Jak ja lubię wino... To jedna z moich licznych słabości. I do tego, niestety, lubię wino dobre. Co nie zawsze znaczy drogie, ale zawsze oznacza, że trzeba dokładnie studiować etykiety. Ostatnio przywiozłam sobie kilka butelek z wakacji - z Niemiec i Czech. Oczywiście, niemieckiego wina i morawskiego. Bo trunki z innych krajów mogę przecież kupić w supermarkecie.
Coś mi się wydaje, że takich turystów, którzy oprócz pamiątki chcieliby przywieźć z wakacji butelkę dobrego wina, jest więcej. A szczególnie na Winobraniu. I co będą mogli zabrać ze sobą z Zielonej Góry? Butelkę włoskiego trunku. Nie zielonogórskiego, nie lubuskiego, ale włoskiego lub chilijskiego... Nie wiem, czy skorzystałabym z takiej oferty...
Ratunkiem mają być okolicznościowe etykiety. Jeden z handlowców dołączył nawet do butelki Walc Winobraniowy. Ale zielonogórskiego wina to nie zastąpi.
Jakoś nie udaje się wyjść winiarzom z tego zaklętego kręgu przepisów, akcyz, składów celnych i innych atrakcji. Już posłowie mieli nawet przyjąć ustawę, która ułatwiałaby "winne" opodatkowanie. Ale się Sejm rozwiązuje i znów figa.
Coś się boję, że to nie będzie ostatni rok, gdy zielonogórskie wino będziemy tylko oglądać. No chyba że samorządowcy, politycy i winiarze wezmą się za ten temat na poważnie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?