Rozpoczęły się prace przy remoncie zalewu w Małomicach. Jego rewitalizacja będzie kosztować ok. 8 mln zł, z czego większość zapłaci Unia Europejska. Samorząd z własnej kasy wyda ponad 200 tys. zł. Roboty mają się zakończyć za rok. - To będzie zbiornik retencyjny, ale będzie też spełniał funkcje rekreacyjne - wyjaśnia Jacek Grzelak z Urzędu Miasta w Małomicach.
Żeby można było oczyścić i poszerzyć zalew, trzeba było z niego spuścić wodę i odłowić pływające w nim ryby. Odłów zaczął się w poniedziałek i trwał przez kilka dni. Pracami zajął się zarząd PZW w Zielonej Górze. - Do końca ubiegłego roku to było łowisko specjalne, należące do nas - tłumaczy B. Bolik. - Gdyby takie zostało, to my byśmy mieli prawo do odłowu i sprzedaży ryb. Pieniądze zasiliłyby kasę naszego koła i mielibyśmy fundusz na ponowne zarybienie zalewu. Ale nasz poprzedni prezes zerwał umowę z PZW w Zielonej Górze na łowisko specjalne i z tego powodu zabierają nasze ryby!
- Mam kartę wędkarską od 57 lat - mówi z żalem Jan Sieniuć. - Bardzo lubię spędzać czas nad wodą. Mówią, że po remoncie znowu zarybią zalew, ale ryby będą małe i minie sporo czasu, zanim osiągną odpowiedni wymiar.
- Nie ma innego wyjścia, trzeba wypuścić wodę i odłowić ryby - wyjaśnia Michał Motowidełko z zarządu PZW w Zielonej Górze. - Jednak to się odbywa humanitarnie. Ryby trafią do pobliskich akwenów. Między innymi do innego zbiornika w Małomicach.
Piotr Grzych z zarządu koła PZW Małomice uspokaja, że miejscowi wędkarze nie są pokrzywdzeni. - Gdyby łowisko miało nadal status specjalnego, to my byśmy musieli pokryć wszystkie koszty związane z odłowem - podkreśla. - Czyli wynająć ludzi, specjalny samochód, a także urządzenia, które dotleniają wodę. W zbiorniku jest ok. 4 ton ryb i ich sprzedaż mogła nie pokryć wszystkich kosztów. Przedsięwzięciem zajął się zarząd PZW, a my nadal możemy wędkować, czy to na miejscu, czy też w okolicach. A po zakończeniu prac, zalew znowu zostanie zarybiony.
Ryby się męczą?
Spuszczanie wody i wyławianie ryb zgromadziły tłum gapiów na brzegach zbiornika. - Przecież one tam pozdychają w błocie - denerwuje się pani Maria. - Tyle lat żyły w stawie, a teraz je zabierają. Nie wiadomo dokąd!
- Nie mogę na to spokojnie patrzeć - zaznacza pan Ryszard. - Tuż obok jest kanał Bobru. Powinni je do niego przenieść w siatkach, a nie męczyć przewożeniem w zamkniętych zbiornikach na samochodzie.
Wędkarze tłumaczą, że nie ma mowy o męczeniu zwierząt. - Woda nie jest spuszczana do końca - dodaje P. Grzych. - Jest dotleniana, dopóki wszystkie ryby nie zostaną zebrane.
Największy podziw zgromadzonych wywołały ogromne, 30 kilogramowe tołpygi, które od 12 lat żyły w środku zbiornika. - To obcy gatunek, który traktujemy jak szkodnika - tłumaczą wędkarze. - Żywią się planktonem, a duże sztuki polują na małe rybki. Te już nie trafią do stawu.
Oprócz imponujących tołpyg wyłowiono szczupaki, sandacze okonie i wiele innych, ciekawych gatunków ryb. Część można było na miejscu kupić i zabrać do domu. Reszta została rozwieziona i wypuszczona do pobliskich akwenów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?