Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wśród Indian Uru (zdjęcia)

Maciej Wilczek
fot. Maciej Wilczek
Jezioro Titicaca leży na wysokości ponad 3800 metrów n.p.m. Ma ponad 200 km długości i 90 km szerokości. Indianie Uru zostali z lądu przepędzeni na wyspy jeziora Titicaca. Legendy głoszą, że Uru to najstarszy lud Ameryki Południowej.

[galeria_glowna]

W kierunku wysp

Kilka minut po godzinie 8.00 wypływamy z naszym kapitanem na jezioro. Toń wcale nie jest błękitna jak opisywano to w przewodnikach. Raczej ciemna i szara. Płyniemy nas 8 osób. Czworo turystów plus tubylcy. Łódź powoli przebija się przez ogromne trzcinowiska. Wiatr się wzmaga. Jest zimno. Towarzyszący nam Czech ma twarz tak mocno spaloną przez słońce, że z popękanej na policzkach skóry, broczy krwią zmieszaną z ropą. Niewiele pomagają opatrunki. Tu, na Altiplano, trzeba zachować szczególną ostrożność. Nawet niewielki błąd wędrowca mści się okrutnie. Cierpiący Peter chowa się przed atakującymi go muchami pod pokład...

U Indian Uru

Dobijamy do wysp Indian Uru. Powstają one z trzciny totora, która stanowi budulec - chaty, łodzie, odzież, ale i żywność. Od tysięcy lat lud ten używa takiego samego sprzętu jak jego przodkowie. Przez wiele pokoleń Indianie ci izolowali się od innych. Mówią swoim językiem i nie przepadają za Indianami Ajmara. Teraz to się zmienia i coraz trudniej spotkać Uru czystej rasy.

Wysiadamy. Miękkie podłoże kołysze się delikatnie. Indianie są gościnni. Trudno się temu dziwić. Wszak żyją z turystów. Smakujemy trzcinę - jest smaczna. Ale skąd wyrwana? Lepiej nie mówić! Wokół wyspy piętrzą się odpady. Indianie również potrzeby fizjologiczne załatwiają również wprost do jeziora. Czar mija, a trzcina staje nam w gardle.

Demony, złoto i polski botanik

Stary Indianin opowiada nam historię o demonach mieszkających nad jeziorem. O Illimani i Ancohumie ledwo co widocznych po drugiej stronie jeziora ponad sześciotysięcznych wulkanicznych górach. Jak głosi legenda Illimani została wyznaczona przez bogów do pilnowania pokładów złota zalegających przed wiekami w potoku Chukiyawu. Obie góry próbował zdobyć w XIX wieku polski podróżnik i botanik Józef Warszewicz. Bez powodzenia. Ale za to przeżył katastrofę statku, który zatonął u wybrzeży Ameryki Południowej.

Tam, gdzie ludzie są szczęśliwi

O zmroku dobijamy do przystani na Amantani. Nocleg mamy zapewniony u wyspiarzy. Po stromych schodach wchodzimy do czystego pokoju. Surowe wnętrze, ciepłe koce. Brak prądu, wody. W chacie nie ma komina więc dym wydobywa się drzwiami. Po chwili na naszym stole ląduje ciepły, skromny posiłek. Do picia mate (z nieznanych nam roślin), jajka sadzone z ziemniakami, zupa z prosa z jarzynami. Proste jedzenia tak jak prości są mieszkańcy. Romantyczna toń, góry, ślady Inków, cudowne zachody słońca. Tu nikt nie udaje innego niż jest naprawdę. Indianie są uczciwi, radośni, skorzy do żartów, tańca i zabawy. Europejczyk, który tu się pojawia szybko dostrzega zupełnie inne wartości życia. Na jakiś czas staje się kimś innym. Szkoda, że tylko na jakiś czas...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska