Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Watahy psów wałęsają się i zagryzają leśne zwierzęta. Gmina rozkłada ręce

Janczo Todorow 68 363 44 99 [email protected]
- Psy są okrutne, zagryzione daniele długą się męczą, zanim zdechną - mówi Marek Czajkowski.
- Psy są okrutne, zagryzione daniele długą się męczą, zanim zdechną - mówi Marek Czajkowski. Janczo Todorow
Błąkające się psy pustoszą gospodarstwo agroturystyczne w Bogumiłowie (gm. Żary). Coraz częściej zagryzają również zwierzynę leśną. W gminie rozkładają ręce, mimo iż urzędnicy powinni rozwiązać problem.

Marek Czajkowski, właściciel gospodarstwa, jest mocno poirytowany tym, co się dzieje. - Od kilku lat hoduję daniele, owce, łamy i kozy. Mam nawet jednego osiołka. Jakiś czas temu zaczął się problem z wałęsającymi się psami. Najpierw zagryzły mi sześć owiec, przy okazji poraniły lamę i jej młode, które później zdechły. W zeszłym roku zaatakowały kilka danieli, które również padły. W ostatnią sobotę był kolejny atak. Tym razem wygłodzone psy przeskoczyły przez ogrodzenie. Znalazły sobie miejsce, w którym składowane było pocięte drewno. Zabiły dwa daniele: byka i łanię z dużym płodem. Straciłem ponad 2 tys. zł. Pracownicy widzieli watahę psów - dodaje.

Przeczytaj też: To była rzeź. Drapieżniki pożarły małe muflony - zawiadomił nas Czytelnik (drastyczne zdjęcia)

Zdaniem Czajkowskiego, nie można mówić, że po okolicach grasują bezpańskie zwierzęta. - Wszystkie mają jakiegoś właściciela. Ludzie puszcza je wolno i nie troszczą się o ich byt. Członkowie stada nie są tylko z Bogumiłowa, ale także z okolicznych wsi. Dochodzi do tego, że atakują zwierzynę leśną, sarny w łowisku, dlatego dochodzi do zubożenia pogłowia w okolicznych lasach - zaznacza.

Właściciel gospodarstwa jest łowczym koła "Cietrzew". Opowiada, jak kilka lat temu myśliwi kupili 12 danieli. W krótkim czasie rozmnożyły się do ponad 40 sztuk. Dziś trudno je spotkać na leśnych ścieżkach, chociaż nie było ich odstrzału. - Gdyby atakowały je wilki, to by pozostawiały ślady. Nawet małe kundle są w stanie wykończyć daniela albo sarnę. Gonią ją tak długo, aż opadnie z sił i wtedy zagryzają. Psy są bardzo okrutne, nie zabijają od razu i zwierzę długo się męczy, zanim skona - opowiada M. Czajkowski.

Na domiar złego myśliwi mogą się temu tylko przyglądać, bo przepisy nie pozwalają im strzelać do agresora, nawet jeśli na ich oczach atakuje zwierzynę.

- Prawo jest złe - ucina wójt Wiesław Polit. - Ciężko jest ustalić, czy pies ma pana, czy nie. Należałoby zwierzętom zakładać chipy, ale to są wielkie koszty. Nie jest również łatwo wyłapać błąkające się psy. A z tymi, które zostały złapane, nie ma co zrobić. W zeszłym roku na wyłapywanie i przetrzymywanie w schronisku w Piotrowie wydaliśmy 80 tys. zł. Problem dotyczy nie tylko naszej gminy, ale wszystkich samorządów. Schroniska są przepełnione, a psy rozmnażają się bardzo szybko - tłumaczy wójt.
Niestety, niektórzy właściciele czworonogów "rozwiązują" problem w prosty sposób. - Kilka dni temu jechałem samochodem przez Drożków i zauważyłem, jak jadące przede mną auto zwolniło i ze środka wyrzucono psa. Szkoda, że nie zdążyłem zanotować numeru rejestracyjnego - opowiada Jan Gajda, radny i sołtys Olbrachtowa.

- W moim gospodarstwie zdarzały się przypadki podrzucania zwierzaków. Szczególnie przed urlopami. Kundle na początku są milutkie, ale później, gdy nikt ich nie chce przygarnąć, stają się agresywne. Ręce opadają. Pozostaje jedynie apelować do mieszkańców, żeby pilnowali swoich psów, bo puszczone luzem wyrządzają szkody. Mogą być niebezpieczne także dla ludzi - dodaje Czajkowski.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska