Stefan ma dziś sześćdziesiątkę, a życie wypisane w tatuażach, kropach i starych, dawno zabliźnionych sznytach. Lata w kryminale? Sam nawet nie wie, ile w nich przesiedział. Święta? Niemal wszystkie tam. - Pierwsza Wigilia za kratami? Zaraz, to było w 1970. Miałem 16 lat. Zamknęli mnie chyba w październiku. To był mój pierwszy raz. Poszedłem siedzieć za głupstwo. Ot, chcieliśmy się z chłopakami przejechać. Włamaliśmy się do fiata. Jeden z kolegów już umiał uruchomić samochód na styk i pośmigaliśmy. Niestety, nie wyrobiliśmy zakrętu i skończyliśmy na drzewie. Chłopaków zamknięto w pierdlu, bo byli starsi, mnie do poprawczaka. I wtedy właśnie spędziłem pierwsze święta poza domem. Jak było?
Można wytrzymać. Zeks, który miał dyżur, sprowadził sobie jakąś panienkę z miasta i zabawiali się na dyżurce. Nie łaził, więc i nie sprawdzał. Jeden z chłopaków miał wino domowej roboty, które przyniósł z przepustki. Wypiliśmy, starczyło po trzy łyki. Z betoniary leciały kolędy. Jeden małolat się poryczał. Kurwa, miałem łzy w oczach, ale wytrzymałem. Pomyślałem o starych, którzy w sumie byli w porządku i stale mi gadali, że skończę w kryminale. Jeszcze w nim nie byłem, ale dwa lata później już tak.
Więcej przeczytasz w poniedziałek (24 grudnia) w papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?