapała
- Jak przyjdą większe mrozy, to będziemy myśleć, póki co nie pójdziemy do noclegowni - mówią bezdomni, którzy od kilku miesięcy koczują w Dolinie Gęśnika.

Idziemy wzdłuż kanału Gęśnika. Między ośnieżonymi drzewami widać nowoczesne bloki przy ul. Rzeźniczaka. Po drugiej stronie kanału - parafia pw. św. brata Alberta Chmielowskiego. Wąska, leśna droga prowadzi nas do obozowiska bezdomnych. Już z daleka widać smugę dymu. Przy ogniu grzeje się zgarbiony mężczyzna. Dookoła stoi kilka namiotów zagrzebanych w śniegu. Nic wielkiego: plandeka uniesiona na kijach, na podłodze koce i kołdra. Bezdomny zaprasza nas do ogniska. Po chwili z namiotów wychodzi dwóch innych mężczyzn. Dowiadujemy się, że w obozie mieszka pięć osób. Żyją w niewyobrażalnie trudnych warunkach. W garnku podgrzewanym przez płomienie gotuje się woda. - To do mycia - tłumaczy bezdomny. - Śniegu mamy pełno, to przynajmniej z wodą nie ma problemu.

- Zimno nie przeszkadza? - pytamy. - Czasem przeszkadza, ale jak się przykryję dwoma kołdrami, to aż się pocę z gorąca - odpowiada pan Jan. Bezdomni nie chcą nawet słyszeć o noclegowni.
- Tam wyganiają cię o 10.00 i trzeba cały dobytek ze sobą nosić. A my mamy wózek na złom, dwa psy i dwa koty. Żyjemy ze zbierania puszek. Nie wpuszczą nas z tym wszystkim do dziupli.
Pan Witold przyznaje, że za kołnierz nie wylewa, jednak zapewnia, że gdyby była nadzieja na mieszkanie, rzuciłby nałóg. - Od 20. lat jestem bezdomnym. Przedtem byłem murarzem. Zdrowie mi się pogorszyło i musiałem rzucić pracę. Zanim się zorientowałem, wylądowałem na ulicy.
Pan Witold ma matkę, siostrę i córkę, jednak kobiety nie mają warunków, żeby przyjąć go pod swój dach.

Kilka razy dziennie bezdomnych odwiedzają patrole policji. - Zaglądają do nas, żeby sprawdzić czy nie zamarzliśmy. Wczoraj przerzucili nam przez kanał kilka puszek z jedzeniem - mówi pan Witold.
Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej zna problem. - Wszyscy bezdomni podpisali oświadczenie, że nie wyrażają zgody na pobyt w noclegowni, a zmusić ich nie możemy - informuje Barbara Daszuta, kierownik działu pomocy środowiskowej w MOPS - Żeby dostać się do noclegowni, trzeba być trzeźwym i to właśnie najczęściej jest dla nich problemem. Kilkoro z nich dostaje zasiłek, inni nie chcą nawet gorącego posiłku.
W tej chwili w noclegowni przy ul. Bema zajęte są już wszystkie sto cztery miejsca, jednak kierownik noclegowni Hanna Kielich mówi, że żaden bezdomny nie zostanie odprawiony z kwitkiem. - Uruchomiliśmy wersję awaryjną, czyli materace w świetlicach. Może to nie luksus, ale lepsze to niż nic. Pracownik socjalny w zależności od sytuacji proponuje konkretną pomoc. Zwykle jest to ciepły posiłek, czasem zasiłek.

Mimo wszystko bezdomni z Doliny Gęśnika zgodnie twierdzą, że pomoc ze strony miasta jest niewystarczająca. - To wszystko, to są rozwiązania czasowe. Co nam po ciepłej zupce, jak nie mamy dachu nad głową? Nam potrzebne jest pomoc innego rodzaju. Przydałaby się praca, ale nikt nas nie zatrudni bez zameldowania i wpadamy w takie błędne koło. Gdyby było w mieście schronisko, w którym moglibyśmy zostać dłużej, to pewnie, że byśmy skorzystali - deklaruje pan Jan.
Jednak schronisko dla bezdomnych z pewnością w najbliższym czasie nie powstanie. - Nie mamy w planach budowy niczego takiego - informuje Tomasz Misiak, rzecznik urzędu miasta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska