Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiktoria nie żyje opiekunowie oskarżeni

Henryka Bednarska
Nagrobek dla Wiktorii zrobili rodzina Henryka, chrzestna Kacpra i jej znajomi.
Nagrobek dla Wiktorii zrobili rodzina Henryka, chrzestna Kacpra i jej znajomi. fot. Henryka Bednarska
Była bita po twarzy, głowie, brzuchu i nogach. Obrywała rękoma i laczkiem. Bliskich nieżyjącej już Wiktorii prokuratura oskarżyła o znęcanie się nad nią.

Ta śmierć wstrząsnęła i Niegosławiem, gdzie się zdarzyła, i Drezdenkiem. - Czułem, że coś się stanie, ale co mogłem zrobić. Tak, mam wyrzuty sumienia - przyznaje dziś Henryk (nie chce nazwiska w gazecie). Wtedy, we wrześniu, bronił opiekuna Wiktorii. Mówił, że ludzie za wcześnie wydali na niego wyrok. Teraz sam oskarża.

W poniedziałek rusza proces w sprawie śmierci sześcioletniej Wiktorii, która od kwietnia 2005 r. do tragicznego 3 września tego roku przebywała w rodzinie zastępczej K. w Niegosławiu.

Prokuratura oskarża trzy osoby: opiekuna Marka K. o znęcanie się nad Wiktorią przez cały okres jej pobytu w rodzinie (grozi za to do pięciu lat pozbawienia wolności) i o to, że nie wezwał lekarza, gdy dziecko tamtego 3 września było chore (grozi za to do trzech lat pozbawienia wolności). Zarzut nieudzielenia pomocy ma też jego żona Renata K. O znęcanie się nad Wiktorią prokuratura oskarżyła również matkę Renaty Felicję N.

Kto komu wierzy

O sprawie pisaliśmy tuż po tragedii. W niedzielę (3 września) Wiktoria narzekała na ból brzucha. Narobiła w majtki. To zdenerwowało Marka K. Jak powiedział prokuratorowi, uderzył dziewczynkę kilka razy w brzuch. Po południu Wiktoria zwymiotowała pierwszy raz, później jeszcze kilka razy. Ani on, ani Renata K., gdy wróciła do domu, nie wezwali lekarza. - Myślałam, że kłamie - mówiła nam wtedy Renata K. Rano dziecko nie żyło.

Marek K. sam wówczas oskarżył się o śmierć dziecka. - Uderzyłem i zabiłem - powiedział koledze. Ale jak wykazali biegli, przyczyną zgonu było zapalenie otrzewnej, powstałe przez nieusunięty na czas wyrostek robaczkowy.

Już wtedy ludzie w Drezdenku podzielili się na tych, którzy wierzą rodzinie K., i tych niewierzących ich tłumaczeniom. A Renata K. mówiła ,,GL'', że chciała zrezygnować z adopcji, bo Wiktoria była trudnym dzieckiem: kłamała, kradła, chomikowała różne rzeczy, np. jedzenie, nawet lekarstwa Kacpra (adoptowanego syna rodziców K.). No i nie słuchała poleceń.
Marek K. trafił do aresztu. Jest w nim do dziś.

Kto jest ofiarą

Według prokuratury Marek K. bił Wiktorię pięściami i laczkiem po całym ciele. W czasie sekcji zwłok biegli doszukali się u dziecka nawet obrażeń głowy, które powstały 18 godzin przed zgonem. Dziewczynka była bita również przez ,,babcię'', najczęściej po twarzy, i szarpana za włosy. Według świadków, których przesłuchała prokuratura, ,,babcia'' odzywała się do Wiktorii ,,jak do psa'', zaś opiekun za wszystko ją karcił. - Był dla niej bardzo surowy - mówi ,,GL'' chrzestna Kacpra.

Dziecku zakazywano opuszczania swojego pokoju przez wiele godzin, oglądania bajek, jedzenia deseru. Inni świadkowie chwalą rodzinę K.: że dbali o dzieci, wozili do lekarza, kiedy trzeba.

Tamtego dnia nie zawieźli. A jak orzekli biegli, gdyby trafiła do lekarza, to by nie zmarła. - Byłoby śmieszne, gdybym nie dostała zarzutu, przecież byłam w domu - mówi dziś ,,GL'' Renata K. Jest przed domem, wiesza świąteczną dekorację. Krzyczy niemal, żeby dać jej spokój.

- Dlaczego nie interesowaliście się nami, gdy Kacper był w szpitalu? Przez te miesiące byłam zaszczuta jak zwierzę. My też jesteśmy ofiarami. Znikąd pomocy. Myśli pani, że śpię normalnie? A gdzie psycholog dla męża? - wyrzuca z siebie. O oskarżeniach prokuratury mówi, że są nieprawdziwe. - Sprawiała tyle problemów wychowawczych. Czy to znęcanie się, jak mama pociągnęła ją za rękę?! - w głosie Renaty K. pełno emocji.

Kto zawinił

Pan Henryk, kiedyś bliski kolega rodziny, nie wierzy emocjom Renaty. - Ona gra, robi teatr - twierdzi. Widział jej zachowanie, gdy nalegał, by Wiktorię pochować w Drezdenku. - Ona chciała, żeby w Zielonej Górze - mówi. I wspomina, gdy w lipcu robił porządki wokół posesji K., bo prosił go Marek. - Upał straszny, Kacper kąpał się w basenie, chodził z babcią na spacer, a Wiktorii nie widziałem trzy dni. Zapytałem i dowiedziałem się, że jest w swoim pokoju. Czułem, że dzieje się coś niedobrego - przyznaje. I jak pół Drezdenka zastanawia się, kto zawinił.

Rodzina K. wzięła dziecko z Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego w Zielonej Górze. Chcieliśmy zapytać, czy przed oddaniem Wiktorii sprawdzono rodzinę K. i dlaczego tak szybko odbyło się przekazanie dziecka. Ale dyrektorki ośrodka nie było w pracy, a - jak usłyszeliśmy - nikt inny nie może udzielać informacji.

Izabela Najdek, kierowniczka Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Drezdenku, już we wrześniu zastanawiała się, że dziecko skierowano do ,,takiej rodziny''. - To było dziwne - powtarza dziś. Bo syn Renaty K. był przed pięcioma laty zamieszany w zabójstwo matki kolegi. Później powiesił się w areszcie.

- Zielona Góra dała dziecko, ale kwalifikacje, by być rodziną zastępczą dostaliśmy w gorzowskim ośrodku - przypomina Renata K. Dyrektorka Jolanta Kwiatkowska potwierdza, ale dodaje, że kwalifikacje to tylko etap do przyjęcia dziecka. Później oceniany jest kontakt dziecka z rodziną. Nie stworzą jej, jeśli się nie zgrają. I dopiero wtedy zapada decyzja sądu. Gorzowski ośrodek nie dał dziecka rodzinie K. Intuicja? - Nie mogę o tym rozmawiać - mówi dyrektorka.

Przyznaje jednocześnie, że ponosi pełną odpowiedzialność za decyzję komisji kwalifikacyjnej. Jej zdaniem winę za to, co się stało, ponoszą wszyscy, także instytucje, z którymi na różnym etapie opieki nad Wiktorią zetknęła się rodzina K.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska