- Dlaczego wybrałeś akurat basket jako sposób na życie?
- Można powiedzieć, że nie miałem innego wyjścia. Mój tata był profesjonalnym zawodnikiem ekstraklasy w Portoryko i kontakt z koszykówką miałem od najmłodszych lat. Jeszcze nie zacząłem chodzić, a już odbijałem piłkę (śmiech). Ojciec zabierał mnie na mecze, bywałem wśród graczy, oglądałem ich treningi. Moja pasja przyszła więc naturalnie.
- A czy kiedykolwiek myślałeś o uprawianiu innego sportu?
- Raczej nie, zawsze byłem ukierunkowywany na koszykówkę. Oczywiście często grałem również na podwórku w baseball, który jest również bardzo ważny w moim kraju. Czasem w siatkówkę, która w ostatnich latach zyskuje coraz większą popularność.
- A boks?
- Trafiłeś w sedno, bo w Portoryko to prawie religia. Wszyscy pasjonują się pięściarstwem i każdy młody chłopak marzy, aby być takim Feliksem Trynidadem. Ale ja wybrałem koszykówkę, bo jak wspomniałem, to przyszło w mojej rodzinie naturalnie. Mój tata był takim pierwszym trenerem.
- W końcu wyjechałeś do USA. Szybko się zaaklimatyzowałeś?
- Miałem 16 lat i zacząłem uczyć się w prywatnej szkole w Melbourne na Florydzie. Nie miałem problemu, szybko złapałem kontakt z rówieśnikami. Myślę również, że bardzo pomogła mi właśnie koszykówka, bo tam zacząłem moją karierę.
- W końcu zacząłeś grać regularnie w NCAA (amerykańska uniwersytecka liga koszykówki - dop. red.). Jaka ona jest od środka?
- Na pewno wszystko wygląda inaczej niż w Europie. Z kilku względów. Po pierwsze tam wychodzi się z założenia, że to liga, która ma przygotować zawodników do gry w NBA, więc nie jesteśmy traktowani jak profesjonaliści. Tam trener jest dla nas jak ksiądz, którego trzeba się bezwzględnie słuchać. Jest też coś w rodzaju wyścigu szczurów, bo każdy chce pokazać się z jak najlepszej strony. Wielu graczy zostaje po treningach, aby być jeszcze doskonalszym. W końcu tylko około dziesięciu, może piętnastu procent zawodników dostaje się później do NBA, które jest marzeniem każdego rozpoczynającego przygodę z basketem.
- Jak porównałbyś siłę NCAA i naszej ligi?
- Trudno mi powiedzieć, bo zagrałem dopiero jeden mecz, ale tu wszystko wygląda inaczej. Potrzeba mi więcej czasu.
- Wiem, że miałeś okazję porozmawiać z samym byłym prezydentem USA Georgem W. Bushem...
- I to dwa razy. Wizyta w Białym Domu to naprawdę wielkie przeżycie. Ja z kolegami z drużyny mieliśmy tę przyjemność po dwóch tytułach mistrzowskich w NCAA. W Ameryce to taka tradycja, że najlepsze ekipy uniwersyteckie w danej dyscyplinie, są zapraszane na jeden dzień do prezydenta.
- I jaki był Bush?
- Naprawdę fajny, wyluzowany facet. Zjedliśmy śniadanie, pogadaliśmy. Niesamowite przeżycie, bo przecież niewielu na świecie może mieć tę przyjemność, aby być zaproszonym do Białego Domu.
- Przejdźmy do Zastalu. Dlaczego wybrałeś akurat zielonogórski klub?
- Po prostu przedstawił najlepszą ofertę. Wcześniej, gdy skończyłem grę w lidze uniwersyteckiej i nie dostałem się do NBA, miałem kilka propozycji z Europy. Ale żadna nie była konkretna i wróciłem do Portoryko, gdzie walczyłem w naszej ekstraklasie A trzeba przyznać, że ta liga jest mocna, bo gra tam wielu zawodników z NBA. W ubiegłym po parkietach biegał Antoine Walker, czy Marcus Williams. A ja muszę się pochwalić, że zostałem wybrany najlepszym pierwszoroczniakiem.
- Gratulacje.
- Dziękuję. Myślę, że to był jeden z powodów, dla których zainteresowanie moją osobą europejskimi klubami ponownie wzrosło. Ale najlepszą ofertę przysłał Zastal i przyjechałem.
- Ja wyobrażałeś sobie Polskę? Pytam, bo często zdarzają się historie, to taka mała anegdotka, że ludzie z Zachodu myślą, że po naszych ulicach biegają niedźwiedzie polarne...
- (śmiech). Wiem, wiem. Ale ja dokładnie sprawdziłem wszystko w internecie. Poczytałem o Polsce, podpytałem się kolegów grających kiedyś w waszym kraju. Oczywiście każdy mówił mi, że jest strasznie zimno, ale o niedźwiedzie was nie podejrzewałem (śmiech).
- Czy zatem Polska spełniła twoje oczekiwania?
- Tak, czuję się tu świetnie. Ale ogólnie jestem typem człowieka, który uwielbia poznawać nowych ludzi, kultury. Łatwiej mi się było tu zaaklimatyzować, bo miasto jest podobnej wielkości do Melbourne na Florydzie.
- Próbowałeś jakichś naszych specjałów?
- Wszyscy opowiadali mi o waszym serze (śmiech). Nie wiem dlaczego akurat o tym, ale przyznam, że jest bardzo dobry. Aha i kiełbasa, jest zupełnie inna niż w USA i z pewnością dużo lepsza. Ogólnie musiałem się przerzucić z hot-dogów, ryżu i fasoli na jajka i inne wasze specjały. Ale nie mogę narzekać, a wręcz bardzo podoba mi się ta odmiana.
- Zwiedzałeś już Zieloną Górę?
- Byłem w kilku miejscach, ale nigdzie konkretnie. Powiedzmy, że trochę się poszwendałem po deptaku, ale w ostatnich dniach przez to zimno wolę siedzieć w domu.
- Więc co robisz w wolnych chwilach?
- Luzuję się. Nie jestem typem człowieka, który szuka imprez czy specjalnych wydarzeń. Nie lubię tłumów. Wolę odpocząć w moim pokoju przy dobrym filmie. Oczywiście bardzo dużo rozmawiam przez skype'a z moją rodziną i znajomymi. Ale ogólnie "chill man". To lubię najbardziej.
- Tęsknisz za bliskimi?
- Już się przyzwyczaiłem do długich nieobecności w domu więc nie bardzo. Może inaczej, brakuje mi ich obecności, możliwości porozmawiania na żywo, a nie tylko przez mikrofon i ekran monitora.
- Masz dziewczynę?
- Stary, mam żonę i dwójkę dzieci (śmiech).
- Bo chciałem zapytać, czy podobają ci się polskie dziewczyny, które są uważane za jedne z najpiękniejszych na świecie...
- Są ładne, ale to co najbardziej mnie w nich urzeka, to te cudowne oczy. Można przy nich zwariować...
- Wróćmy do basketu? Jakie widzisz różnice między sposobem trenowania w USA i Polsce?
- Z mojej perspektywy mogę powiedzieć, że różnica jest bardzo duża, ale nie ze względu na sposób trenowania tylko podejście do zawodnika. Ponieważ ja grałem w lidze uniwersyteckiej, to jak mówiłem, traktowano nas jako zawodników, którzy dopiero się uczą. Tutaj jestem profesjonalistą i tak szkoleniowiec do mnie podchodzi. Nie każe mi robić pewnych rzeczy, bo wie, że nie musi mi tego tłumaczyć. Jeśli chodzi o trenera Herkta, to świetny fachowiec, który robi tu fenomenalną robotę. Świetnie mi się z nim współpracuje, jak i z całą drużyną.
- Ja wspominasz pierwszy mecz z Asseco Prokomem?
- Pokonać mistrza, nawet w okrojonym składzie, to wielka sprawa. Naprawdę super mi się grało. Mam nadzieję, że w kolejnych spotkaniach również będziemy zwyciężać.
- Chciałbyś coś powiedzieć zielonogórskim kibicom?
- Jesteście wspaniali. Atmosfera na ostatnim spotkaniu była niesamowita. Ten gorący doping i przede wszystkim ci fani z tymi bębnami zrobili prawdziwy kocioł. Wierzę, że na następnych meczach będzie Was jeszcze więcej i zrobicie jeszcze większą jazdę. A my postaramy się odwdzięczyć zwycięstwami.
- Dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?