Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z Trzciela do Australii. I z powrotem do Trzciela

Andrzej Chmielewski
Andy Kalleske z przyjaciółmi na rogatkach Trzciela.
Andy Kalleske z przyjaciółmi na rogatkach Trzciela. Andrzej Chmielewski
Australijczyk Andy Kalleske przyjechał ostatnio do Trzciela szukać śladów po swoich przodkach. I odkrył przy okazji mało znany, ale jakże interesujący epizod z historii tej miejscowości.

Emigracja religijna z terenu powiatu międzyrzeckiego do Australii nie doczekała się jeszcze naukowego opracowania, choć to arcyciekawy temat. Emigrantami byli luteranie, którzy w pierwszej połowie XIX w. opuszczali rodzinne miejscowości w zachodniej Wielkopolsce i na Dolnym Śląsku w poszukiwaniu nowego domu na antypodach.

Po wielomiesięcznych pertraktacjach z rządem Prus, miejscowi luteranie otrzymali zgodę na wyjazd. Pierwsza grupa wyruszyła w 1838 r. pod przewodnictwem pastora Augustem Kavelem z Kramska, który był ojcem duchowym zgromadzenia. Postanowili opuścić rodzinne gospodarstwa, choć wielu z nich było przerażonych podróżą i życiem na antypodach, gdzie - jak wówczas powszechnie uważano - ludzie chodzą na głowach...

Swoją podróż luteranie rozpoczęli w Hamburgu na żaglowcu „Prince George”. Byli to osadnicy z wielu miejscowości: Okunina, Klępska, Kargowej, Kolesina, Żółkowa, Karczyna, Krężołów, Łęgowa, Kępska, Ostrzyc, Kiełcza, Kij oraz Trzciela. Z tego ostatniego miasta na pokładzie statku pochodziła między innymi rodzina 44-letniego wówczas Johanna Georga Kalleske, urodzonego w 1794 r. w Brójcach.

Potomkowie tej rodziny nadal mieszkają w Australii i mimo upływu wielu lat pielęgnują związki z ojczyzną swoich przodków. Jednym z nich jest Andy Kalleske, który niedawno szukał śladów swojej rodziny w Trzcielu i w Brójcach.

- W Polsce byłem już dwukrotnie. Zwiedziłem Trzciel i Brójce skąd pochodzą moi przodkowie. Wielką pomoc w moich badaniach nad historią mojej rodziny uzyskałem w Muzeum w Zielonej Górze - mówi Andy Kalleske, którego pradziad był kupcem i młynarzem w Tirschtiegel, obecnym Trzcielu.

W listopadzie i grudniu 1838 r. oraz w styczniu 1839 r. na czterech statkach do Portu Adelaide w południowej Australii przybyło łącznie 517 osadników. Większość emigrantów ze wschodnich terenów ówczesnych Prus stanowili ewangelicy. Dlaczego? Byli niezadowoleni z unii kościelnej ewangelików z kalwinami w 1830 r. Król pruski Fryderyk Wilhelm III twardo dążył do utworzenia jednego kościoła związanego z państwem. Luteranie, którzy postanowili pozostać przy swoich starych obrządkach, narażeni byli na szykany i dyskryminację. Byli to głównie Niemcy, lecz na emigrację decydowali się także Polacy. W tym również katolicy.

Polscy emigranci pochodzili głównie z Dąbrówki Wielkiej, Babimostu, Zbąszynia i Paradyża w południowej Australii powstała osada Polish Hill River niedaleko miejscowości Sevenhill. Polska kolonia szybko rozrosła się do ponad 300 osób. W osadzie funkcjonowała szkoła, gdzie nauczano po polsku i angielsku. W 1871 r. konsekrowano kościół pod wezwaniem św. Stanisława Kostki.

Australia od początku zasiedlania była traktowana jak kolonia karna, gdzie zsyłano przestępców z Wysp Brytyjskich. Do 1858 r. osadzono tu ponad 160 tysięcy różnego rodzaju przestępców - zarówno mężczyzn jak i kobiet. Za datę właściwej kolonizacji przyjęto 1830 r, gdy na kontynent nastąpił większy napływ osadników wraz z rodzinami. Z czasem przyczyny wyjazdów na tle religijnym zastąpiły ekonomiczne. Potem pionierzy sprowadzali dalszych członków swoich rodzin. Tworząca się młoda kolonia angielska potrzebowała ludzi wykształconych i rzemieślników z różnych branży. Tymczasem emigrantów z Prus charakteryzowała wielka pobożność, radość życia i pracowitość, co czyniło z nich doskonałych kolonizatorów.

Autor zamieszczonego w „Southern Australian” artykułu z 1 maja 1839 r. pisał:
„Przybysza uderza miłe usposobienie i grzeczne maniery tych ludzi. Mężczyzna unosi kapelusz, gdy cię mija i kłania się z zachowaniem odległym od prostactwa i służalczości. Kobieta, choć może ugina się pod ciężarem niesionego drewna, uśmiecha się, okazując przechodzącemu przybyszowi wyraz pełnej szacunku uprzejmości. Nawet nieliczni tubylcy pomagający im w niektórych pracach, zdają się przejmować ich ducha, postępując z rezerwa i nie narzucając się”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska